The Frontiers Saga. Tom 3. Legenda Corinair. Ryk BrownЧитать онлайн книгу.
całkiem przydatne informacje.
– Czy to wszystko? – kontynuowała doktor Chen. – Jego nos jest wyraźnie złamany.
– Być może jego twarz miała bliski kontakt z butem – przyznała Jessica. Zaczynała myśleć, że mogła posunąć się za daleko, i poczuła się trochę winna. – Przeżyje?
– Jego stan jest na razie stabilny. Najbardziej martwię się o możliwy uraz mózgu i klatki piersiowej – wyjaśniła doktor, gdy weszli do działu medycznego.
– Jess! – zawołał Enrique z korytarza. Ruszył do niej wraz z innym członkiem załogi. Miał zarówno broń podręczną, jak i automat krótkiego zasięgu. – Co się dzieje?
– Musiałam załatwić więźnia – zażartowała, choć nie było jej absolutnie do śmiechu. – Idź za nimi i miej go na oku – poleciła drugiemu z mężczyzn.
– Tak jest – odpowiedział i podążył śladem lekarki w stronę sektora zabiegowego.
– Skopałaś mu tyłek? – zapytał Enrique z szerokim uśmiechem. Kilka godzin temu walczył z tym gościem i jego bandą. Widok rannego więźnia wcale mu nie przeszkadzał.
– To nie byłam ja. Z wyjątkiem kopnięcia w nos.
Enrique spojrzał na nią pytająco.
– Jalea straciła nad sobą kontrolę i zaczęła go bić.
– Naprawdę? – Enrique był zaskoczony.
– Tak. Próbowała przedtem wpłynąć na jego umysł. Zaczął ją wulgarnie obrażać, a ona uderzyła go w gardło, a następnie zaczęła walić pięścią w twarz.
– Cholera!
– Najbardziej przerażające jest to, że nawet to go nie powstrzymało. Po prostu wciąż do niej krzyczał. Dopiero moje kopnięcie go uspokoiło.
– Pieprzyć go – oświadczył Enrique. – Powinnaś mocniej mu przyłożyć.
Jessica zastanawiała się nad czymś innym.
– Śledzenie zestawów komunikacyjnych już działa?
– Jeszcze to konfigurują. Wszystko będzie gotowe za kilka godzin. System powiadomi odpowiednie osoby, gdy tylko któryś z naszych gości znajdzie się w niewłaściwym miejscu.
– Dobrze. Ci ludzie mnie denerwują. – Jessica stuknęła w słuchawkę. – Nash do Yosef.
– Tu Yosef, o co chodzi?
– Użyj sygnału zestawu komunikacyjnego Jalei, aby dowiedzieć się, gdzie teraz jest.
– Moment.
Jessica zauważyła w dłoni Enrique metalowe łańcuchy i kajdanki.
– Dopilnuj, żeby jeniec był dobrze skrępowany. Lekarz nie ma w tej sprawie nic do gadania.
– Żaden problem.
– Chciałabym też, aby ktoś go przez cały czas obserwował.
– Jessica? – odezwała się podporucznik Yosef.
– Słucham.
– Jalea jest w swojej kwaterze.
– Zrozumiałam. Dzięki. – Jessica ponownie stuknęła w zestaw łącznościowy, żeby go wyłączyć, a następnie ruszyła korytarzem.
– Dokąd idziesz? – zapytał Enrique.
– Odbyć szczerą rozmowę z księżniczką rebeliantów.
***
Jessica nacisnęła guzik przy drzwiach kwatery Jalei. Chwilę później usłyszała dźwięk metalowej zapadki, drzwi się otworzyły i ukazała się Jalea. Wciąż wyglądała na rozeźloną, nie zdążyła jeszcze zmyć krwi z uniformu, ani nawet ręki.
– Musimy porozmawiać – oznajmiła Jessica, zmuszając Jaleę do odsunięcia się na bok.
– Nie sądzę, abyśmy miały o czym – burknęła Jalea.
– Cóż, ośmielam się z tym nie zgodzić – powiedziała Jessica, lekko chichocząc, a następnie weszła dalej do kabiny. Było to niewielkie, standardowe pomieszczenie, przeznaczone dla dwóch członków załogi. Jessica mieszkała w nim jeszcze kilka dni temu, zanim przeprowadziła się do większej, pojedynczej kabiny na pokładzie dowodzenia. Zrobiła to nie dlatego, że chciała, ale ponieważ jej nowe obowiązki wymagały, aby przebywała jak najbliżej sekcji dowodzenia.
– W porządku – powiedziała Jalea, zdając sobie sprawę, że Jessica nie ma wyboru. – O co chodzi?
Jessica skonstatowała, że Jalea nie tylko stoi pomiędzy nią a wyjściem, ale także postarała się, aby drzwi pozostały otwarte. Ta dama została dobrze wyszkolona. Im częściej Jessica się z nią spotykała, tym bardziej była tego pewna. Pytanie brzmiało – kto ją szkolił?
– Co, do cholery, się tam wydarzyło?
– Nic – skłamała Jalea. – Po prostu straciłam kontrolę nad sobą. Przepraszam.
Jessica doskonale wiedziała, że przeprosiny są nieszczere i mają jedynie przyspieszyć zakończenie spotkania.
– To bzdura i dobrze o tym wiesz. Od momentu wejścia na pokład byłaś stoicko spokojna. Do diabła, nawet nie uroniłaś łzy, gdy twoi ludzie, jeden po drugim, poświęcali życie, aby nas ocalić. I teraz nagle mam uwierzyć, że właśnie straciłaś kontrolę nad sobą? – prychnęła Jessica. – Naciskaliście go, grzebaliście w jego umyśle, prawda? Ty i kapitan. Tak, widziałam jego mrugnięcie. Co to było? Co mu powiedziałaś?
Jalea odsunęła kilka kroków od Jessiki, zachowując dostęp do wyjścia.
– Próbowałam mu udowodnić, że Doktryna Pochodzenia jest fałszywa – odpowiedziała z oburzeniem. – Że Caius nie jest Bogiem, a jego czyny nie są sprawiedliwe.
– A fragment o tym, że pochodzimy z Ziemi? I o co chodzi z Na-Tanem?
– To tylko inna wersja Legendy Początków. Taka, w którą wierzy wiele osób bardziej wrażliwych duchowo. Ybaranie są właśnie takimi ludźmi, więc oczekiwałam, że ten wojownik będzie znać szczegóły dotyczące tej konkretnej odmiany legendy.
– Cóż, ja nie znam tych szczegółów. Może zechcesz mnie oświecić? – Ton Jessiki wskazywał, że było to raczej polecenie niż prośba.
– Jak sobie życzysz – odpowiedziała niechętnie Jalea. – Wiele społeczeństw w tej części Galaktyki było uciskanych przez bardzo długi czas. Sam Caius jest u władzy od ponad stu lat. W tym czasie także spowodował wiele bólu i cierpień, prześladując miliardy istnień. Wiara w cuda, wiara w to, że kiedyś nastąpi wyzwolenie od takich okrucieństw i ucisku, pomaga podtrzymać nadzieję. Dla wielu społeczeństw gromady Pentaura nadzieja jest wszystkim, co mają.
– A co z tym Na-Tanem? – powtórzyła Jessica.
– Jedna z wersji legendy wspomina o kimś, kto uratuje lud przed złem. Jego imię brzmi Na-Tan. Mówi się, że pochodzi z odległej gwiazdy zwanej Sol, miejsca narodzin ludzkości. Z Ziemi.
– Na-Tan – wymamrotała Jessica, gdy wszystkie elementy łamigłówki ułożyły się na właściwych miejscach. – Próbowałaś przekonać tego biednego dupka ze sformatowanym mózgiem, że Nathan jest Na-Tanem i przybył, by uratować ludzi przed złym Caiusem. – Jessica potrząsnęła głową. – I to prawie zadziałało, prawda?
– Prawie – przyznała Jalea.
– A jednak się nie udało. I wiesz dlaczego? Ponieważ to było głupie. Nie przekonasz żadnego człowieka, mówiąc mu, że wszystko, w co wierzy, jest nieprawdą. Tylko wzmocnisz jego przekonania i sprawisz, że jeszcze bardziej cię znienawidzi, a w przypadku grupy spowoduje konsolidację.
Zachowanie