MALARZ DUSZ. ОтсутствуетЧитать онлайн книгу.
zainteresowanie kilku klientów, a także stojącego za ladą barmana.
– Montserrat wiedziała, co robi – ciągnęła bezlitośnie Emma. – Lepiej niż my.
– Puść ją! – rozległ się inny głos.
– Powiedz im, żeby zostawili nas w spokoju – poprosił Dalmau, wskazując otaczające ich osoby.
Emma wbiła wzrok w jego przekrwione oczy. Zrozumiała, że alkohol pozwala mu zagłuszyć wyrzuty sumienia. Gwałcili ją, gwałcili ją, gwałcili ją, tłumaczył sobie, żeby nie zgłębiać problemu.
– Dalmau – odezwała się powoli. Puścił ją, słysząc jej ton. – Oboje jesteśmy winni.
– Nie – zaprotestował. – Jeżeli ty chcesz czuć się odpowiedzialna, to proszę bardzo. Ja nie chcę. Nie oskarżaj mnie o…! – Zamilkł, speszony obecnością obcych ludzi. – Nie waż się mnie obwiniać! – zagroził mimo wszystko, nie zważając na to, że jakichś dwóch mężczyzn szykuje się do interwencji.
– Jesteś pijany. Zostaw mnie w spokoju. Odejdź. – Emma ucięła jego pogróżki, starając się uspokoić ludzi, którzy stanęli w jej obronie.
– Brawo, dziewczyno! Nic nie tracisz – rzucił jeden z klientów.
Ktoś parsknął śmiechem.
– Pijaczyna – skwitował elegancko ubrany mężczyzna, popychając Dalmaua w stronę drzwi.
– Odpierdol się! – zaprotestował chłopak i niezdarnie rzucił się na nieznajomego.
Ten nawet nie musiał uchylać się przed ciosem, który trafił w powietrze. Wokół rozległy się śmiechy.
– Dalmau! – interweniowała Emma.
– Zamknij się! – Wymierzył kolejny cios na oślep. Tym razem trafił, ale w twarz Emmy, która podeszła, żeby go powstrzymać. Mimo stanu, w jakim się znajdował, zdał sobie sprawę z tego, co zrobił, i odjęło mu mowę.
– Nie chcę cię więcej widzieć. Zapomnij o mnie! – wybuchnęła, przykładając dłoń do policzka.
Nie zdążył odpowiedzieć, zaatakowany przez stojących obok mężczyzn. Po drugim ciosie upadł na podłogę. Kiedy próbował wstać, zaczęli go kopać. Uciekł z kawiarni na czworakach, pośród splunięć, śmiechów, gwizdów… oraz rozdzierającego płaczu Emmy.
DALMAU OD DAWNA NIE WIDZIAŁ Emmy. Przyszedł do jadłodajni, chciał przeprosić, że ją uderzył i że się upił, wrócić do rozmowy na temat odpowiedzialności za śmierć jego siostry. Kochał ją i tęsknił za nią. Ale Bertrán nie wpuścił go do środka. „Nie chce nawet o tobie słyszeć – powiedział. – Zawsze byłeś tu mile widziany, nie zmuszaj mnie, żebym cię wyrzucił”. Dalmau czekał na nią po pracy, ale nigdy nie wychodziła sama. Wiedział, że często odwiedza jego matkę, by porozmawiać i dotrzymać jej towarzystwa. To właśnie Josefa poprosiła go, żeby przestał ją nagabywać.
– Śmierć Montserrat bardzo ją dotknęła – powiedziała, wstając od maszyny do szycia, i poszła do kuchni zaparzyć kawę. Dostrzegł zmęczenie w jej ruchach. – Nie… Nie chce cię widzieć. Nie dręcz jej, proszę. Wiesz, że jest dla mnie jak druga córka. Wystarczająco dużo wycierpiała. Daj jej czas.
– Ale to, co powiedziała… – zaczął.
– Wiem, co powiedziała – przerwała mu matka. – Wszystko mi wyznała. Wiem, co myśli. A przede wszystkim, co czuje.
– Obarcza mnie winą za śmierć Montserrat! – wykrzyknął Dalmau. Josefa milczała. – Chyba się z nią matka nie zgadza?
– Nie mnie to osądzać, synu, ale poczucia winy nie da się kontrolować, nie słucha argumentów, zresztą jak każde uczucie. Ona obarcza się odpowiedzialnością. Z czasem spojrzy na wszystko z innej perspektywy, którą dziś przesłania ból. Podobnie jest z tobą: sam wiesz, czy powinieneś czuć się winny, czy nie. Nieważne, co mówią inni.
Dalmau spróbował jeszcze raz. Poszedł do mieszkania Emmy. Długo dobijał się do drzwi. W końcu otworzył mu jeden z jej kuzynów, który pracował z ojcem w rzeźni, dźwigając na plecach rozpłatane tusze. Powiedział, że dziewczyna nie chce go widzieć. Dalmau dopytywał dlaczego. W końcu tak zirytował kuzyna, że musiał się cofnąć i poprosić go, żeby się uspokoił. Uciekł jak niepyszny.
Starał się poświęcać jak najwięcej czasu pracy, mimo to nadal szukał kontaktu z Emmą. Czekał na jej kuzynkę, kręcił się w okolicach jadłodajni, rozmawiał z jej koleżankami. Któregoś popołudnia wreszcie na siebie wpadli. Wyminęła go. Nie miał odwagi jej zatrzymać. „Wybacz mi”, poprosił. Nawet nie odpowiedziała. Szedł za nią jeszcze przez kilka metrów, zależało mu tylko na jej przebaczeniu. Nie wymusił na niej żadnego słowa, żadnego gestu. Od tamtej pory już jej nie nachodził. Znalazł schronienie w pracy, która pozwalała mu nie myśleć o Emmie. Zrezygnował natomiast z prowadzenia zajęć u pijarów, mimo błagań księdza Jacinta i nacisków ze strony don Manuela.
– Nie czuję się na siłach – wyjaśnił. – Może trochę później.
– A katecheza? – zaniepokoił się mistrz.
Dalmau nie musiał zastanawiać się nad odpowiedzią.
– Moja siostra od urodzenia była anarchistką i ateistką. Co dało jej to, że zbliżyła się do Boga? To właśnie wtedy zginęła.
Don Manuela korciło, żeby zagadnąć go o siostrę. Kiedy po strajku wrócił do Barcelony, czekał na niego list od matki przełożonej, w którym opisała zajście z Montserrat i zaznaczyła, że celowo pomija przekleństwa, jakimi ta obrzuciła ją na pożegnanie. Potem jedna ze służących powiedziała mu, że siostra Dalmaua zginęła od kuli. „Cóż za straszliwa kara za obelgę i bluźnierstwo!”, wykrzyknął mistrz, łącząc oba fakty, i czym prędzej się przeżegnał. Pokazał list księdzu Jacintowi i wspólnie uznali, że nie będą drążyć tematu, by nie pogłębiać cierpienia Dalmaua.
– Przyjmij moje najszczersze kondolencje z powodu śmierci siostry – powiedział don Manuel, kiedy tylko spotkali się w fabryce. Wtedy chłopak chodził jeszcze do pijarów. – Przekaż je także swojej matce i najbliższym.
A teraz Dalmau podawał w wątpliwość Boże miłosierdzie. Manuel Bello postanowił się z nim nie sprzeczać. Jego siostra zapłaciła już za swoją bezczelność. Jeśli zaś chodzi o chłopaka, to może i się nie nawrócił, ale dzięki jego płytkom z nimfami fabryka zyskała ogromne uznanie w oczach architektów i ceramików. Uznał, że będzie jeszcze czas, by przyciągnąć go do Kościoła.
Dalmau nie był przekonany do tych projektów. Nadal uważał je za pospolite: nie przekazywały żadnych emocji. W odróżnieniu od japońskich motywów przeznaczonych do seryjnej produkcji, zostały wykonane na specjalne zamówienie, dlatego zamiast szablonów i woskowanego papieru używano oryginalnych rozmiarów szkiców podziurkowanych wzdłuż konturów rysunków. Układano papier na płytkach i posypywano go pyłem węglowym, by zaznaczyć kształty, które później pociągano pędzlem. Na koniec kafelki jeszcze raz trafiały do pieca.
Ceramika została przewieziona do kamienicy przy Rambla de Catalunya – wysadzanej drzewami alei z bulwarem pośrodku, równoległej do Passeig de Gràcia – zdaniem wielu najbardziej prestiżowej ulicy Barcelony. Budynek był już prawie skończony: szeroki hol wysoki na ponad pięć metrów, drzwi ze szkła i kutego żelaza prowadzące na dziedziniec dla powozów i charakterystyczne dla modernizmu elementy, jak mozaika na podłodze czy marmurowe schody wiodące na pierwsze piętro, gdzie mieścił się apartament właścicieli. Prawie wszystkie mieszkania miały wystające poza fasadę budynku loggie, stanowiące