Эротические рассказы

Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.

Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz


Скачать книгу
do małomównych to on rzeczywiście nie należy.

      – Ale do niewiniątek tak?

      – Tego jeszcze nie wiem – odpowiedziała, unosząc wzrok. – Zresztą wiesz, jakie to ma dla mnie znaczenie.

      – Żadne.

      – Otóż to – przyznała. – W tej chwili interesuje mnie to, czy w tej sytuacji mogą uchylić mu immunitet, czy nie.

      – A jaka jest sytuacja?

      – Dowiemy się tego o piętnastej. Wtedy przyjdzie do Skylight wszystko wyśpiewać. A ty do tej pory staniesz się specjalistą w temacie.

      Spojrzała wymownie w stronę drzwi, a Kordian był na tyle roztropny, by nie protestować. Wiedział wprawdzie, że dawna patronka napyta sobie biedy, ale sama też doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Imienni partnerzy przyjęli ją z powrotem do firmy i awansowali tylko dlatego, że nie mieli innego wyjścia, postawili jednak przy tym warunek. Miała bronić swojego ojca. Ojca, z którym przez długie lata nie utrzymywała kontaktu.

      Oryński nie miał pojęcia, dlaczego tak było – przynajmniej do poprzedniego wieczora. Wtedy z jej pijackiego memłania udało mu się wyłowić jasną deklarację, że nie ma zamiaru reprezentować Filipa Obertała, bo nie broni pedofilów.

      Kordian stanął przed drzwiami. Przez chwilę milczał, nie odwracając się.

      – Załatwię to z Żelaznym – odezwała się Joanna. – To formalność.

      – Nie sądzę.

      – Jeśli chce, żeby kancelaria broniła mojego ojca, niech znajdzie innego prawnika.

      Dopiero teraz Oryński się obrócił.

      – Jemu nie zależy na tym, żeby firma go reprezentowała. Chce, żebyś to ty…

      – Wiem doskonale, czego oczekuje. I mówię ci, że załatwię tę sprawę. – Rozejrzała się, jakby szukała swoich rzeczy, które wcześniej znajdowały się w gabinecie. – A teraz edukuj się, Zordon. O piętnastej kolokwium.

      Pokiwał głową, a potem wyszedł na korytarz. Natychmiast uderzyła go kakofonia głosów. Nawet gdyby chciał wyłowić z niej coś sensownego, poniósłby fiasko. Docierały do niego tylko pojedyncze, wyrwane z kontekstu słowa. Glosa, termin, apelacja, wykroczenie, pokrzywdzony, data stempla… Wszyscy przekrzykujący się prawnicy zdawali się sądzić, że od sprawy, którą prowadzą, zależy los całego świata.

      Oryński stał przez moment przed drzwiami gabinetu Chyłki i wodził wzrokiem za przebiegającymi przed nim pracownikami. W większości byli to praktykanci i stażyści, ale niejeden stary wyjadacz także musiał czasem załatwić coś na ostatnią chwilę, a potem przedrzeć się przez popołudniowy tłum.

      W końcu Kordian potrząsnął głową i ruszył do swojego biura. Było niewielkie, ale zapewniało trochę prywatności w całym tym szalonym kociokwiku. Zamknął drzwi i odetchnął.

      Ile lat będzie to tak wyglądało? Jak długo będzie mógł odetchnąć dopiero za zamkniętymi drzwiami? Najpewniej taki stan rzeczy potrwa aż do emerytury. Ale taką drogę obrał – i tak nie było najgorzej, biorąc pod uwagę, gdzie zaczynał.

      Usiadł za biurkiem i spojrzał na materiały naukowe. Miał nadzieję, że bez bieżących spraw w kancelarii uda mu się trochę pouczyć do egzaminów, aplikacja wszak sama się nie zrobi. Nie zanosiło się jednak na to, by w najbliższym czasie mógł liczyć na wolne.

      Sięgnął po opracowania związane z immunitetem. Przejrzał kilka artykułów w wewnętrznej bazie danych, a potem zaczął czytać te w zewnętrznych portalach. Na dłużej zatrzymał się w bazie LEX Omega.

      Szybko pożałował, że nie wziął kawy z automatu. W swojej klitce nie miał ekspresu, choć na dobrą sprawę wydawało mu się, że wszyscy inni prędzej czy później dostawali od Żelaznego w prezencie taki element dodatkowego wyposażenia biura. Być może Kordian nie powinien liczyć na podobne gesty. Podpadł szefowi już kilkakrotnie, za każdym razem za sprawą Chyłki.

      Westchnął, a potem wrócił do jednego z opracowań. Immunitet sędziów TK był skonstruowany tak, jak w większości innych przypadków. Obejmował nietykalność – Sendala nie można było aresztować, chyba że złapano by go na gorącym uczynku. Nie można też było prowadzić przeciwko niemu postępowania.

      Uchylić immunitet mogli tylko inni członkowie Trybunału. Kordian przeciągle ziewnął, gdy autor komentarza zaczął rozwodzić się nad sądami parów w Wielkiej Brytanii, z których wynikała ta tradycja.

      Ominął te wynurzenia i przeszedł do konkretów.

      Wniosek o uchylenie immunitetu składa prokurator generalny. Niedobrze, bo to też minister sprawiedliwości, a więc czynny polityk, który zawsze ma swoje własne – lub partyjne – interesy.

      Orzeka Zgromadzenie Ogólne TK, czyli minimum trzynastu spośród piętnastu sędziów. Decyzję będą podejmować większością bezwzględną, czyli głosujących przeciw będzie musiało być więcej niż tych, którzy wstrzymali się lub głosowali za.

      Kordian podrapał się po głowie. W posiedzeniu wezmą udział zapewne wszyscy, ale sam Sendal będzie wyłączony. Czy uda mu się zebrać siedmiu sędziów, którzy staną za nim murem? Jeśli tak, to będzie nie do ruszenia. I to nie tylko teraz, lecz także w przyszłości. Oryński dogrzebał się do informacji, że immunitet będzie mu przysługiwał nawet po tym, jak przejdzie w stan spoczynku. Idealna sytuacja, o ile ma się dobre relacje z pozostałymi członkami TK.

      Jeśli nie, mogło być nieciekawie.

      Sebastian Sendal był powszechnie lubiany, zresztą podczas jego wyboru opozycja specjalnie nie protestowała, co samo w sobie było symptomatyczne. Owszem, wypowiedziało się kilku malkontentów, którzy zazdrościli mu szybkiej habilitacji i błyskawicznej kariery, ale ostatecznie młody jurysta po prostu wzbudzał sympatię. Nie wypowiadał się w wyniosły sposób, miał w oczach jakąś skromność i nie chełpił się swoimi sukcesami. Właściwie sprawiał wrażenie, jakby go nie obchodziły, jakby na świecie były ważniejsze rzeczy niż spełnienie zawodowe.

      Oryński zaczął przeglądać informacje prasowe na temat rzekomego zabójstwa. Prokuratura trzymała na razie wszystko w tajemnicy, wieści pochodziły jedynie z nieformalnych źródeł. I nie było ich wiele. Według jednego z tabloidów sędzia miał zaatakować jakąś kobietę w Poznaniu. Wedle innego policja chciała go zatrzymać, ale prezes Trybunału Konstytucyjnego nakazał natychmiastowe zwolnienie.

      Ile było w tym prawdy, Kordian miał przekonać się jeszcze dzisiaj. Raz po raz zerkał na zegarek, aż w końcu uznał, że wypadałoby sprawdzić, czy jakaś sala konferencyjna została zarezerwowana. Chyłka częściowo była w amoku spowodowanym powrotem do swojego środowiska, częściowo w stanie lekkiego zamroczenia, mogła nie pamiętać o dopięciu wszystkiego na ostatni guzik.

      Kordian poszedł w jedyne miejsce, gdzie można było uzyskać wszystkie informacje dotyczące kancelarii. Stanął przed biurkiem Anki z Recepcji, tylko cudem unikając zderzenia z jakimś kurierem.

      – W czym problem? – zapytała Anka.

      – Problem?

      – Nigdy nie przychodzisz do mnie, jeśli wszystko jest w porządku.

      Trudno było odmówić jej racji. Po prawdzie jednak nie był jedyny.

      – Chciałem tylko upewnić się, że mamy salę na piętnastą.

      – My?

      – Chyłka, ja i… nasz klient.

      – Jesteście znowu razem?

      Oryński skrzywił się. Przez moment patrzyli na siebie i uśmiech


Скачать книгу
Яндекс.Метрика