Pieśń o kruku. Paweł LachЧитать онлайн книгу.
– odparł Ulrond – Na jego ramieniu zasiadał kruk. Nie wiem tylko kto był czyim heroldem, a kto panem…
– Śmierć nie ma do ciebie dostępu, królu – powiedziała złotowłosa dziewczyna, całując w policzek swego króla i uśmiechając się. – Przechadza się czasem pod murami twego zamku, to prawda. Widziałam ją i ja – dodała z wyraźnym lękiem. – Dzierży w kościstej dłoni latarnię, która rzuca mrok, nie światło… Nie przyszła jednak po ciebie przez wieki. Nigdy już nie przyjdzie.
– Nie martw się, królu – rzekł chłopak. – Śmierć zapomniała o tobie.
Ulrond spojrzał na okno, w którym szkliły się zimnym blaskiem gwiazdy.
– Nie martwię się, że śmierć po mnie przychodzi – odparł, spoglądając w noc. – Ja… Ja się cieszę.
Ziarna piasku przesypywały się jedno po drugim, a czas zdawał się wracać do starego rytmu.
Ogniki, nie mogąc nabrać mocy i żywego blasku, najwyraźniej tłamszone nieznaną siłą, rozbłyskiwały nieśmiało wśród brył torfu i naręczy chrustu. Izba tonęła zatem w półmroku, a liche światło wyławiało z czerni tylko zarys kształtów. Na zewnątrz wicher zawodził nieustępliwie i głucho. Kto próbował się wsłuchiwać w jego wycie, mógł pochwycić obce głosy, niby ludzkie, a jednak niepodobne do żadnej znanej mowy. Czaiły się w tych nierozpoznawalnych opowieściach strzępki zsyłających wizje zaklęć i zapomniane historie, których nie miał już kto opowiadać.
Bjarni Kruk, którego nagła odmiana pór roku przeraziła, przetarł oczy. Już wiedział, że padł ofiarą złego czaru, bo jak inaczej wytłumaczyć to, co się stało? Na zewnątrz, w mrokach złudnej nocy, migotały płatki śniegu, choć jeszcze niedawno pogodna wiosna rozgrzewała starcom kości i topiła gorycz w każdym sercu. Zmiana była nazbyt nagła, by uznać ją za naturalną.
Gospodarz, który podjął wędrowca i który nosił imię Argoth – przynajmniej tak się przedstawił Bjarniemu – wstał ze stołka i podszedł do paleniska. Pogromca Olbrzymów kątem oka obserwował z pewną nieufnością barczystego, rudobrodego mężczyznę. Argoth zaczął dmuchać co sił w ogień, co wydawało się skazane na niepowodzenie. Jasny płomień buchnął z nową siłą, wyłaniając z mroku brunatne barwy. Blask płomieni przegnał czerń z dusznej izby, ale szybko zbladł; ogień rozgrzał zziębnięte palce zebranych tylko na moment.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.