Ekspozycja. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
znów się uniosła. Osica przestąpił z nogi na nogę, stwierdzając w duchu, że cofnął się o dobre kilkadziesiąt lat. Ostatnim razem tak zdenerwowany był jeszcze za kadencji Gierka.
– Szczerze powiedziawszy, Edmund, nie wiem, jak twoje tłumaczenia mogłyby cokolwiek zmienić.
Osica skinął głową.
– Funkcjonariusz, za którego ponosisz pełną odpowiedzialność, urządził sobie samowolkę – powiedział komendant, wstając zza biurka. Oparł się o blat i spojrzał na swoją ofiarę spode łba. – W mediach panuje zupełna hucpa. Wszyscy mają pożywkę. Nie dość, że zdjęcia wypłynęły, to jeszcze z prędkością światła rozchodzi się wieść o dziennikarce i policjancie, którzy…
– Jestem tego świadom, panie komendancie.
Dowódca się wyprostował.
– Nie przerywajcie mi, podinspektorze.
– Tak jest.
Komendant odchrząknął, a potem usiadł z powrotem na krześle.
– Wcześniej to była sprawa wewnętrzna, Edmund.
– Tak jest.
– Teraz cechuje się wszystkim, tylko nie wewnętrznością. Rozumiesz?
– Rozumiem.
– Chyba jednak nie, więc pozwól, że rozwinę. Wcześniej chodziło o to, by ten facet nie namieszał w sprawie, która przyciągnie uwagę każdego obywatela tego zawszonego kraju. Teraz chodzi o to, by nie wykoleił nie tylko śledztwa, ale i całej policji. Wyobrażasz sobie, co będzie, jak do czegoś dotrą?
– Będziemy…
– Nastąpi PR-owa tragedia, z której się nie wygrzebiemy. Głowy polecą. Moja i twoja także.
Osica potaknął i przełknął ślinę.
– Jeśli niczego nie znajdą, katastrofa będzie niewiele mniejsza – dodał dowódca. – I jak chcesz zaradzić tej sytuacji?
– Odnajdując Forsta.
– Brawo, Edmund. Zgadza się, odnajdując pierdolonego Forsta. Jestem pełen podziwu. I jak to osiągniesz?
Osica przez moment milczał. Wiedział, jak odnaleźć niepokornego komisarza, ale niespieszno mu było do dzielenia się tą wiedzą z przełożonym. Mimo że czuł wobec Forsta antypatię, niechętnie pogrążał jego karierę.
– No? Mów, Edmund. Masz jakąś koncepcję?
– Być może.
– A ja być może noszę w dupie noże – odparł nadinspektor. – Nie interesuje mnie takie pieprzenie. Możesz go znaleźć, czy nie?
Osica niepewnie skinął głową.
– Więc słucham.
Podinspektor uznał, że nie ma innego wyjścia. Nie pójdzie na dno razem z tym statkiem. Wiktor sam sobie na to zasłużył.
Wyłuszczył dowódcy swój plan, a ten zaaprobował go z entuzjazmem. Komendant szybko wydał właściwym ludziom rozkazy i odnalezienie Forsta było już tylko kwestią czasu.
11
Szrebska skupiała całą uwagę na drodze przed sobą, podczas gdy Wiktor raz po raz zerkał w tylne lusterko. Przed Kielcami dostrzegł zbliżający się radiowóz, którego prędkość kazała mu sądzić, że zaraz rozlegnie się wycie syren.
– Mamy ogon – powiedział.
Spojrzał na prędkościomierz. Szrebska jechała sto na godzinę, a znajdowali się na krajówce, gdzie dopuszczalna prędkość to dziewięćdziesiątka. Mimo to po chwili funkcjonariusze włączyli koguta.
– Ja pierniczę – skwitowała Olga. – Co robimy?
– To alfa 159 – zauważył Wiktor.
– I co w związku z tym? Znasz jakieś słabe strony tego…
– Nie – uciął. – To bydlę ma pod maską dwieście koni mechanicznych i może pochwalić się momentem obrotowym trzystu dwudziestu niutonometrów.
– Aha.
Syrena nadal wyła w najlepsze. Trwał pokaz niebiesko-czerwonych stroboskopów.
– Innymi słowy, ledwo dodasz gazu w tym swoim gruchocie, a alfa będzie już dawno przed tobą.
– Nie obrażaj astruni.
Forst zbył milczeniem to pieszczotliwe określenie. Tapicerka w samochodzie nie była myta od dobrego roku, na lusterku dyndał wunderbaum, który dawno przestał pachnieć, a w schowku walały się wszelkiej maści płyty, od klasycznego rocka po najnowsze dubstepowe hity.
– Służy mi wiernie od dziesięciu lat.
– Może posłuży ci jeszcze trochę, o ile się zatrzymasz.
Olga zwolniła, ale komisarz wskazał jej zjazd, który zaczynał się kilkaset metrów dalej.
– Włącz awaryjki, żeby wiedzieli, że nie uciekniesz im tym demonem szos, i zjedź na ten parking – polecił.
– Może lepiej na poboczu?
– Nie, znajdźmy sobie ustronne miejsce. Alfa pojedzie za nami wszędzie.
Po chwili zjechali na niemal pusty parking. Po drugiej stronie stała dziewczyna w kusej spódniczce, ale gdy tylko zauważyła policyjne auto, odwróciła się i ruszyła poboczem. Kawałek dalej była zaparkowana ciężarówka z zaciągniętą firanką.
– Co teraz? – zapytała Olga.
– Władują nas do radiowozu i zawiozą na najbliższy komisariat – odparł Forst, nerwowo przeżuwając gumę. – A astrunię odholują.
– Może poczekamy, aż wyjdą, a potem ruszymy z piskiem opon?
– Ile masz koni pod maską?
– Nie wiem.
Wiktor pokiwał głową.
Szrebska zatrzymała samochód na miejscu dla TIR-ów. Tuż za nimi stanęła policyjna alfa i natychmiast wyskoczyło z niej dwóch funkcjonariuszy. Trzymając ręce na odpiętych kaburach z pistoletami, ruszyli w kierunku opla.
– Co nam grozi? – odezwała się Szrebska.
– Tobie tylko mało przyjemne przesłuchanie. Jeśli o mnie chodzi, trudno powiedzieć.
– Mam to nagrywać? – zapytała, sięgając po komórkę.
– Nie. Połóż ręce na kierownicy.
– Gdyby cię zamknęli, pamiętaj, że znam świetną prawniczkę z kancelarii Żelazny & McVay. Da ci zniżkę.
Forst wskazał wzrokiem kierownicę, ale Olga skrzyżowała ręce na piersiach.
Funkcjonariusze podeszli z obu stron, gotowi w każdej chwili dobyć broni. Ustawili się w taki sposób, że zdeterminowany kryminalista mógłby ich odepchnąć, otwierając z impetem drzwi.
Wiktor złapał za klamkę, a potem wyrzucił gumę na zewnątrz i wyszedł z auta.
– Ręce na dach! – rozkazał funkcjonariusz.
– Spokojnie, sierżancie – odparł Wiktor, patrząc na oznaczenia na mundurze. – Jestem uzbrojony tylko w big redy.
– Ręce na dach!
Gdy Forst nie wykonał polecenia, funkcjonariusz natychmiast do niego doskoczył, złapał go za fraki i obrócił. Nieporadnie nacisnął na szyjny odcinek kręgosłupa, licząc na to, że Wiktor się pochyli. W tej ekwilibrystyce były co najmniej dwa momenty, gdy Forst miał sposobność, by odwdzięczyć się