Эротические рассказы

Star Force. Tom 4. Podbój. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.

Star Force. Tom 4. Podbój - B.V. Larson


Скачать книгу
zostały przystosowane do odpierania masowych ataków miniaturowych przeciwników. Zwykle posiadały jedno duże działo w wieżyczce na spodzie. Ich uzbrojenie składało się także ze znacznej liczby wyrzutni rakiet, ale pojedynczy człowiek nie stanowił dla tej broni dobrego celu. Najlepszą obronę przeciw moim marines stanowili ich właśni marines, więksi i skuteczniejsi niż ludzie.

      Przypomniałem sobie grupy abordażowe przeciwnika. Były wysoce rozwinięte. Latając na pojazdach przypominających lawety do przewozu samochodów, wróg mógł dostarczyć desant do samego atakowanego okrętu, gdzie żołnierze odłączali się i walczyli indywidualnie. Prawie udało im się zająć mój okręt przy użyciu tej taktyki.

      Nasze systemy były prymitywne i zawodne w porównaniu z technikami stosowanymi przez makrosy. Wyposażyłem swoich ludzi w lekko opancerzone kombinezony kosmiczne i systemy napędowe, nazywane przez nich deskorolkami. Prawdę mówiąc, bardziej przypominały latające talerze i wymagały dużego poczucia równowagi oraz umiejętności.

      Musiałem to przeprojektować. Potrzebowałem systemu, który mógłby bezpieczniej i skuteczniej dostarczyć marines na pokład przeciwnika. Przydałby się też cięższy pancerz. Chciałem także, aby system funkcjonował w wielu środowiskach, nie tylko w otwartej przestrzeni. Istniały również inne możliwości – marines mogli zostać zmuszeni do lądowania na lądzie, pod wodą, w warunkach podwyższonej grawitacji. Ba, być może okoliczności zmuszą ich do okrążenia jakiejś planety.

      Po zrobieniu kilku szkiców i sprawdzeniu dostępności materiałów gotów byłem do wykonania prototypu.

      – Jednostka Sześć – powiedziałem – zgłoś się.

      – Zgłasza się Jednostka Sześć.

      – Będziemy tworzyć nowy program. Przygotuj miejsce, ale bez kasowania istniejących programów.

      – Wykonane.

      – Załaduj dane pancerza bojowego z pamięci mojego kombinezonu – nakazałem.

      Jednostka Sześć zamilkła na chwilę. Wiedziałem, że bezprzewodowo ściąga dane z mózgu mojego kombinezonu. Potem rozpocząłem pracę. Nakazałem właśnie wprowadzić całą serię poprawek, kiedy skontaktowała się ze mną Sandra.

      – O co chodzi? – spytałem.

      – Generał Kerr. Wie o makrosach i innych sprawach. Domaga się rozmowy z tobą.

      Jakieś sto pięćdziesiąt razy dziennie ten czy inny zagraniczny dygnitarz chciał ze mną gadać. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent z nich spuszczałem po brzytwie. Jednak generał Kerr, jak dotąd, nigdy nie marnował mojego cennego czasu.

      – Sekundę – powiedziałem Sandrze. – Jednostka Sześć – wydałem polecenie – zbuduj prototyp zgodnie z obecnym projektem.

      – Wykonuję.

      – Podaj przybliżony czas ukończenia.

      – Jedna godzina dziewięć minut.

      – Dobrze. Uruchom program.

      – Wykonuję.

      Maszyna zaczęła pobierać materiały i lekko się nagrzewać. Pomieszczenie wypełnił cichy szum. Po raz setny zastanawiałem się, co te ustrojstwa robią wewnątrz. Czułem się jak małpa obsługująca mikrofalówkę.

      – Sandra? Mogłabyś tu przyjść i popilnować maszyny, a ja w tym czasie skoczę do dowództwa i pogadam z Kerrem? Chcę mieć przed sobą duży ekran podczas rozmowy, bo jestem pewien, że zażąda przedstawienia sytuacji taktycznej. Kiedy z nim skończę, możemy coś zjeść.

      – Zjeść? – spytała. – Znam cię, to nie będzie randka. Masz na myśli przyniesienie jedzenia do Szóstki, prawda?

      – No tak – odpowiedziałem. – Nie mamy czasu lecieć dziś do Miami.

      Westchnęła.

      – W porządku. Zaraz będę i przypilnuję twojej maszyny. Ale masz tylko dziesięć minut. A potem kończ rozmowę.

      Westchnąłem.

      Poszedłem do dowództwa. Na miejscu założyłem słuchawki i otworzyłem kanał do generała Kerra.

      – Kyle? Czy to cholerstwo działa? Proszę się odezwać, pułkowniku Riggs.

      – Co mogę dla pana zrobić, generale? – spytałem, starając się nadać głosowi optymistyczne brzmienie.

      – Po prostu musiałeś to zrobić, prawda, synu? Musiałeś pomachać obcym czerwoną płachtą, wkurwić ich i ściągnąć, żeby zjedli moją planetę?

      – Kiedy zniszczyłem cztery krążowniki bombardujące Europę, wydawał się pan zadowolony.

      – Cztery krążowniki? W tej sekundzie zamienię żonę i dzieci na cztery krążowniki. Nie widzisz ekranu? Nic ci nie mówią te czerwone trójkąciki latające wokół Wenus? Bo dla mnie oznaczają koniec życia na Ziemi.

      – Tak, generale. Patrzymy na te same dane.

      – Poświęcę się, gdyby było trzeba – odezwał się Kerr. – Sam im stawię czoła, jeśli tego chcesz. Bez kombinezonu, bez nanitów. Daj mi jedynie pistolet, tylko o to proszę. Pistolet zadziała w przestrzeni, prawda?

      – Hm, tak, zadziała, sir – powiedziałem, marszcząc brwi. W sytuacjach podbramkowych generał bywał wybuchowy, ale nie pamiętałem go w aż tak paskudnym nastroju. – Czy pan pił, panie generale?

      – Jasne, że piłem. I powiem ci dlaczego. Chce pan usłyszeć, czemu piłem, panie profesorze pułkowniku Riggs?

      Wiedziałem, że i tak to usłyszę, bez względu na odpowiedź, więc milczałem.

      – Ponieważ ściągnąłeś do domu sto krążowników makrosów, aby nas pozabijały! Przeleciały sobie prosto przez twoje pole minowe. Myślałeś, że o nim nie wiemy, ale my, prymitywy siedzące w jaskiniach NORAD, mamy na niebie jeszcze kilka kamer.

      – Jestem pewien, że tak. Ale są tylko dziewięćdziesiąt dwa okręty przeciwnika.

      – Co?

      – Są tylko dziewięćdziesiąt dwa okręty przeciwnika, w tym wiele uszkodzonych.

      – Mam to dokładnie w dupie. Dziesięć wystarczyłoby w zupełności. Widzieliśmy to. Widzieliśmy, jak twoje miny ich nie zatrzymały, jak formują szyk za Wenus. Podobnie było ostatnim razem.

      – No, całkiem dobrze opisał pan sytuację. A teraz, jeśli pan pozwoli…

      – Chcę wiedzieć, co zamierzasz z tym, kurwa, zrobić?

      Przez chwilę myślałem w milczeniu.

      – Halo? Riggs? Nie graj ze mną w chuja!

      – Możliwe, że może pan pomóc, generale.

      – A to w jaki sposób?

      – Może pan wytrzeźwieć, a potem pogadać z każdą liczącą się siłą militarną na Ziemi. Proszę im powiedzieć, żeby nie strzelali, kiedy makrosy podejdą bliżej. Mają czekać, aż sami zostaną ostrzelani lub poproszę o pomoc.

      – Musimy strzelać pierwsi! Jeśli chodzi o broń nuklearną, obowiązuje zasada „strzelaj albo giń”, synu.

      – Normalnie tak. Ale chciałbym, abyście się wstrzymali. Wiem, że Stany Zjednoczone i kilka innych państw zbudowały zapasy rakiet ziemia – przestrzeń kosmiczna. Ale proszę, byście ich nie odpalali, zanim nie nastąpi to, o czym mówiłem.

      – To wszystko? – spytał. – Tylko tyle od nas chcesz? Mamy siedzieć na dupach i nie używać jedynej skutecznej broni, jaką posiadamy? Rozumiesz istotę uderzenia uprzedzającego? Jeśli nie, to ci wytłumaczę. Chodzi o to, by strzelić jako pierwszy.


Скачать книгу
Яндекс.Метрика