Szantaż. Zygmunt Zeydler-ZborowskiЧитать онлайн книгу.
– Czy naprawdę nic ci nie jest? Może zmierzysz gorączkę?
– Daj mi spokój. Nie mam gorączki. Czuję się znakomicie.
Wstała i narzuciła niebieski szlafroczek.
Wiążąc krawat, przyglądał jej się uważnie. Spytał:
– O której dzisiaj musisz być w sądzie?
– O jedenastej.
– To po co tak wcześnie wstajesz? Poleż jeszcze. Sam sobie zrobię śniadanie.
– Co za pomysł. Dlaczego nie miałabym przygotować śniadania? Nie jestem chora.
Poszła do łazienki, pośpiesznie się umyła, spięła włosy szeroką klamrą i przy pomocy szminki przywróciła rumieńce swym policzkom. Nie chciała, aby Paweł wyszedł z domu, mając przed oczami obraz jej poszarzałej, zmęczonej twarzy.
Przy śniadaniu rozmawiali o pogodzie, o filmach i o wizycie u Krzywuskich. Kiedy Paweł zapalił papierosa, Anna spytała:
– Masz dzisiaj jakąś operację?
– Tak.
– Czy to coś poważnego?
– Nie, głupstwo. Wyrostek.
– Kto jest tym delikwentem?
Spojrzał na nią zdziwiony.
– Cóż ty się nagle interesujesz moimi pacjentami?
Uśmiechnęła się z nieco sztuczną swobodą.
– Tak sobie zapytałam. Ostatecznie mogę się czasem zainteresować komu wycinasz ślepą kiszkę.
Zgasił papierosa i wstał.
Na ogół nie mam pamięci do nazwisk, ale tym razem pamiętam jak się ten facet nazywa. Filip Warzycki.
– Filip?
– Tak. Filip Warzycki. Być może, że go nawet tutaj widziałaś. Był u mnie ze dwa razy prywatnie. Taki dobrze zbudowany, wysoki, z rudą czupryną.
Skinęła głową.
– Tak, tak, przypominam sobie. Przystojny.
– Owszem. Interesująca twarz.
Paweł wyszedł do przedpokoju i włożył płaszcz. Anna poprawiła mu szalik pod szyją. Wyczuł, że chce coś powiedzieć.
– No co, kochanie?
– Mam do ciebie wielką, ale to bardzo wielką prośbę.
Pocałował ją i powiedział z uśmiechem:
– Pewnie znowu zobaczyłaś na wystawie jakąś „szałową” koszulkę.
– Nie, nie, to nie o to chodzi. Chcę cię prosić, żebyś dzisiaj nie operował. Przecież może cię ktoś zastąpić – dodała prędko.
Odsunął ją od siebie zdziwiony, trochę zniecierpliwiony.
– Żebym nie operował? A to dlaczego?
– Proszę cię, Paweł, bardzo cię proszę. Zrób to dla mnie.
Wzruszył ramionami.
– Dziwna jesteś. Pracuję w szpitalu i muszę operować. Od tego jestem.
– Niech cię ktoś dzisiaj zastąpi.
Był coraz bardziej rozdrażniony. Oczy mu się zwęziły, nozdrza drżały nerwowo.
– Po pierwsze każdy w szpitalu ma wyznaczoną swoją robotę i nikt nikogo nie zastępuje, a po drugie nie widzę najmniejszego powodu, żeby prosić któregoś z kolegów o zastępstwo. Jak ty sobie to w ogóle wyobrażasz? Że co mam powiedzieć? Że żona mnie prosiła, żebym dzisiaj nie operował, tak?
Objęła go za szyję i próbowała go pocałować. Odwrócił głowę.
– Proszę cię, Paweł. Proszę cię… Przecież możesz to dla mnie zrobić.
Uwolnił się z jej objęć.
– Przestań histeryzować, Aniu – powiedział opryskliwie. – O co ci właściwie chodzi?
– Nie chcę, żebyś dzisiaj operował. Jesteś zdenerwowany tą wczorajszą operacją.
Roześmiał się.
– Dajże spokój. Nie ma o czym mówić. O tamtej sprawie już zapomniałem. Rozkleiłem się trochę wczoraj, to prawda. Tak czasem bywa, że nagle człowieka coś rozmontuje wewnętrznie. Ale dzisiaj już wszystko w porządku. Bądź zupełnie spokojna. Zresztą nie mam w programie żadnej trudnej operacji. Zwykły wyrostek bez komplikacji, na zimno.
– Tak cię proszę – szepnęła, przytulając się do niego.
Wziął ją pod brodę i pocałował w usta.
– Nie rozrabiaj, głuptasie. To nie ma sensu. No, do widzenia, bo w końcu spóźnię się do szpitala. Trzymaj się i dzielnie broń swoich klientów.
Pośpiesznie zbiegł po schodach. Spojrzał na zegarek. Psiakrew. Ta pogawędka w korytarzu zabrała mu za dużo czasu. Tramwajem już nie zdąży. Zatrzymał przejeżdżającą taksówkę.
Rozmowa z Anną zdenerwowała go. Nie przypuszczał, że jest aż tak przewrażliwiona. Postanowił, że nigdy w przyszłości nie będzie z nią rozmawiał na takie ponure tematy.
W szpitalu siostra Maria powiedziała:
– Dzień dobry, panie doktorze. Czekamy na pana.
– Czy wszystko już gotowe do operacji?
– Tak.
– Jak się czuje pacjent?
– Znakomicie. Jest w doskonałym humorze. Od samego rana opowiada kawały.
W pokoju lekarzy Paweł zdjął marynarkę i włożył biały kitel. Nowacki, który poziewując przeglądał gazetę, spytał:
– Cóż wy, kolego, jesteście dzisiaj tacy zdenerwowani?
– Ja zdenerwowany? – obruszył się Paweł. – Zdaje się wam.
– Przecież