Эротические рассказы

Zima świata. Ken FollettЧитать онлайн книгу.

Zima świata - Ken Follett


Скачать книгу
– stwierdziła z przyganą. – Doskonały pomysł, cała rodzina dobrze na nim wyjdzie.

      Erik był zaskoczony, bo nie pomyślał o tym w taki sposób.

      – Wszyscy chłopcy z klasy należą do ruchu – oznajmił z oburzeniem. – Wszyscy oprócz żabojada Fontaine’a i żydka Rothmanna.

      Carla rozsmarowała pastę rybną na kromce chleba.

      – Dlaczego musisz być taki sam jak inni? – spytała. – Większość z nich to głupole. Mówiłeś mi, że Rudi Rothmann to najinteligentniejszy chłopak w klasie.

      – Nie chcę się kolegować z żabojadem i Rudim! – krzyknął Erik i przeraził się, czując łzy napływające do oczu. – Dlaczego mam się bawić z chłopakami, których nikt nie lubi?

      Właśnie to dało mu odwagę, by postawić się ojcu: nie mógł dłużej ścierpieć tego, że po lekcjach wychodzi ze szkoły z Żydami i cudzoziemcami, podczas gdy wszyscy niemieccy chłopcy maszerują po boisku w mundurach.

      Nagle usłyszeli płacz.

      Erik spojrzał na Carlę.

      – Co to było?

      Carla zmarszczyła czoło.

      – Wydaje mi się, że Ada.

      Po chwili rozległ się krzyk:

      – Ratunku!

      Erik wstał, ale Carla go wyprzedziła. Ruszył za nią. Pokoik Ady znajdował się w piwnicy. Zbiegli schodami na dół.

      Przy ścianie stało wąskie łóżko. Ada leżała na nim z twarzą wykrzywioną bólem. Jej sukienka była mokra, na podłodze zebrała się kałuża. Erik nie wierzył własnym oczom. Czyżby się zmoczyła? Ogarnął go lęk. W domu nie było nikogo dorosłego, a on nie wiedział, co robić.

      Carla także się bała, Erik widział to na jej twarzy, ale nie wpadła w panikę.

      – Ado, co się stało? – zapytała dziwnie spokojnym głosem.

      – Wody odeszły – oznajmiła Ada.

      Erik nie miał pojęcia, co to znaczy.

      Carla także nie wiedziała.

      – Nie rozumiem.

      – Dziecko zaczyna wychodzić.

      – Jesteś w ciąży? – spytała zaskoczona Carla.

      – Ale ty nie jesteś mężatką! – zdziwił się Erik.

      – Zamknij buzię, Eriku, czy ty nic nie rozumiesz? – fuknęła Carla.

      Wiedział, rzecz jasna, że kobiety mogą rodzić dzieci, nie mając ślubu, jednak wydawało mu się, że Ady nie może to dotyczyć.

      – To dlatego byłaś w zeszłym tygodniu u doktora? – domyśliła się Carla.

      Służąca skinęła głową.

      Erik jeszcze nie pogodził się z tą myślą.

      – Sądzisz, że mama i tata wiedzą?

      – Ależ oczywiście, tylko nam nie powiedzieli. Przynieś ręcznik – poleciła Carla.

      – Skąd?

      – Z szafki przy schodach.

      – Czysty?

      – Pewnie, że czysty!

      Erik wbiegł po schodach, wziął z szafki mały biały ręcznik i popędził z powrotem.

      – Ten nie na wiele się zda – powiedziała Carla, ale wzięła ręcznik i otarła nogi Ady.

      – Dziecko wkrótce się urodzi, czuję to – powiedziała służąca. – Nie wiem, co robić. – Rozpłakała się.

      Erik spoglądał na Carlę, która wzięła na siebie rolę dowódcy. To, że był starszy, nie miało znaczenia; oczekiwał, że siostra przejmie stery. Postępowała trzeźwo i mówiła rzeczowo, lecz widział, że się boi, że jej spokój jest kruchy. W każdej chwili mogła się załamać.

      – Idź po doktora Rothmanna – rzuciła. – Wiesz, gdzie jest jego gabinet.

      Erik ucieszył się, że przydzielono mu zadanie, któremu może podołać. Nagle jednak dostrzegł problem.

      – A jeśli go nie będzie?

      – Wtedy zapytasz Frau Rothmann, co robić, idioto! No, leć już!

      Z ulgą wybiegł z małego pokoiku. To, co się tam działo, było tajemnicze i przerażające. Pędził na górę, pokonując po trzy stopnie naraz, i wypadł przez drzwi jak wystrzelony z procy. Biegać potrafił, co do tego nie miał wątpliwości.

      Gabinet doktora znajdował się kilometr od ich domu. Erik biegł szybkim truchtem i myślał o Adzie. Kim jest ojciec jej dziecka? Przypomniał sobie, że zeszłego lata kilka razy poszła do kina z Paulem Huberem. Czyżby to zrobili? Na pewno tak! Erik dużo rozmawiał z kolegami o seksie, lecz w gruncie rzeczy nic o nim nie wiedział. Gdzie Ada i Paul to zrobili? Bo na pewno nie w kinie. Czy w tym celu trzeba się położyć? Wszystko to wydawało mu się bardzo zagadkowe.

      Dom doktora Rothmanna stał przy nędznej uliczce. Lekarz był dobrym fachowcem, tak mówiła matka Erika, ale leczył wielu robotników, których nie stać było na to, by dużo mu płacić. Gabinet i poczekalnia mieściły się na parterze, a rodzina mieszkała na piętrze.

      Przed domem lekarza stał zielony opel 4, brzydki dwumiejscowy samochód potocznie zwany żabą.

      Frontowe drzwi domu nie były zamknięte. Erik wszedł, dysząc ciężko, i znalazł się w poczekalni. W kącie siedział jakiś staruszek i kaszlał, była tam także młoda kobieta z małym dzieckiem.

      – Halo! – zawołał Erik. – Panie doktorze?

      Do poczekalni weszła żona lekarza, Hannelore Rothmann, postawna jasnowłosa kobieta z twarzą o wyrazistych rysach. Spiorunowała Erika wzrokiem.

      – Jak śmiesz pokazywać się tutaj w tym mundurze?!

      Erik struchlał. Frau Rothmann nie była Żydówką, lecz jej mąż tak. Chłopiec zupełnie o tym zapomniał.

      – Nasza służąca rodzi! – wypalił.

      – A ty przychodzisz po pomoc do żydowskiego lekarza?

      Zaskoczyło go to. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że napaści faszystów mogą skłonić Żydów do odwetu. Nagle uświadomił sobie, że Frau Rothmann ma rację: brunatne koszule kroczyły po ulicach, wrzeszcząc: „Śmierć Żydom!”, więc dlaczego żydowski lekarz miałby nieść pomoc takim ludziom?

      Erik był w kropce. Naturalnie lekarzy jest wielu, ale nie wiedział, gdzie ich szukać i czy któryś zgodzi się pójść do zupełnie obcych ludzi.

      – Siostra mnie przysłała – odrzekł słabym głosem.

      – Carla ma o wiele więcej oleju w głowie niż ty.

      – Ada powiedziała, że wody odeszły.

      Nie rozumiał, co to znaczy, lecz wydawało się, że ta informacja jest ważna. Frau Rothmann zmierzyła go spojrzeniem pełnym niesmaku.

      Starszy mężczyzna w kącie poczekalni zaśmiał się chrapliwie.

      – Jesteśmy brudnymi żydkami, dopóki nie potrzebujecie naszej pomocy! – zauważył z drwiną. – A później słyszy się: „Niech pan przyjdzie, panie Rothmann”, „Co pan radzi, mecenasie Koch?” albo „Pożycz pan sto marek, Herr Goldman” i… – Znów się rozkasłał.

      Z holu wyszła dziewczyna w wieku około szesnastu lat. Erik pomyślał, że musi to być córka Rothmannów, Eva, której


Скачать книгу
Яндекс.Метрика