Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8. Remigiusz MrózЧитать онлайн книгу.
chcesz?
– Zobaczyć się z Kabelis.
– Wykluczone.
– W takim razie przygotuj się na to, że mój model meteorologiczny się sprawdzi. I że relację z nadchodzących zdarzeń będzie przekazywać nie pogodynka, ale czołowi dziennikarze, którzy już czekają na Okęciu.
Zanim prokurator zdążył odpowiedzieć, Chyłka się rozłączyła. Kordian przypuszczał, że zaraz potem dociśnie pedał gazu jeszcze mocniej, ale Joanna zamiast tego zwolniła. Nagle skręciła z głównej drogi w prawo i zatrzymała się po kilkunastu metrach.
– Co jest? – spytał Oryński.
Chyłka zaparkowała przy kilku innych samochodach, a potem wskazała na witrynę kawiarni, pod którą stanęli.
– Idziemy na kawę do Filtrów.
– Przed chwilą nam się spieszyło.
– Wręcz przeciwnie.
– Gnałaś jak…
– Jechałam swoim zwyczajowym tempem – odparła Joanna, po czym wyszła z samochodu. – Gdyby mi się spieszyło, dawno bylibyśmy na miejscu.
Kordian również wysiadł i spojrzał na nią pytająco.
– Nie pali się. Musimy dać Paderbornowi czas, żeby dojechał na Okęcie i grzecznie tam na nas poczekał.
– Wydaje ci się, że to zrobi? I że dopuści nas do Klary?
– Raczej nie – przyznała. – Ale podzieli się wszystkim, co wie, bo będzie się obawiał medialnej gównoburzy.
Oryński nie był co do tego przekonany, ale właściwie każdy powód był dobry, żeby napić się kawy z dripa i zjeść „bezglutka” w Filtrach.
Kiedy pół godziny później zjawili się na lotnisku, było jasne, że Kordian się nie pomylił. Prokurator nie zamierzał ustąpić ani na krok, a kiedy ostatecznie upewnił się, że kancelaria Żelazny & McVay w istocie nie broni Klary, zagroził postawieniem Chyłce zarzutów utrudniania pracy wymiaru sprawiedliwości.
Sytuacja zmieniła się dopiero, gdy Kabelis zjawiła się na Okęciu. Jeden z eskortujących ją oficerów oznajmił Paderbornowi, że dziewczyna domaga się widzenia ze swoim adwokatem.
Joanną Chyłką.
– Co to za cyrk? – mruknął Olgierd. – Żelazny zapewniał mnie, że nie wzięliście tej sprawy.
Oryński i Chyłka wymienili się równie zagubionymi spojrzeniami.
– To chyba rzeczywiście jakieś nieporozumienie – odezwał się Kordian.
Oficer policji skupił wzrok na prawniczce. Jako jedyny zdawał się jako tako rozumieć, co się dzieje.
– Podejrzana dodała coś jeszcze.
– Co? – spytała Chyłka.
– Że jeśli będzie pani miała wątpliwości, powinna pani sprawdzić telefon.
Joanna zmarszczyła czoło i wyjęła komórkę. Wprawdzie Kordian nie mógł dostrzec, co znajdowało się na wyświetlaczu, ale z twarzy Chyłki wyczytał wszystko, co istotne. Z jakiegoś powodu sytuacja nagle się zmieniła. A oni wbrew swojej woli mieli nową klientkę.
5
ul. Żwirki i Wigury, Okęcie
Obraz, który Joanna miała przed oczami, był jak scena z najgorszego koszmaru. MMS od numeru z zagranicznym prefiksem w pierwszej chwili potraktowała jako majak, który nie miał nic wspólnego z rzeczywistością.
Niemal bezwiednie oddała telefon w ręce Kordiana, a gdy ten spojrzał na wyświetlacz, cała krew odpłynęła mu z twarzy. Bez problemu rozpoznał sześcioletnią Darię, która wyglądała, jakby znalazła się na planie wyjątkowo ponurego horroru.
Siedziała na metalowym stołku w pomieszczeniu przypominającym starą, ciasną piwnicę. Powyszczerbiane cegły i tynk odpadający z niskiego stropu powodowały, że Chyłka niemal czuła smród zgnilizny, który musiał tam panować.
Córka Magdaleny była związana i miała knebel w ustach. Szmatka sprawiała wrażenie wilgotnej, z pewnością za sprawą łez, które dziewczynka musiała wylać.
Do zdjęcia była dołączona krótka informacja.
„Albo ją wybronisz, albo gówniara zginie.
Mudżahid”.
– Więc? – rozległ się głos Paderborna.
Dopiero teraz Joanna wróciła do rzeczywistości.
– O co tu chodzi, Chyłka?
– Poczekaj chwilę…
– Zazwyczaj doceniam, kiedy zawracasz mi głowę swoimi wymysłami, ale tym razem nie mam czasu. Bronicie jej czy nie?
– Bronimy.
Nie zastanawiała się nad tą odpowiedzią, sama wydobyła się z jej ust. Czy mogła powiedzieć cokolwiek innego? Nie, z pewnością nie. W tej chwili miała tylko jeden obowiązek – jak najszybciej zażegnać grożące małej niebezpieczeństwo.
Ale jak, na Boga, do tego doszło? Ktoś uprowadził ją z domu? Po drodze do szkoły? Kurwa mać, mówiła Magdalenie, że wysyłanie sześciolatki do pierwszej klasy nie jest dobrym pomysłem. Im dłużej poza murami instytucji zniewalającej umysły, tym lepiej.
Chyłka uświadomiła sobie, że ucieka myślami. Byle dalej, byle bezpieczniej. Nie mogła sobie na to pozwolić. Nie teraz.
– Masz podpisane pełnomocnictwo? – spytał Olgierd.
Joanna zacisnęła usta i zebrała się w sobie.
– Powinna ci wystarczyć deklaracja ze strony oskarżonej – odparła beznamiętnie, starając się odzyskać równowagę umysłu. – Bo postawiliście jej już zarzuty, prawda?
– Cóż…
– Zresztą nieważne. I tak je obalę – nie dała mu dojść do słowa. – Czy jest tylko podejrzana, czy już oskarżona, przysługuje jej prawo do obrońcy.
Przez moment mierzyli się wzrokiem, jakby przeciągali linę. W końcu chwycił za nią Oryński.
– Musisz nas do niej dopuścić – powiedział.
– Jedynymi osobami, które muszą coś zrobić, jesteście wy.
Chyłka zaklęła w duchu. Najwyraźniej nie miał zamiaru jej tego ułatwiać – przynajmniej nie tym razem.
– Wystąpisz z wnioskiem o zgodę na widzenie, to pomyślę.
– Nie masz nad czym.
– Wręcz przeciwnie. Mimo całej mojej sympatii do ciebie ciąży na mnie ustawowy obowiązek ustalenia, czy nie wpłynie to niekorzystnie na dobro śledztwa.
Joanna zbliżyła się o krok, patrząc mu prosto w oczy.
– Nie możesz odmówić wnioskowi – zaoponowała. – Nie kiedy składa go adwokat.
– Na razie nie widziałem żadnego pełnomocnictwa.
– Kurwa, Pader…
– Spokojnie – uciął prokurator, również podchodząc bliżej.
Stanęli niecały metr od siebie, ale nawet z większej odległości Chyłka dostrzegłaby wyraźny zarys bicepsów, które uwidoczniły się, kiedy Olgierd skrzyżował ręce na piersi.
– Dopełnisz formalności, będziesz mogła z nią pogadać. Oczywiście w mojej obecności.
Joanna znów zaklęła cicho. Właściwie nie powinna się dziwić ani