MALARZ DUSZ. ОтсутствуетЧитать онлайн книгу.
dziewczyny. Podobałaby się sobie, rozkoszowałaby się swoją kobiecością. Ale on tego nie zrobił… Tak jak wielu innych rzeczy. Wtedy nie przywiązywał do nich wagi, teraz było już za późno. Starał się tchnąć życie w swoje nimfy. Jeden z robotników zajrzał do pracowni po węgiel do rysowania.
– Niezłe – pochwalił jego szkice.
Dalmau wiedział, że to nieprawda; były marne, pospolite.
Paco przyniósł mu obiad – ryż z kurczakiem – lecz Dalmau zjadł go dopiero późnym popołudniem, zimny i posklejany. Za to wypił zbyt dużo wina. Poprosił nawet jednego z chłopaczków z fabryki, żeby dokupił mu drugą butelkę, i ją też opróżnił. Wieczorem Bertrán przysłał mu wiadomość, że Emma pojawiła się w jadłodajni. Gdy Dalmau tam dotarł, wychylił jeszcze kilka szklaneczek, czekając, aż narzeczona skończy pracę. Tylko na moment wyjrzała z kuchni, po czym wróciła do swoich zajęć; trudno mu było stwierdzić, czy w ogóle się z nim przywitała. Bertrán co jakiś czas składał mu kondolencje i na znak współczucia dolewał wina do szklanki, po czym wracał na swoje stanowisko w kącie sali. Dalmau zostawał sam przy stoliku, otoczony rozgorączkowanymi klientami rozprawiającymi o strajku. Alkohol i strajk. Wspomnienia. Seria z karabinu. Jeden z siedzących nieopodal mężczyzn wydał dźwięk naśladujący turkot broni maszynowej. Dalmau poczuł dreszcz, kiedy wyobraził sobie, jak jedna z kul rozrywa twarz Montserrat. Widział ją. Poszedł z Tomasem do kostnicy zidentyfikować zwłoki. Była blada i oszpecona. Dopił wino i wskazał Bertranowi, żeby mu dolał.
– Nie przyszłaś na pogrzeb, co się stało? – zapytał Emmę, kiedy pojawiła się w sali.
Spojrzała na pustą karafkę.
– Nie wiesz? – zapytała z niedowierzaniem w głosie.
– Nie – wyznał.
Emma skrzywiła się. Nie odpowiadała na bełkotliwe pytania padające z ust Dalmaua. Żadne z nich nie miało też nastroju na czułości.
– Chcesz się przejść? – zaproponował.
Tylko wzruszyła ramionami. Pożegnali się z Bertranem i opuścili jadłodajnię. Szli w milczeniu, ze wzrokiem wbitym w ziemię, ona owinięta w czarny szal, który chronił ją przed zimowym chłodem, on w marynarce i swojej odwiecznej czapce. Dotarli do Paral·lel, gdzie cywile mieszali się z żołnierzami nadal pilnującymi porządku. Kawiarnie otwarły już podwoje, wokół rozlegały się pokrzykiwania obwoźnych sprzedawców, teatry i kabarety znów przyjmowały widzów, przez ostatni tydzień pozbawionych rozrywki.
Weszli do gwarnej kawiarni. Nie było wolnych stolików, więc usiedli przy barze, pośród stałych bywalców. Emma zamówiła kawę z gorącym mlekiem, Dalmau po chwili wahania zdecydował się na kolejną szklaneczkę wina. Wydawało mu się, że spacer trochę go otrzeźwił, był jednak w błędzie. Pierwszy łyk alkoholu opadł mu na dno żołądka jak rozżarzony kamień. Znów miał zaćmiony umysł, plątał mu się język, reagował z opóźnieniem. Emma dostrzegła to, jeszcze zanim się do niej odezwał.
– Wyjaśnisz mi, o co chodzi? – wybełkotał. – Szukałem cię po pogrzebie. – Próbował przekrzyczeć zgiełk, ale podniósł głos bardziej, niż powinien. Mężczyzna siedzący obok Emmy odwrócił głowę w jego stronę.
– Wszystkie towarzyszki twojej siostry, a nawet sąsiedzi stojący przed kamienicą uznali, że jestem winna jej śmierci – oznajmiła Emma.
Zaskoczony, próbował wyprostować szyję, ale zakręciło mu się w głowie. Pociągnął kolejny łyk wina, zastanawiając się, co ma jej odpowiedzieć.
Emma nie wiedziała, czy powinna złajać go za to, że doprowadził się do takiego stanu, czy zabrać na świeże powietrze. Ale ciepło kubka, który trzymała w dłoniach, działało na nią kojąco. Nie. Jeżeli Dalmau chce się upić, to jego sprawa.
– Nieprawda, nie jesteś niczemu winna – odparł wreszcie, starając się, by wypity alkohol nie zmącił jego odpowiedzi. – Sama dobrze o tym wiesz. Winę ponosi wyłącznie moja siostra: to ona przyszła pod barykadę… My zrobiliśmy to, co należało, nie sądzisz? Wyciągnęliśmy ją z więzienia i kryliśmy. Montserrat miała wiele możliwości… i wybrała tę niewłaściwą. Dlaczego uciekłaś, zamiast przyjść na pogrzeb i mi o tym powiedzieć? – zapytał w końcu, znowu podnosząc głos.
Uciekła?! Powiedział, że uciekła? Została pobita, zwyzywana i opluta, wyrzucona z kamienicy. Pokręciła głową, jakby uznała, że nie warto odpowiadać. Po wyjściu od pasterzanek przez chwilę czuła się wyzwolona: w imieniu Montserrat stawiła czoło wszystkim tym kłamstwom, wszystkim religijnym dogmatom. Zaraz jednak wróciły wyrzuty sumienia. Zastanawiała się, czy opowiedzieć Dalmauowi o wizycie w przytułku. Doszła do wniosku, że lepiej tego nie robić, zważywszy na jego stan. Świętoszkowaty don Manuel na pewno wpadnie we wściekłość, ale nie miała zamiaru się tym przejmować. Najwyższy czas, żeby Dalmau porzucił tego katolickiego reakcjonistę, tego burżuja, i poszukał sobie lepszej pracy. Postanowiła, że powie mu o wszystkim kiedy indziej.
– Dlaczego? – wyrwał ją z rozmyślań Dalmau.
– Co dlaczego? – zapytała zniecierpliwiona.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi, że czujesz się winna? Ja…
Emma przez chwilę się zastanawiała.
– Mów, co chcesz, ale to wszystko przeze mnie. Byłabym winna, gdybym nie zgodziła się chodzić na katechezę i znowu by ją zamknęli. Rozmawialiśmy już o tym. I ponoszę też winę za jej śmierć. Jeśli nie uparłabym się, żeby z nią porozmawiać przy barykadzie, jeśli przewidziałabym, jakie wiąże się z tym ryzyko… Tak, to moja wina, że ją zastrzelili.
– Nie!
Tym razem odwrócił się nie tylko mężczyzna siedzący obok Emmy.
– Ależ tak. – Ignorowała zaciekawione spojrzenia. – To była moja wina.
„I twoja”, miała ochotę mu wypomnieć. Gdyby nie przystał na warunki don Manuela, gdyby nie zaproponował jej, żeby zastąpiła Montserrat…
– Postąpiłaś właściwie – próbował ją uspokoić Dalmau. Mówił pijackim głosem, miał zmącony wzrok, uciekał spojrzeniem, nieświadomy dylematów, jakie przeżywała w tym momencie Emma. – Gwałcili ją. – Tym razem szepnął zdenerwowany; nie chciał, by inni dowiedzieli się o hańbie, jaka spotkała jego siostrę. – Gwałcili ją – powtórzył. – Widziałaś ją, sama ją myłaś…
Wspomnienie nagiej przyjaciółki ociekającej wodą sprawiło, że z Emmy opadło napięcie skumulowane w ciągu dnia. Pokręciła głową, podobnie jak wtedy, kiedy wycierała mokrą podłogę i myła stopy Montserrat. Nie, nie chodziło tylko o to, że została zgwałcona.
– Dlaczego zaprzeczasz? – zapytał Dalmau, pociągnąwszy długi łyk wina.
– Nie powinniśmy byli wtrącać się w jej życie.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – Starał się skupić na niej wzrok, ale alkohol sprawił, że mąciło mu się w oczach.
– Właśnie to: że powinniśmy byli trzymać się z boku. Nie chciała naszej pomocy. Powiedziała ci to…
– Gwałcili ją! – powtórzył, jakby nie był w stanie mówić nic innego.
– Powiedziała ci, że nie chce, że nie zamierza podporządkować się warunkom twojego mistrza. Że woli…
– Umrzeć? – przerwał jej Dalmau. – Żyć jak dziwka?
Emma wzruszyła ramionami, marszcząc usta.
– Tak – zdecydowała się odpowiedzieć. Przed oczami stała