Czary codzienności Tom 3 Słoneczna przystań. Agnieszka KrawczykЧитать онлайн книгу.
Lucyno, to przecież nie wypada… – mruknął duchowny, dolewając sobie kawy. – Co by ludzie powiedzieli…
– Dyrdymały. Znamy się tyle lat, ale jak ksiądz sobie tam chce. Wracając jednak do naszych baranów… Przepraszam bardzo, ale skoro jest w towarzystwie weterynarz, to ja od razu mam takie animalne skojarzania… Chcę wiedzieć coś o tych szpiegach – czy to jest taka dedukcja rodem z powieści, czy towarzyszą temu jakieś materialne dowody?
Wywołany w ten sposób do odpowiedzi Wilk aż pokraśniał z zadowolenia i zamachał rękami na znak, że ma wiele do opowiedzenia.
– Zastanawiam się nad tą sprawą od jakiegoś czasu. To znaczy od momentu, kiedy Julia mi powiedziała, że ktoś się interesował jej działką i robił już jakieś badania, a nawet, że dron tu latał…
– Po pierwsze, proszę mi powiedzieć, kim jest Julia, a po drugie, kiedy to wszystko miało miejsce, ten dron i te badania? – przerwała Lucyna, która najwidoczniej lubiła wszystko sobie usystematyzować.
– Julia Kovacs jest naszą sąsiadką, należy do niej druga część tej działki – wyjaśniła Agata. – To emerytka, zajmuje się hobbystycznie renowacją mebli.
– A, to ona wyrabia te kanapy… Znakomicie, muszę sobie jedną taką kupić, ta z tukanami bardzo mi przypadła do gustu, niezwykle rozweselająca – stwierdziła Lucyna.
– Julia nie pamiętała dokładnie, kiedy to było, w każdym razie dosyć dawno – wyjaśnił Wilk. – Opowiadała mi, że zauważyła kiedyś obcych ludzi na łąkach, mierzyli coś. Myślała, że to geodeci z gminy, ale potem skojarzyła sobie, że oni chyba jakieś próbki pobierali, i doszła do wniosku, że mogło chodzić o tę budowę.
– Najwyraźniej – Lucyna zapisała to sobie w notesie. – Teraz mam jeszcze jedno ważne pytanie, ale zanim je zadam, podkreślam, że musimy być dyskretni i to, o czym rozmawiamy, nie może wyjść poza ten ogródek. Mam nadzieję, że się rozumiemy? – spojrzała groźnie na weterynarza, jakby w nim upatrywała głównego plotkarza.
Wilk się obruszył:
– Za kogo mnie masz, Lucyno? Dawno bym już zbankrutował, gdybym latał po okolicy z jęzorem.
– Zatem wszystko jasne. Teraz moje pytanie: czy ktoś z was wie dokładnie, gdzie jest to źródło, którego oni szukają? Nie „mniej więcej” lub „być może”, ale na pewno, jak to się mówi: „na mur-beton”…
Zaległa cisza, a po chwili rozległ się głos Julii.
– Ja wiem! – podeszła do stołu i wyciągnęła rękę do Lucyny. – Jestem producentką kanap w tukany. Mam podobną na sprzedaż w pracowni, mogę potem pokazać.
– Miło mi poznać, zapraszam do nas. Rozumiem, że słyszała pani, o czym rozmawialiśmy?
– Proszę mi mówić: Julia. Tak, słyszałam, choć nie podsłuchiwałam. Moja pracownia jest bardzo blisko stąd, często przysłuchiwałam się waszej grze w brydża, znam was dobrze. Źródło jest na granicy działek mojej i Agaty, ale raczej bardziej na części należącej do dziewcząt. Znaleźliśmy je z mężem przypadkiem, coś tam chcieliśmy budować, już nie pamiętam, jakiś składzik czy garaż. Zaczęła wypływać bardzo ciepła woda, myślałam, że można coś fajnego z tego zrobić, na przykład basen, ale potem zaczęłam się obawiać, by ktoś przy okazji krzywdy sobie nie zrobił, więc ostatecznie wszystko zostało zasypane.
– Rozumiem. Powiedziałaś o tym komuś? Na przykład tym ludziom, którzy tu węszyli?
– Nie. Po pierwsze myślałam, że to geodeci i mierzą działki, a po drugie kompletnie mi to wyleciało z głowy.
– Rozumiem zatem, że miejsce, o którym mówimy, leży na działce Agaty i poza źródłem należącym do Kościoła i znajdującym się przy kapliczce świętej Rity nie ma tutaj innych gejzerów, które mogłyby ich interesować? – podsumowała Lucyna.
Zebrani popatrzyli po sobie. Prawniczka uświadomiła im właśnie, jak poważny stał się problem. Skoro Trzmielowa ma do wyboru jedynie te dwa miejsca, będzie starała się przejąć kontrolę nad jednym z nich w ten czy inny sposób. Nie przebierając w środkach. To już nie były przelewki.
– Czy to możliwe, żeby na tak dużym terenie nie było więcej ciepłych źródeł? Przecież pani Trzmielowa ma na swojej działce kilka. Sama mi o tym mówiła, chwaląc się planowaną inwestycją – zaczął ksiądz. Lucyna pokręciła głową.
– Słabo się znam na geotermii, ale Agata ma rację. Źródło to za mało. Ważna jest temperatura wody. Być może burmistrzowa początkowo planowała skromniejsze przedsięwzięcie. Bo ja wiem – kameralne spa albo basen z podgrzewaną wodą. Wtedy to, co ma, w zupełności by jej wystarczyło. Teraz jednak, gdy mówi się już o termach z prawdziwego zdarzenia, potrzebuje wysokiej temperatury, gejzeru jak się patrzy.
– To prawda, teraz już chyba wszyscy widzimy jak na dłoni, jak wielkie jest zagrożenie – stwierdził doktor. – Pytanie tylko, czy Agata zamierza ustąpić.
– No właśnie. Propozycja burmistrzowej jest hojna – działka na zamianę, sporo grosza i pomoc w budowie domu – przypomniał duszpasterz. – Nie mówiła tego wprost, ale wyczułem, że jeżeli będzie pani skłonna usiąść do negocjacji, to może wezmą na siebie koszty materiałów budowlanych…
– Dobra pani – mruknął Wilk, a Lucyna spojrzała na niego z sympatią.
Agata pokręciła głową.
– Nie zamierzam się na to godzić. Ten dom jest własnością Tosi, wiąże się z jej wspomnieniami o matce. Mam pozwolić zrównać go z ziemią, bo burmistrzowej zamarzył się hotel z aquaparkiem? Poza tym dalej uważam, że to bezsensowna i szkodliwa dla środowiska inwestycja, która wprowadzi nam tutaj tylko chaos i zniszczy piękną okolicę. A państwo co o tym sądzą?
– Jestem tego samego zdania. Jeżeli ty się poddasz, wówczas ja też będę się musiała wynieść, bo nie ścierpię za płotem takiego sąsiedztwa. Trzmielowa upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu – powiedziała Julia.
– Moje zdanie znacie od dawna. Urok Zmysłowa tkwi w jego prowincjonalności. Pies z kulawą nogą nie przyjedzie do tego hotelu i za kilka lat to przedsiębiorstwo zbankrutuje, ale strat dla środowiska nie będzie się już dało naprawić – zaperzył się doktor.
– A ksiądz co myśli? – zagadnęła Lucyna.
Proboszcz zadumał się.
– Mnie się też to dobre nie wydaje. Próbowałem perswadować, tłumaczyć. Pani Małgorzata mi powiedziała, że jestem „hamulcowym zmian” i nie chcę, aby ludziom się żyło dostatniej. Przecież ja o niczym innym nie marzę, żeby moja parafia kwitła. Tylko naprawdę nie wydaje mi się, że ten hotel to takie wielkie szczęście dla okolicy. Owszem, uważam, że Zmysłowo powinno stawiać na turystykę, ale bardziej na kameralne ośrodki, małe pensjonaty, rodzinne miejsca z dobrą kuchnią i miłą atmosferą, a nie za przeproszeniem – kombinaty wypoczynkowe.
– W rzeczy samej. Skoro jesteście zgodni, nie pozostaje nam nic innego, jak zabrać się do roboty – powiedziała Lucyna, porządkując swoje papiery.
– To znaczy, co robimy? – spytała trochę zdezorientowana Agata.
– Zaczynamy walkę! – Lucyna poklepała ją po ramieniu.
Gdy doktor i ksiądz już poszli, wychwalając Lucynę pod niebiosa, kobiety we trzy zostały jeszcze w herbaciarni, bo Agata zaproponowała jakąś przekąskę i pani prawnik chętnie się zgodziła. Przez to całe zamieszanie ze sprawą hotelu zapomniała pójść do swojego pensjonatu na kolację. Agata weszła na zaplecze odgrzać szpinakową