Zamiana. Beth O'learyЧитать онлайн книгу.
policzek.
– Przecież mężczyzna może…
Unoszę palec.
– Mam nadzieję, że nie chciałaś powiedzieć „może się zmienić”.
– Hm… – Odchrząkuje, patrząc, jak skreślam z listy Piotra.
– No i na koniec… – czytam dalej. – Babciu, nie, nie! Arnold z domu obok? Ojczym Jacksona Greenwooda?
– Teraz już były ojczym – prostuje babcia z szatańskim drgnieniem brwi, które zwykle jest znakiem, że przechodzi do plotek.
– Najgorszy gbur na świecie? – ciągnę stanowczo, nie pozwalając jej odbiec od tematu. – Zasługujesz na kogoś znacznie lepszego.
– Musiałam uczciwie zapisać wszystkich – wyjaśnia, podczas gdy ja pracowicie zamazuję nazwisko Arnolda na liście. – To jeden z dwóch samotnych mężczyzn w Hamleigh, który ma ponad siedemdziesiąt lat.
Obie spoglądamy na listę skreślonych nazwisk.
– Zawsze dobrze zacząć jeszcze raz, z czystym kontem – mówię.
Znowu z rezygnacją garbi się nad stołem, więc biorę ją za ręce.
– Babciu, bardzo się cieszę, że chcesz sobie kogoś znaleźć – zapewniam ją. – Twoje małżeństwo z dziadkiem było takie smutne, że zasługujesz na to, żeby poznać jakiegoś cudownego człowieka. Zrobię naprawdę wszystko, co się da, żeby ci pomóc.
– Jesteś kochana, ale niewiele da się z tym zrobić. Prawda jest taka, że nie znam żadnych mężczyzn do wzięcia. – Sięga po chusteczkę w rękawie i wydmuchuje nos. – Pomyślałam, że może… mogłabym pojechać do Tauntingham i sprawdzić, czy nie ma tam kogoś takiego…
Oczami wyobraźni widzę ją krążącą po uliczkach sennego Tauntingham z terminarzem w ręce, tropiącą starszych panów i robiącą notatki.
– Nie wiem, czy to najskuteczniejsza metoda – mówię ostrożnie. – Myślałaś o randkach przez internet?
Babcia robi kwaśną minę.
– Nie miałabym pojęcia, jak się do tego zabrać.
Wstaję. Od dawna nie czułam się tak dobrze.
– Pójdę po laptop – rzucam już w drzwiach.
*
Przed stworzeniem profilu babci w serwisie randkowym robię półgodzinny research. Wygląda na to, że kluczem do sukcesu są szczerość, specyficzność i poczucie humoru oraz – bardziej niż pozostałe rzeczy, które wymieniłam – dobre zdjęcie profilowe. Gdy jednak konto jest gotowe, uświadamiam sobie, że mamy kłopot.
W portalu nie zarejestrowała się ani jedna osoba w jej wieku, która mieszkałaby w odległości godziny drogi od Hamleigh. Problemem jest nie to, że babcia nie zna w okolicy żadnych dżentelmenów do wzięcia, lecz to, że ich po prostu nie ma. Bee żali się na brak odpowiednich facetów w Londynie, ale nie ma pojęcia, jaka z niej szczęściara. Jeśli w twoim mieście mieszka osiem milionów ludzi, musi się znaleźć wśród nich ktoś samotny.
Wolno obracam się na krześle, by spojrzeć na babcię.
Kiedy o niej myślę, zawsze mam przed oczami nieokiełznany żywioł, którego woli poddaje się cały świat. Nie wyobrażam sobie bardziej młodzieńczej starszej pani. Mimo że dobiega osiemdziesiątki, nic nie wskazuje, by ten fakt naruszył zapasy jej niespożytej energii – jak na swój wiek jest naprawdę nadzwyczajna.
Teraz jednak nie przypomina tamtej babci.
Ma za sobą straszny rok. Straciła jedną z dwóch wnuczek, wspierała moją mamę po śmierci córki, potem odszedł od niej mąż… Nagle dociera do mnie, że myślę o babci jak o kimś niepokonanym, ale to przecież niedorzeczność – nikt nie przetrwałby bez szwanku tego, co przeżyła. Wystarczy na nią spojrzeć, jak siedzi przy stole i zastanawia się nad randką z dewotem Basilem. Źle się dzieje w Clearwater Cottage.
Wiedziałabym o tym wcześniej, gdybym zaglądała do domu raz na jakiś czas.
Znowu sięgam po laptop. Za każdym razem, kiedy sobie przypominam, że w poniedziałek nie mogę iść do pracy, ogarnia mnie lęk i paskudne uczucie, że jestem do niczego. Muszę mieć coś do roboty, muszę pomagać, żeby przestać rozpamiętywać to, co tak sromotnie schrzaniłam.
W serwisie randkowym zmieniam obszar wyszukiwania i nagle: proszę bardzo, czterystu panów w wieku od siedemdziesięciu do osiemdziesięciu pięciu lat szukających miłości.
– Mam pomysł – mówię. – Tylko posłuchaj do końca, okay? Są setki facetów do wzięcia… w Londynie.
Babcia obraca w dłoniach pusty kubek.
– Mówiłam ci, Leena: twoja mama mnie teraz potrzebuje. Nie mogę jechać do Londynu.
– Mamie nic się nie stanie.
– Och, doprawdy?
– Babciu, potrzebujesz odpoczynku. A nawet na niego zasługujesz. Powiedz mi, dlaczego chciałaś wyjechać do Londynu, kiedy byłaś młoda?
– Chciałam zmieniać świat – odpowiada z lekkim uśmiechem. – Pewnie myślałam, że Londyn jest miejscem, w którym… dzieją się ważne rzeczy. Chciałam przeżyć przygodę. Chciałam… – teatralnie wymachuje rękami – zatrzymać taksówkę z jakimś szykownym, pełnym fantazji nieznajomym i pozwolić odwieźć się do domu. Przejść z rozwianym włosem przez most Londyński, pędząc gdzieś w ważnej sprawie. Chyba chciałam być kimś ważnym.
– Ależ jesteś kimś ważnym, babciu! Przede wszystkim bez ciebie Hamleigh już by się rozsypało. Ile razy ratowałaś wiejski sklepik? Pięć razy?
Uśmiecha się.
– Nie twierdzę, że nigdy nie robiłam nic pożytecznego. Dałam życie twojej matce, ona dała życie tobie i Carli i to mi wystarczy.
Ściskam jej rękę.
– Co to była za praca? Ta, z której zrezygnowałaś dla dziadka?
Wbija wzrok w blat stołu.
– W instytucji charytatywnej. Organizowała ośrodki kultury dla młodzieży z ubogich części miasta. Przypuszczam, że pisałabym na maszynie i biegała po kawę. Ale to miał być początek. Wybrałam sobie już nawet lokum, niedaleko miejsca, w którym teraz mieszkasz, chociaż wtedy dzielnica wyglądała inaczej.
– Chciałaś mieszkać w Shoreditch? – pytam zaintrygowana. – To takie… – Nie potrafię sobie wyobrazić, kim byłaby babcia, gdyby zaczęła tę pracę. Dziwna myśl.
– Trudno uwierzyć, co? – pyta z ironią w głosie.
– Nie! To wspaniałe. Musisz przyjechać i zamieszkać u mnie! Możemy przeżyć przygodę w Shoreditch, tak jak chciałaś.
– Nie zostawię teraz twojej matki samej, Leena – ucina stanowczo babcia. – Poza tym mam na głowie za dużo spraw, żeby wyjeżdżać. I basta.
Znowu zaczyna „bastować”. Czuję się lekko nakręcona, jak w pracy; strasznie dawno nie zdarzył mi się taki przypływ energii. Bo wiem, że to świetna decyzja – właśnie tego potrzebuje babcia.
Nagle przypominam sobie to, co Bee powiedziała o szukaniu i odzyskiwaniu samej siebie. Zagrzebana po uszy w pracy, ukrywałam się w Londynie. Unikałam matki. Właściwie unikałam wszystkiego. Ale mam dwa miesiące, żeby uporządkować swoje życie. A ponieważ nie mogę nawet patrzeć na dom, w którym umarła Carla…
Wydaje się, że od niego powinnam zacząć.
– Babciu… a może się zamienimy? –