Эротические рассказы

Elity Mediolanu. Tara PammiЧитать онлайн книгу.

Elity Mediolanu - Tara Pammi


Скачать книгу
prawdziwymi mistrzami w sztuce prowadzenia subtelnej rozgrywki słownej, pełnej niedomówień i aluzji, z których większości nie pojmowała. Szczerze im zazdrościła tej umiejętności. Gdyby mogła zrozumieć metodę towarzyskiego flirtu, opisać ją za pomocą matematycznego modelu, miałaby może jakieś szanse na zrobienie postępów w tej dziedzinie. Nie to, że się nie starała. Przeciwnie. Prowadziła obserwacje, usiłowała wyciągać wnioski, doszukiwała się jakiegokolwiek schematu. Nadaremnie. Lekka zalotna konwersacja – to było coś, czego nie potrafiła rozgryźć. Nawet kiedy Frank zaczął się do niej zalecać i starał się, jak mógł, ułatwić jej zadanie, zachowywała się jak idiotka: ani be, ani me. Minęły chyba ze dwa miesiące, zanim zaczęła rozmawiać z nim bez zażenowania. Ale to dlatego, że dobrze go poznała – albo tak się jej przynajmniej wydawało.

      Teraz sytuacja była inna. Ten mężczyzna z całą pewnością nie zamierzał prawić jej czułych słówek. Jego oczy, czarne i lśniące jak kule onyksu, i tak jak kamień zimne, zdawały się widzieć o wiele za dużo, kazały myśleć o rzeczach, o których wolałaby zapomnieć. Na przykład o tym, jak bardzo czuła się samotna po śmierci babci, jak rozpaczliwie chciała mieć na świecie kogoś bliskiego, kogoś, kto by ją po prostu rozumiał.

      Nie. Nie zamierzała skupiać się na tych smutnych sprawach. Musiała zająć głowę czymś innym. Na przykład… na przykład mogła obserwować reakcję własnego ciała na dotyk dłoni pana Mastrantino, które – rzecz ciekawa – wciąż trzymały jej talię w mocnym uścisku. Jej neurony zostały postawione w stan gotowości, aksony, poprzez synapsy, przekazywały sygnał do rdzenia kręgowego i dalej, do mózgu. Pomyśleć, że niektórzy z jej uczniów mieli problemy ze zrozumieniem działania systemu nerwowego! Cóż, gdyby mieli za sobą podobne doświadczenie, wszyscy napisaliby test na maksimum punktów!

      Położenie, w jakim się znajdowała, było bardzo interesujące z czysto naukowego punktu widzenia. Wszystko wskazywało na to, że reakcja mężczyzny nie ustępowała intensywnością jej własnej reakcji. Gdy oparła dłonie o jego tors, spiął mięśnie. Hm, musiał mieć bardzo harmonijną mocną muskulaturę; wyraźnie czuła pod palcami jej rzeźbę, twardą niczym granit. Zaintrygowana, przesunęła dłonie niżej. Och, tak. Miał wspaniale ukształtowane mięśnie naramienne i piersiowe. Mięśnie proste i skośne brzucha też prezentowały się niezgorzej. Ani grama tłuszczu. Ciekawe, jak się rzecz miała z mięśniami pośladkowymi…

      Jej obserwacje zostały brutalnie przerwane. Raphael chwycił ją za nadgarstki i unieruchomił jej ręce w mocnym uścisku.

      – Ma pani problemy z mówieniem? – skrzywił usta w drwiącym uśmiechu, ale jego oczy pozostały lodowate. – Rozumiem, że woli pani porozumiewać się z mężczyznami za pomocą dotyku? A może jeszcze jakieś sztuczki ma pani w zanadrzu?

      Zamrugała, jak obudzona z transu. Miała zamiar spytać go o treningi, o sposób odżywiania się. Jaki sport uprawiał? Jakie miał wyniki? Czy stosował specjalną dietę? A może swoją sylwetkę zawdzięczał, podobnie jak urodę, znakomitym genom?

      Chyba się troszeczkę zapomniała.

      Rzuciła wokół spłoszonym spojrzeniem i poczuła, że robi się czerwona jak burak. Ktoś gwizdnął przeciągle, ktoś znacząco chrząknął, jakaś zażywna włoska mamma zacmokała z wyraźnym ukontentowaniem. Wszyscy goście zebrani w ogromnym salonie patrzyli na nich dwoje – chrzestnego syna oraz szczęśliwie odnalezioną wnuczkę Giovanniego Vita. O rany, dlaczego nie mogła zapaść się pod ziemię…?!

      Zagryzła wargi, mocno, aż do bólu. Spokojnie, nakazała sobie. Skoro potrafiła zapanować nad trzydziestką rozhukanych nastolatków, poradzi sobie i w tej sytuacji.

      Zrobiła krok w tył i stanowczym gestem uwolniła dłonie.

      – Przepraszam, jeśli pana uraziłam. – Uniosła głowę z godnością. – Proszę moje zachowanie zaliczyć na karb migreny. Nie jestem przyzwyczajona do noszenia tak ciężkiej biżuterii, a te obcasy sprawiają, że… kręci mi się w głowie.

      – Uroczo pani kłamie, panno Vito. – Raphael wciąż uśmiechał się ironicznie.

      Nie odpowiedziała. Zastanawiała się, dlaczego jego głos wywołuje u niej tak przyjemne wrażenia słuchowe. Co o tym decydowało? Wibracje strun głosowych o idealnej dla jej ucha częstotliwości?

      – Zaraz pewnie usłyszę, że nie gustuje pani w tego typu wystawnych przyjęciach, więc robi pani dobrą minę do złej gry tylko ze względu na Gia. Ach, no i oczywiście suknie oraz pantofle od najsłynniejszych projektantów mody, nie mówiąc już o brylantach, którymi jest pani dosłownie obsypana, to zupełnie, ale to zupełnie nie pani bajka. Poza tym nie znosi pani być w centrum uwagi, więc fakt, że wszyscy mężczyźni tu obecni pchają się, jeden przez drugiego, żeby z panią zatańczyć lub choćby chwilkę poflirtować oraz że goście już co najmniej trzy razy chóralnie wznosili pani zdrowie, uważa pani za dopust, ale znosi dzielnie te przeciwności losu, bo najważniejsze jest spełnienie marzeń ukochanego dziadunia…

      Popatrzyła na niego oczami okrągłymi ze zdumienia. Nie zdołałaby trafniej opisać sytuacji, w jakiej się znalazła. Ale jeśli Raphael Mastrantino tak dobrze ją rozumiał, dlaczego wciąż krzywił usta w zimnym, sarkastycznym uśmiechu? Dlaczego w tonie jego głosu wyraźnie słyszała wrogość? Czy miał coś przeciw kobietom, które nie znały się na modzie i nie lubiły nosić ciężkiej, ostentacyjnej i przesadnie kosztownej biżuterii? Może powinna mu powiedzieć, że docenia, że rzeczy, w które polecono jej się wystroić, są w znakomitym guście, a poza tym, zarówno diamenty, jak i perły, uważa za obiekty szalenie interesujące z punktu widzenia nauki. Diament to najtwardsza substancja występująca w przyrodzie. A perły to mikrokryształy zawieszone w rogowatej substancji białkowej. Kto by pomyślał, że małże potrafią stworzyć coś tak idealnie pięknego?

      – Widzę, że wystarczyło panu kilka minut, żeby dokonać oceny mojego charakteru oraz motywacji – powiedziała tylko. – Jak bardzo jest pan pewny swoich wniosków, panie Mastrantino?

      – Skąd pani wie, kim jestem? – Zmrużył oczy, a w jego spojrzeniu pojawiła się czujność.

      Zrobiła jeszcze jeden krok w tył, otaksowała go wzrokiem.

      – Gio powiedział mi, że będzie pan najprzystojniejszym i najbardziej pewnym siebie mężczyzną, jaki pojawi się na tym przyjęciu. Informacja była precyzyjna i najzupełniej wystarczająca, by pana zidentyfikować – odparła rzeczowo. – Dziadek nie dodał tylko, że jest pan nieprawdopodobnie wręcz arogancki.

      – Ciekawe. – Raphael przechylił głowę. – Bo mnie nie powiedział o pani ani słowa. Nic też nie wspomniał o tym, że szykuje tak wystawne przyjęcie. Chyba po raz pierwszy dostałem od niego formalne zaproszenie, na papierze. „Przyjęcie powitalne ku czci panny Pii Alessandry Vito”. W ten sposób dowiedziałem się o pani istnieniu.

      Nie miała pojęcia, co na to odpowiedzieć. Zaczynała dopiero poznawać dziadka, a zwyczajów panujących w rodzinie Vito nie znała wcale. Była tu obca – nagle stwierdzenie tego faktu wywołało w niej falę emocji tak bolesnych, że aż dławiących. Pia Vito nie radziła sobie najlepiej z silnymi emocjami. Nerwowo splatając palce, rozejrzała się po salonie, szukając oczami dziadka. Potrzebowała jego pomocy.

      Jednak stary Giovanni wyraźnie się nie kwapił, by wesprzeć wnuczkę. Pia odniosła niepokojące wrażenie, że dziadek unika jej wzroku. Przedtem obserwował ją niemal cały czas, teraz wydawał się absolutnie pochłonięty rozmową z trzema szpakowatymi dżentelmenami. Wszyscy czterej popijali grappę i co chwila wybuchali śmiechem. Gio był tak rozbawiony, że raz po raz uderzał dłonią w kolano, śmiejąc się głośno.

      – Muszę powiedzieć – kontynuował Raphael – że urzekła mnie pani historia. To przecież, wypisz wymaluj, współczesna wersja


Скачать книгу
Яндекс.Метрика