Эротические рассказы

Ekspozycja. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.

Ekspozycja - Remigiusz Mróz


Скачать книгу
a Szrebska zdołała dowiedzieć się, że doktor Marek Chalimoniuk prowadził także fakultet o historii Słowiańszczyzny.

      – Kolejny ślepy zaułek – skwitowała Olga, gdy się rozłączyła. – Chyba że nie wiem o jakichś związkach Słowian z Jerozolimą i Grecją.

      Forst odpowiedział, wbijając wzrok w menu. Dziennikarka zamówiła „śniadanie kanara”, on wziął dla siebie szynobułę, nie bardzo wiedząc, czego się spodziewać. Potem opróżnił filiżankę i rozejrzał się, jakby gdzieś tutaj mógł znaleźć odpowiedzi na pytania, które piętrzyły się w jego głowie.

      Nie był specjalistą od portretów psychologicznych, ale mimo to starał się sprofilować mordercę. Sprawca z pewnością nie chciał pozostać całkowicie anonimowy, inaczej nie zostawiłby numizmatu. Oznaczało to, że chciał powtórzyć swój czyn, ponownie się podpisując – albo że już to kiedyś zrobił i zostało to niezauważone.

      FBI w stosunku do takich ludzi posługiwało się typologią Holmes and Holmes. Opierała się ona na analizie zachowania sprawcy na miejscu zdarzenia i wyróżniała kilka rodzajów zwyrodnialców. W tym przypadku mogła być mowa o drugiej grupie – morderców skupionych na procesie. W przeciwieństwie do tych, dla których liczył się sam czyn, ci zabijali powoli. Napawali się cierpieniem i czerpali nieludzką przyjemność z tego, co prowadziło do śmierci ich ofiar.

      Zabójca z Giewontu pasował do tej grupy. Wyróżniano w niej dwa podtypy: morderców hedonistycznych i maniaków mocy i władzy. Ci drudzy najczęściej mieli pełną kontrolę nad miejscem zabójstwa, często dusili ofiary i pokazywali, że są panami sytuacji.

      Uważali się za bogów. Władców życia i śmierci.

      Forst potrząsnął głową i odsunął pustą filiżankę. Kawa sprawiła tylko, że głowa zaczęła boleć go jeszcze bardziej.

      – Co teraz? – odezwała się Szrebska. – Co robicie w wydziale, kiedy budzicie się z ręką w nocniku?

      – Kluczymy po znanych terytoriach dopóty, dopóki czegoś nie wyłowimy.

      – Więc gdzie pokluczymy?

      – Nigdzie – odparł Wiktor.

      Spojrzała na niego wyczekująco, ale nie miał nic do dodania. Prokuratura sprawdzi wszystkie najbardziej oczywiste tropy, zapewne nie odnajdując niczego znaczącego. Oni zaś mogli liczyć tylko na nieoficjalne metody – i wszystko wskazywało na to, że już wszystkie wyczerpali.

      Forst podniósł bułę wypchaną warzywami, serem i szynką, i zaczął zmagania, by jakoś ugryźć kawałek.

      – Znam pewnego emerytowanego dziennikarza śledczego – powiedziała Szrebska.

      – Gratuluję – odbąknął z pełnymi ustami. – Ja mam w rodzinie topiarza fryty.

      – Słucham?

      – Mój chrzestny topił frytę. Tę używaną do wyrobu ceramiki, bynajmniej niezwiązaną z KFC czy McDonaldem. Choć z drugiej strony…

      – Świetnie, ale on nam się nie przyda.

      – A emeryt tak? Zrozumiałbym, gdybyś znała jakiegoś mincerza antycznego, ale…

      – Zna wszystkie sprawy, jakie miały miejsce po osiemdziesiątym dziewiątym – ucięła Olga. – I to bezpośrednio, bo blisko się im przyglądał.

      – Nie wiem, czy to dobrze o kimkolwiek świadczy.

      – Wcześniejsze morderstwa też zna, choć raczej z przekazów medialnych i opracowań. To prawdziwy znawca tematu.

      Forst również orientował się w tej materii, ale nie na tyle, by być chodzącą encyklopedią polskich morderców. Dopiero gdy Szrebska przeszperała Internet, przypomniał mu się szereg degeneratów, których normalni ludzie nie chcieli pamiętać.

      Skorpion zabił pięć osób w dwa tysiące pierwszym. Wampir z Zagłębia w latach sześćdziesiątych – czternaście kobiet. Frankenstein z Bytomia – sześć ofiar. Zabójca Dżentelmen – trzydzieści. Był też morderca z Sulejowa, skazany w dziewięćdziesiątym trzecim na karę śmierci, na którą wówczas obowiązywało moratorium. A był to tylko wierzchołek góry lodowej. Biorąc to wszystko pod uwagę, trudno było się dziwić, że ostatecznie doszło do czegoś tak spektakularnie wynaturzonego, jak zabicie Chalimoniuka na Giewoncie.

      – Więc jak? – zapytała dziennikarka.

      – Dzwoń. I tak nie mamy innego tropu.

      Szrebska wybrała numer i szybko dowiedziała się, że znajomy emeryt przebywa obecnie na wakacjach w Chorwacji.

      – To ważna sprawa, Janek – powiedziała. – Tak, wiem, że ciebie też kosztuje ta rozmowa… tak, zwrócę ci co do grosza, jak tylko… owszem, chodzi o tego trupa w Tatrach.

      Forst wydął usta.

      – W porządku – dodała pod nosem. – Mogę zadzwonić za chwilę. Wyślij mi SMS-a, jak… okej, do usłyszenia.

      Odłożyła iPhone’a na stół i wbiła wzrok w wyświetlacz.

      – Nie może teraz rozmawiać, musi nasmarować się kremem – burknęła.

      – Jest marzec.

      – Nie chciałam wnikać. Na emeryturze różne pomysły przychodzą człowiekowi do głowy.

      – Mnie będą przychodzić tylko takie, żeby przetestować wszystkie gatunki whisky.

      – Wiele ich chyba nie ma.

      Komisarz uniósł brwi.

      – Szkocka single malt, szkocka zbożowa, szkocka mieszana, irlandzka single grain, burbony Kentucky i non-Kentucky, Tennessee whiskey…

      – W porządku, w porządku. – Olga uniosła ręce, nadal nerwowo spoglądając na telefon.

      Zamilkli i Forst skorzystał z okazji, by zastanowić się nad tym, jakie konsekwencje będą mu groziły, gdy w końcu zgłosi się na komendę. Emerytury raczej nie doczeka. Zrobienie zdjęć materiałom dowodowym zasadniczo było równoznaczne z wyniesieniem ich z miejsca przestępstwa. Z pewnością nie skończy się na naganie.

      Ale wolał teraz o tym nie myśleć.

      Póki jeszcze był na wolności, chciał odkryć jak najwięcej kart w tej dziwnej rozgrywce. Przeszło mu przez myśl, że skoro Szrebska zamieściła zdjęcia monet w mediach społecznościowych, ktoś prędzej czy później się do nich odezwie. Jeśli istniał związek z jakimiś starymi sprawami, to właśnie w crowdsourcingu trzeba było upatrywać nadziei na jego odkrycie. Wiszenie na linii z Chorwacją nie miało większego sensu.

      Mimo to z niecierpliwością wpatrywał się w iPhone’a. W końcu przyszedł SMS i Szrebska znów wybrała numer znajomego. Szybko wyjaśniła mu sprawę i to, czego od niego oczekują. Potem przez chwilę milczała i Wiktor nie słyszał, by rozmówca coś mówił. Włączyła głośnik i położyła smartfona na stole.

      – Jesteś, Janek? – zapytała.

      – Sięgam pamięcią daleko – zaczął mężczyzna. – Ale nie kojarzę niczego podobnego.

      – Ale…

      – Poczekaj Szrebska, nie skończyłem.

      – No, mów.

      – Niczego podobnego w Polsce – dopowiedział. – Nasi rodacy zdolni są do wyjątkowych bezeceństw, o czym zapewne wie twój policjant, ale w tym przypadku to nie na nich należy zwrócić uwagę.

      – Mój policjant?

      – Jak się rozłączyliśmy, dzwoniłem do żony – odparł stary dziennikarz. – Za to połączenie też


Скачать книгу
Яндекс.Метрика