Czerwony Pająk. Katarzyna BondaЧитать онлайн книгу.
głosie triumf, bezgraniczną satysfakcję.
Wtedy tama wściekłości pękła.
– Gdzie ona jest? – ryknęła zrozpaczona. – Oddajcie mi ją! Co wam zrobiło niewinne dziecko?! Zabierz mnie. Zrobię, co zechcesz!
– Nie wątpię – zaśmiała się kobieta. – Tyle że to już nieaktualne. Nie słuchasz, jesteś niesubordynowana, za bardzo uwierzyłaś w siebie. To jest system naczyń połączonych. Czas samotnych wojowników minął. A ty nigdy nie przyjmowałaś tego do wiadomości. Zlekceważyłaś nas. Szkoda…
– Torbę wyrzuciłam na obwodnicy w ustalonym miejscu – weszła jej w słowo Sasza. – Była cała kwota. Co do złotówki. Pieniądze nieznaczone, nominały się zgadzały. Nikt się nie zgłosił.
– Widziałam. – Kobieta po drugiej stronie słuchawki westchnęła zrezygnowana. – Czekałyśmy z Karoliną na Kieleckiej. Potem zwiedziłyśmy dokładnie cmentarz witomiński. I już myślałam, że zakończę karierę niańki. Choć właściwie to polubiłam tę twoją małą. Jest dosyć rezolutna. W ciebie się chyba nie wdała. Namówiła mnie na nowe buty, bo zabraliśmy ją w kapciach.
– Pieniędzy nie chcecie – przerwała jej łamiącym się głosem Załuska. – Więc czego? Powiedz mi. Proszę – błagała.
Słodycz zniknęła. Głos stężał.
– Policjant od ciebie zgubił się w osiedlowych uliczkach. Przyjechał po kwadransie, jak już było po wszystkim. Przypadek?
Teraz ze słuchawki sączył się jad. Każde słowo bolało Saszę coraz bardziej.
– Nie powinnaś była informować swoich braci mundurowych. To nie było rozsądne. Zamiast córki miałabyś dziś do odbioru całkiem nowe adidasy w rozmiarze trzydzieści sześć.
Ostatnia groźba wypowiedziana była niskim, świdrującym tonem.
– To nie ja. Naprawdę. Oni… Ja nic… Nikomu. Policja nic nie wie.
– Nie tłumacz się.
Sasza zamarła. Czuła, jak ziemia usuwa się jej spod stóp.
– Na szczęście zmieniły się rozkazy. Przekonałam ich, że nie ryzykowałabyś życia jedynej córki. Zresztą to pewnie babcia. Ktoś ze znajomych został jej jeszcze w resorcie. Tak przy okazji, Laura czuje się już dobrze? Wyglądała na przestraszoną. Chyba nawet upadła.
– Jest po udarze – wyszeptała Sasza. Mocniej zacisnęła pięści. Paznokcie wbiły się w dłoń. Czuła piekący ból, który paradoksalnie dodawał jej sił. – Ale mówi. I rozpozna cię.
Kobieta po drugiej stronie zignorowała groźbę.
– Pieniądze się nie zgubiły? – Znów zimna kpina w głosie i udawana słodycz. – Bo może jeszcze się przydadzą. Dokumenty to czasem lepsza inwestycja niż bilety NBP. Ludzie jak głupi skupują nieruchomości. Tak między nami, stosunkowo tanio wyceniono takie słodkie dziecko.
– Mów, czego chcecie.
– Małą się nie martw. Jest bezpieczna. Do czasu.
– Nigdy ci nie ufałam.
– Bardzo słusznie – odparła rozbawiona kobieta. – Szkoda tylko, że to nieprawda.
– Nie mam tych papierów.
– To już wiemy.
– Ale mogę je zdobyć.
– Tylko dlatego jeszcze rozmawiamy.
– Wymienisz je na Karolinę? – W głosie Saszy wybrzmiała prośba, a nie taki efekt chciała osiągnąć, więc dodała: – Muszę tylko wiedzieć, czego potrzebujesz. Dokładnie. I ile mam czasu.
– To nie wystarczy. Potrzebny będzie komplet TW Calineczki.
– Za późno. Dziadek puścił to do obiegu.
– Ty nic nie wiesz!? – zdziwiła się kobieta. – Jak się uchowałaś w tej firmie? Wciąż wierzysz w bajki i czekasz na króla elfów? Dziadek odpalił się z broni służbowej.
– Kłamiesz! – wyszeptała Załuska. – Widziałam się z nim. Miał zupełnie inne plany. Dobrze wiesz, co trzymał w swoim archiwum.
– Trzy strzały. W drugiej połowie meczu, dlatego nie poszedł na okładki gazet. Warwara go znalazła. W garażu.
– On nigdy by tego nie zrobił!
– Zrobił, nie zrobił. Nie żyje – zirytowała się kobieta. – Czasy się zmieniły. Stawka wzrosła. Twoją tarczę ochronną trafił szlag i masz ogień przy dupie, bo dziecko nadal jest z nami. A ty się nie rozliczyłaś.
Odsunęła się od słuchawki i krzyknęła karcącym głosem:
– Zapytałaś, czy możesz?! No to przeproś. Ciocia nie lubi niegrzecznych bachorów. Milcz, kiedy dorośli rozmawiają! Co powiedziałam!
Sasza usłyszała płacz córki, a potem tupot stóp i trzaśnięcie drzwiami. Gdyby mogła, zaatakowałaby kobietę po drugiej stronie telefonu czymkolwiek, co znalazłoby się teraz w zasięgu jej ręki.
– Zostaw ją! – warknęła. – Jeśli coś jej się stanie…
Kobieta jedynie fuknęła i po rosyjsku zwróciła się do któregoś ze swoich towarzyszy:
– Zabierz ją. I niech Ludmiła weźmie to do prania. Za karę młoda ma siedzieć w kajucie. I żadnego komputera!
Po chwili znów odezwała się do Saszy. Była zimna, wypluwała z siebie słowa jak automat.
– Jest rozkaz zdetonowania Wilmora. Teraz rozumiesz, dlaczego jesteś potrzebna?
– On nie istnieje! – krzyknęła Sasza. – To postać stworzona przez Dziadka. Mam szukać jakiegoś cienia? Sama wiesz najlepiej. To szaleństwo!
– Jeśli zależy ci na córce, wypełnisz zadanie. Żywa lub martwa. Dobrze zrozumiałaś.
Rozległy się krzyki. Saszy zdawało się, że słyszy rosyjski i angielski, uderzono w gong, a potem połączenie zostało przerwane.
Sasza jeszcze długo siedziała bez ruchu, wpatrując się w wyświetlacz telefonu. Sięgnęła po papierosa, zaciągnęła się, ale nie czuła smaku tytoniu. Nie czuła właściwie nic.
Za oknem świeciło piękne słońce. Roześmiani ludzie spacerowali deptakiem, rozbrzmiewała wesoła muzyka. Jakaś para całowała się pod ogołoconym z liści kasztanowcem. Profilerka poczekała, aż minie fala gniewu i przyjdzie chłód, jaki zwykle ogarniał ją, kiedy pojawiały się złe wieści: jesteś spalona, zwolniona, umierasz. Właśnie tej sytuacji bała się latami. Ukrywała ten lęk pod maską chłodu i opanowania. Aż wreszcie jest. Moment, w którym z przeszłości tak skomplikowanej, że nie pamięta się wszystkich adwersarzy, pojawia się jeden z nich, który zapragnął wyrównać rachunki. Przecież wiedziała, że to się zdarzy. Po to wróciła z Anglii. W głowie kręciło się jej od domysłów: Wilmor. Karolina. „Seryjny samobójca” dopadł Dziadka. TW Calineczka. Duchy przeszłości.
– I tutaj się mylisz. Zawsze wszystko rozumiałam – mruknęła już spokojniej Załuska. – Żywa lub martwa? To się okaże.
Rozprostowała dłoń i zlizała kropelkę krwi. Zapięła suwak kurtki pod samą szyję, jakby zakładała zbroję, i przymknęła oczy. Koniec pościgu. Ulga. Od dawna nie myślała tak trzeźwo i nie była tak zdecydowana. Nie ten wygrywa wojny, kto jest silny, lecz ten, kto umie czekać.
ZAGINIONA DZIEWCZYNA
(2000)
Deszcz zacinał prosto w twarz, kiedy Ludwik