Czerwony Pająk. Katarzyna BondaЧитать онлайн книгу.
otwieracz do konserw – zażartował drugi, przaśniejszy agent. A potem nagle spoważniał. – W każdym razie, skoro ma pan ten zegarek, musiał być pan kimś ważnym dla konsula. I dla jego córki Saszy, jasna rzecz.
Robertowi nagle zrobiło się głupio. Wysunął z rękawów przepisowy centymetr mankietu, by policjantom zaparło dech w piersiach na widok jego ametystowych spinek, a następnie wyciągnął z kieszeni składany nóż z ząbkami, którym sprawnie porozkrawał leżące na półmiskach pomarańcze. Ku jego zdziwieniu były czerwone i soczyste. Sok spływał mu po rękach aż na mankiety niczym krew oprawianej zwierzyny. Chwycił ze stołu serwetkę i bardzo dokładnie wytarł w nią dłonie. Dopiero potem zajął się kozikiem.
– Postanowiłem zapomnieć o przeszłości – wycedził z wyższością. – Jeśli jestem wam winien pieniądze, przepraszam.
Flegmatyk zaśmiał się sztucznie i wyciągnął dłoń do powitania. Była zimna i wilgotna od potu.
– Nadkomisarz Filip Kryger, specgrupa do spraw porwań w celu wymuszenia okupu – przedstawił się. – Do Nowego Roku tajna.
– Widzę – mruknął Duch, po czym dyskretnie wytarł rękę o spodnie.
– Czyli normalnie robimy na swoich etatach, a to, co po godzinach, jest ku chwale ojczyzny. – Mrugnął zawadiacko do Ducha sprężysty i powstrzymał się od podania ręki do czasu, aż Duchnowskiemu uda się osuszyć swoją. – Maurycy Kwiatkowski. Dla przyjaciół MauMau albo normalnie po polskiemu – Moritz. Dobierają nas, jak pan zauważył, wedle dziwnych imion oraz miejsc pochodzenia. – Wskazał kolegę: – Biłgoraj. – A potem na siebie: – Głuchołazy. Dlatego tak się odjebaliśmy. – Zagrzmiał szczerym śmiechem. – Przyjechali my do stolycy, to się bawim.
Duch od razu go polubił.
– Robert Duchnowski. Gdańsk. – Odchrząknął. – Chyba się nie zakwalifikowałem.
– Będzie ciężko, Duchu – odparł z kolejnym mrugnięciem MauMau, po czym poprawił słuchawkę w uchu.
Poła marynarki się odchyliła i Duch dostrzegł czarne szelki oraz wysadzaną ćwiekami skórzaną kaburę. To w połączeniu z tanim garniturem zastanowiło go nie mniej niż dalsza część wypowiedzi żylastego agenta.
– Co innego, gdybyś miał na nazwisko Westyta i prowadził firmę transportową. Ale ty przecież, Duchu, jesteś resortowe dziecko. Matula z samej Warszawy. Pół życia przesiedziała na MDM-ie, co? Bonów do pewexu nigdy wam nie brakowało. Ja to nie wiedziałem wtenczas, że takie coś istnieje. Kiosk Ruchu był dla mnie szałem nad szały.
Robert z trudem powstrzymał się przed reprymendą wobec nieoczekiwanego przejścia na ty. Gryzło mu się też słownictwo agenta z jego ewidentną inteligencją i sprytem. Wietrzył w tym przypadkowym spotkaniu grubszy podstęp. Zanim jednak wybuchnie, wolał się najpierw upewnić, z kim ma do czynienia. Rzucił raz jeszcze okiem na wymięte marynarki agentów i nabrał powietrza. Niedawno sam używał takich kiepskich wód toaletowych. Żelazko zaś przydawało mu się wyłącznie do prasowania zalanych piwem dokumentów.
– Dobry jesteś w rzutki, Moritz? – Zmierzył zimnego blondyna podejrzliwym spojrzeniem.
– Słaby. – MauMau wzruszył ramionami. – Ale kolega Kryger jest niezły. A co? Zostało ci kilka byków do rozdania?
– Tylko rozpłodowe. – Duch się rozejrzał. – Pali się tu gdzieś?
– Za śmietnikami – usłyszeli damski głos.
Robert się odwrócił. To samo uczynili pozostali. Już w półobrocie Duch poczuł, że nastrój mu się jednak poprawia. Zmierzała bowiem ku nim karmelowa bogini w bieli.
– To nasza szefowa – pośpieszył z szeptanym wyjaśnieniem MauMau. – Inspektor Claudine Morawska.
– Inspektor? – upewnił się Duch. – Ta czekoladka ma dwa stopnie wyżej ode mnie?
MauMau skinął niechętnie głową.
– I w tym roku może pójść wyżej. Radziłbym nie bagatelizować publicznie jej słów. Ani też nie komentować koloru skóry i rozmiaru dróg oddechowych oraz powstrzymać się przed zaglądaniem…
– Zrozumiałem – przerwał mu Robert. – Znaczy się: feministka?
– W pracy jest dosyć władcza. Nawet jak na kobietę, powiedziałbym gruboskórna. – Kwiatkowski przestrzegł Ducha dobrotliwie.
Ten jednak nie wziął sobie jego słów do serca i kiedy Mulatka ruszyła przodem, wpatrywał się w dolne partie jej ciała jak pies w kość. MauMau kontynuował:
– Grudziądz. Kalamata. Czasami Wiedeń. W Paryżu ma byłego męża.
– I podobno zamek – dorzucił Kryger świszczącym szeptem. – Z fosą.
– Posiadaczka fosy może być tylko szefową. – Robert uśmiechnął się do nowych kolegów. – A przy tym jest absolutnie bezkonkurencyjna w kwestii nazewnictwa.
MauMau podał Duchowi ogień. Kiedy Robert odpalał, agent przytrzymał jego dłoń dłużej, niż należało. Duch zaciągnął się tylko raz i zapobiegawczo odsunął się od Kwiatkowskiego na bezpieczną odległość. Mimo iż gromił go spojrzeniem, w niebieskich oczach MauMau zobaczył błysk zadowolenia. Przez chwilę agent wyglądał jak łobuz, któremu udało się zrobić kumplowi psikusa.
– Słyszeliśmy o uprowadzeniu córki waszej profilerki – zaczęła Claudine, kiedy wszyscy już zapalili.
Głos miała niski, chrapliwy. Idealnie dopasowany do jej drapieżnej urody. Robert nie miał wątpliwości, że to kawał suki, w najlepszym tego słowa znaczeniu.
– Dobrze pani mówi po polsku – zdecydował się jej nieco schlebić.
– To niezbyt trudne, jeśli mieszka się w kraju od drugiego roku życia – odparowała kobieta.
Była nadzwyczaj poważna, co tylko przydawało jej zmysłowości. Duch z łatwością wyobraził ją sobie jako dzikiego kota. Z pewnością potrafi być naprawdę groźna. Strasznie go to brało. Z trudem koncentrował się na tym, co mówiła.
– Interesuje nas ta sprawa – ciągnęła inspektor Morawska. – Motyw, modus operandi sprawców. Jaki jest jej status?
– Nijaki. – Duch wzruszył ramionami. – Wyczerpaliśmy wszystkie środki. Przeszukanie terenu, przesłuchanie świadków i rodziny, media, fundacje, zdjęcia, plakaty, podsłuchy. I nic. Zero.
– A dlaczego?
– Sprawcy skontaktowali się z matką tylko raz. Pilotowaliśmy przekazanie okupu.
– Pół bańki papieru. Nikt się nie zgłosił. Wiemy – przerwała mu Claudine. – Co jeszcze?
– Była na kablu. Analiza głosu jest w aktach. Nieustalony mężczyzna. Akcent wschodni. Nie zdążyliśmy określić miejsca pobytu dziecka. Podejrzewamy łódź, statek. Przemieszczają się. Stąd trudności w namierzeniu. To był krótki kontakt. Raczej figurant.
– Liczyłam, że pani Załuska się tutaj pojawi. – Kobieta znów bezceremonialnie przerwała Duchowi, lecz tym razem policjant nie ukrywał zniecierpliwienia. Claudine dostrzegła to, spacyfikowała go gestem. – Firma jest winna swoim ludziom wykorzystanie wszelkich środków. Aleksandra Załuska to przecież nasz człowiek. Niedobrze jest, kiedy w takiej sprawie nie ma wyników. Wie pan, że przyjechaliśmy tutaj na polecenie pani generał?
– Byłej pani generał? – Duch nie mógł się powstrzymać od drobnej złośliwości. – Tej od spódnicy?
Claudine