Siostry Tom 1 Czary codzienności. Agnieszka KrawczykЧитать онлайн книгу.
nazywany „bzdetą ostatniej szansy” – tam wszyscy pracownicy działu kreatywnego zapisywali banały pasujące absolutnie do każdego produktu: od cukierka po bezzałogowy samolot. W sytuacji awaryjnej rzucało się „bzdetą ostatniej szansy” i zazwyczaj klient był zadowolony. Życie bowiem opiera się na banale i nic tego nie jest w stanie zmienić. Korporacyjne pocieszenia to także „bzdety ostatniej szansy”, wypowiadane nie po to, by komuś naprawdę pomóc, ale by „odfajkować” pozycję w procedurze zatytułowaną: „Wspieramy naszych ludzi w każdej sytuacji”.
Usiadła przy biurku i wyciągnęła rękę po słuchawkę, by zadzwonić do Danieli. Rozmyśliła się jednak i wykręciła wewnętrzny numer do pokoju Filipa.
– Filip Hołda, słucham – rzucił oficjalnym tonem, choć na pewno zauważył na wyświetlaczu, kto dzwoni.
– Daj spokój, to ja – powiedziała Agata i z pewnym lekceważeniem pomyślała o jego tchórzostwie. Skoro ona była tchórzem, to co dopiero można było powiedzieć o nim?
– Po co dzwonisz na ten numer? – syknął. – Chyba się umawialiśmy?
– To ty się umawiałeś – stwierdziła. – Może zresztą telefonuję w służbowej sprawie, tego nie wziąłeś pod uwagę, prawda? Wyjeżdżam na kilka dni do Zmysłowa. – Czekała chwilę na jakąkolwiek reakcję, ale ponieważ ona nie nastąpiła, rzuciła tylko „cześć” i odłożyła słuchawkę.
Odchyliła się na oparciu krzesła i wypuściła powietrze z płuc. Podręczniki uczyły, że trzeba uwalniać złą energię i właśnie starała się to zrobić. Wyobraziła sobie, że wraz z głębokim wydechem uchodzi z niej wściekłość. Na Filipa, na wrednego Antczaka, na całą firmę i jej wszystkie przyległości. Miała nadzieję, że ogarnie ją spokój. Niestety nie. Wciąż niepokoiła się tym, co zastanie w Zmysłowie.
„Chyba nie mam nawet żadnej czarnej sukienki” – pomyślała, a potem ogarnęła ją kolejna wątpliwość. Czy powinna występować w żałobie po matce, której wcale nie znała, praktycznie obcej kobiecie? No, ale czerń to przecież sposób na okazanie szacunku zmarłej! Tak naprawdę Agata nie chciała się wychylać i narażać na obmowę. Jednocześnie jakie znaczenie miało to, czy stanie się przedmiotem plotek w jakimś Zmysłowie, w którym nie pojawi się zapewne przez kolejne piętnaście lat! Właściwie to mogła się zjawić na pogrzebie w różowej sukience i kanarkowym kapeluszu z piórkiem, a i tak by to niczego nie zmieniło.
Zmarszczyła brwi. Weterynarz nie powiedział jej przez telefon, gdzie dokładnie miałaby przyjechać. Czy Zmysłów ma własny cmentarz? Może trzeba pójść wcześniej do kościoła? Agata nie lubiła niejasnych i niezaplanowanych sytuacji. Nie miała przy tym pojęcia, jaki światopogląd wyznawała jej matka – była wierząca czy nie? Liberalna czy konserwatywna? Fakt, że porzuciła ją w dzieciństwie bez skrupułów, świadczyłby o jej dużym liberalizmie, ale być może wcale tak nie było. Historia już nas nauczyła, że często bardzo konserwatywne poglądy głoszą osoby, które mają co nieco na sumieniu w sprawach obyczajowych. Agatę bardzo męczył fakt, że nic nie wiedziała o kobiecie, którą miała teraz na zawsze pożegnać.
Pożegnać, choć nawet jej nie powitała. Nie zdążyła poznać i nigdy już tego nie zrobi. Prawdą jest, że tylko śmierć ostatecznie kończy wszystkie sprawy. Ucina je i pozostawia w punkcie, w którym utknęły. Już niczego nie da się wyjaśnić, odkręcić, naprawić. Już na zawsze Agata i Ada pozostaną sobie obce. Odległe światy, które nigdy się nie spotkały.
Te rozważania wytrąciły z równowagi. Żeby coś robić i nie dręczyć się niepokojącymi pytaniami bez odpowiedzi, postanowiła jeszcze raz zadzwonić do Wilka, tym razem z pytaniem o miejsce pogrzebu.
– Na naszym cmentarzu – powiedział zniecierpliwiony. – Mieści się przy ulicy Cmentarnej. Mieszkańcy Zmysłowa są praktyczni, szkoła jest przy Szkolnej, kościół przy Kościelnej, cmentarz przy Cmentarnej.
„Sklep przy Sklepowej, a dom przy Domowej” – dodała w myślach, żegnając się z nim, bo znowu był bardzo zajęty, jechał do jakiegoś zwierzaka. Widać było, że weterynarz prowadzi dosyć rozległą praktykę. „Ciekawe, przy jakiej ulicy mieszka? Pieskowej może lub Kotkowej” – pomyślała jeszcze, postanawiając zająć się pracą. Miała kilka pilnych projektów do zamknięcia przed wyjazdem i na tym postanowiła się skupić. Pracowała tak przez pewien czas, ale jej myśli nieustannie biegły w kierunku Zmysłowa i tego, co ją tam czekało. Wciąż była to jedna wielka niewiadoma.
7
– „Zmysłów Zdrój, miasteczko w pobliżu Cieplic. Sześć tysięcy czterystu pięćdziesięciu trzech mieszkańców…”, ale to dane sprzed trzech lat. – Daniela podniosła wzrok znad przewodnika i spojrzała na Agatę, która z uwagą patrzyła na drogę. Trasa do Zmysłowa okazała się malownicza, ale niebezpieczna – droga, choć wojewódzka, była pozbawiona poboczy, wąska i pełna zakrętów. Dodatkowo, co rusz, w różnych zupełnie nieprzeznaczonych do tego miejscach przy szosie, siedziały dzieci sprzedające jagody. Trzeba było uważać nie tylko na nie, ale i na rowery oraz pojawiające się od czasu do czasu pojazdy rolnicze.
– Dlaczego to miejsce się nazywa „Zdrój”, jeśli tam nie ma żadnych zdrojów? – zapytała Agata po wyjątkowo finezyjnym manewrze wyminięcia starszawego rowerzysty, który z godnym szacunku zaangażowaniem dziarsko pedałował pod górę, niczym uczestnik górskich etapów Tour de France.
– No, kiedyś były i zdroje. W przewodniku jest napisane, że obecny dom kultury znajdował się w Domu Zdrojowym, czyli innymi słowy pijalni wód mineralnych. Po niemiecku Mineralwasser-Trinkhalle – to jest oczywiście jedno słowo. Że im się chce wymyślać takie długie wyrazy! – Daniela roześmiała się i zaczęła na nowo przeglądać przewodnik. Kupiła go tuż po przyjeździe do Krakowa w jakiejś księgarni turystycznej.
– Tu jest coś ciekawego o tej pijalni, posłuchaj: „Dom kultury mieści się w dawnej pijalni, czyli wyremontowanym klasycystycznym pałacyku, który został wybudowany przed wojną i nosił nazwę »Vauxhall«. Był to wówczas jeden z najbardziej luksusowych budynków, szczycący się posiadaniem nowoczesnych toalet spłukiwanych bieżącą wodą. Codziennie napełniany zbiornik mieścił się w wysokiej wieży zwieńczającej budynek, zaś uruchomienie automatycznej spłuczki pozwalało na higieniczne i komfortowe korzystanie z łazienki”. Cudowne, prawda? Szkoda, że nie dotrwał do naszych czasów! – Daniela była pełna entuzjazmu, a Agata zrozumiała, że siostra stara się ją w ten sposób podnieść na duchu i odwrócić uwagę od prawdziwego celu ich wyprawy do Zmysłowa.
– Naprawdę nie musisz – powiedziała, wciąż skupiona na drodze.
– Czego nie muszę?
– Nie musisz mnie pocieszać w ten sposób. To mój problem i ja się muszę z nim zmierzyć – stwierdziła Agata.
– Wiem – jej siostra zamknęła przewodnik. – Nie myśl, że jestem bezduszna i zrobiłam sobie coś w rodzaju wycieczki. Chcę pomóc, naprawdę.
– Doceniam to, Daniela, ale mówię poważnie, nie musisz tego robić. Wystarczy, że będziesz ze mną, to już wiele daje.
Zamilkły. Agata zjechała z ostatniej górskiej serpentyny i ukazał się przed nimi widok na okolicę Zmysłowa. Było to naprawdę urokliwe miejsce – pokryte lasami i łąkami góry, a w dolinie niewielkie miasteczko pełne kolorowych domków. Tuż obok drogi toczyła swe wody rzeka Bystra, która nazwę zawdzięczała wartkiemu nurtowi. Pieniła się na kamieniach i spływała szybko wąskim korytem. Jej kolor zmieniał się – w środku nurtu był ciemny, prawie czarny, zaś przy brzegach i na płyciznach przejrzystozielony.
– Ładne miejsce – rzuciła Daniela. – Po prostu