Star Force. Tom 4. Podbój. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.
Szpiegów jest teraz na pęczki.
– Czy wiedzą o tej instalacji?
Uśmiechnął się.
– Nie. Ale wiedzą, że coś takiego musi istnieć.
– Jak, do cholery, udało ci się zyskać ich pomoc, jeśli na dodatek nie wiedzieli, co faktycznie robią?
Crow zmieszał się lekko.
– Nic wielkiego. Lekkie wprowadzenie w błąd. Myślą, że programuję twoje maszyny w twojej bazie. Sprzedałem im nieco komponentów do broni i systemów naprowadzania. Jednostki centralne, sensory. Ale nigdy fabryczki. Nadal zależą od nas, jeśli chodzi o nanotechnologię.
Zmarszczyłem brwi. Chyba powinienem to przewidzieć. Crow był aktywną osobą o ambicjach graniczących z paranoją. Mogłem się spodziewać, że pod moją długą nieobecność wpadnie na coś takiego.
– Co robiłeś z tymi wszystkimi okrętami? – spytałem. – Po co budowałeś je w sekrecie?
– Chciałem, żeby flota była silna. Zawsze to powtarzałem.
– Tak, to prawda.
– Znam go – włączyła się Sandra. – Miał zamiar zapanować nad światem, kiedy nikt się nie będzie spodziewał.
Szybko spojrzałem na Jacka. Był zawstydzony. Moim zdaniem Sandra trafiła w samo sedno. Potrząsnąłem głową i podszedłem do Socorro. Crow i Sandra podążali za mną w sporej odległości od siebie.
– Admirale, nalegam, aby dołączył pan te dziewięć niszczycieli do regularnej floty – powiedziałem, stając na rampie. – Proszę przebazować je do Fort Pierre, obsadzić i przygotować do lotu. Dodatkowo proszę o ściągnięcie wszystkich innych okrętów, które pan gdzieś ukrywa.
– Może być ich kilka – przyznał Crow. – Ale w momencie, kiedy otworzę tę bazę, oczy na niebie ją wykryją. I po tajemnicy.
Nie mogłem się nie zgodzić. Rządy świata zwiększały liczbę satelitów, które całkowicie przypadkowo regularnie przelatywały nad naszą wyspą. Zapewne oficjalnie były to maszyny komunikacyjne, ale my wiedzieliśmy swoje. Szpiegowano nas i na razie musieliśmy taki stan rzeczy tolerować. Pewne było, że nie uda nam się wyprowadzić z jeziora dziewięciu nowych maszyn tak, by nikt tego nie zauważył. To wszystko miało znaczenie, ponieważ Amerykanie już raz próbowali przejąć wyspę i całą technologię. A w obecnej sytuacji nie mogliśmy sobie pozwolić na kolejną próbę.
– Musimy to poświęcić, Jack – powiedziałem. – Tym razem na stole leży cała pula. Jeśli makrosy podbiją Ziemię, będziesz tak samo martwy jak my wszyscy i dni twojej chwały nigdy nie nadejdą.
– Jasne – przytaknął Crow. – Co twoim zdaniem powinniśmy zrobić z resztą fabryk podczas oczekiwania na ruch makrosów?
– Natychmiast przestawić je na budowę niszczycieli – odparłem.
Rozdział 9
Skierowałem Socorro do własnej tajnej bazy pełnej fabryk. Jak powiedział Crow, nie była już jednak taka tajna. Zanim wysiadłem z okrętu, ubrałem się w jeden z kombinezonów bojowych, które zaprojektowałem i których z powodzeniem używałem podczas naszego powrotu na Ziemię.
Usiedliśmy na jednym z trzech okrągłych lądowisk poza bazą, ochranianą obecnie przez trzydzieści wieżyczek, z których kilkanaście znajdowało się bezpośrednio na szczycie hali z fabrykami. Każda z tych wież uważnie śledziła podejście Socorro. Ustawiłem ich parametry na „superparanoidalne” ze względu na strategiczne znaczenie fabryk, które chroniły. Denerwowałem się podczas podejścia, ale uznałem, że to konieczne. Chociaż rozpoznały okręt i mnie, wiedziałem, że usilnie szukają pretekstu, by mnie strącić z nieba.
Z lądowiska przeszliśmy przed bramę bazy. Zostaliśmy tam zatrzymani przez marines. Większość stanowili Amerykanie, ale znajdowali się wśród nich także hinduscy ghatakowie. Osobiście wybierałem tych ludzi ze względu na ich lojalność i podejrzliwość. Strażnicy otworzyli nanitową kurtynę i po kilku podchwytliwych pytaniach wpuścili nas do środka.
– Nie mamy zamiaru dziś z nikim walczyć, co, Kyle? – spytała cierpko Sandra, przypatrując się marines stojącym w kamiennej ciszy.
– Nie dziś – odpowiedziałem. – O ile makrosy nie wykonają ruchu, cały dzień mam zamiar spędzić na programowaniu.
– Aha – w głosie Sandry brzmiało rozczarowanie. – Przewidujesz jakieś przerwy?
Uśmiechnąłem się.
– Spotkamy się na kolacji. Obiecuję. Nie musisz tu siedzieć i słuchać, jak gadam z maszynami.
Skrzywiła się.
– Za dobrze cię znam. Nie chcesz, żebym cię rozpraszała, kiedy będziesz programował.
Wzruszyłem ramionami.
– Niestety, programowanie najlepiej wychodzi mi w nabożnym skupieniu i ascezie.
– Gdyby nie groziła nam wszystkim śmierć, zgłosiłabym sprzeciw, ale tak pozwolę ci pracować w spokoju.
– Świetnie. Jestem pewien, że znajdziesz sobie jakieś fajne zajęcie.
– Tak, zamierzam podglądać ptaki.
Miałem pewność, że przez cały dzień Sandra będzie włóczyć się bezproduktywnie. Jak każdy dowódca, nie znosiłem, kiedy marnowały się talenty. Wpadł mi do głowy pewien pomysł.
– A może zajmiesz się komunikacją w moim imieniu? Powiesz mi, co się dzieje. Przekażesz pułkownikowi Barrerze meldunek o okrętach Crowa. Powiesz mu także, że dziś maszyny zostaną sprowadzone do Fort Pierre. Powiedz mu, czego ma się spodziewać.
Sandra zgodziła się z radością i uśmiechnięta poszła do budynku łączności. Patrzyłem za nią i podziwiałem jej kształty. Czy mikroorganizmy w jakiś sposób ulepszyły jej muskulaturę? Nie miałem pewności, ale wydawało mi się, że ostatnio zamieniła kilka kilogramów tłuszczyku na mięśnie. Wydawało się, że nie ma znaczenia, co jadła, jej metabolizm z pewnością został przeprogramowany. Jeśli miałbym natknąć się jeszcze kiedyś na tę rasę mikrobów, byłem im coś winien.
W budynkach na terenie bazy znajdowały się moje fabryki. Jeśli chodziło o budowę i przeznaczenie, niczym nie różniły się od tych, które posiadał Crow. Przypatrywałem się wieżyczkom z rękami na biodrach, zastanawiając się nad dwoma różnymi podejściami do zagadnień bezpieczeństwa, jakie zastosowałem ja i Jack. Po namyśle to jednak jemu przyznałem palmę pierwszeństwa. Wprowadzenie w błąd zapewniało większe bezpieczeństwo niż uzbrojona ochrona, przynajmniej tak długo, jak zachowana została tajemnica.
W komorze szóstej nie było nikogo. Rozejrzałem się. Wokół stały palety z zapasem materiałów. Zawsze podkreślałem, że fabryki nie powinny mieć przestojów, a więc nie może zabraknąć im budulca. Teraz, gdy ponownie istniała flota, nasze jednostki wykonywały regularne dostawy, wrzucając materiały do otworu na szczycie. Od wlotów do głównej jednostki prowadziły rury. Wylot znajdował się z boku i miał postać otwierającej się i zamykającej rozety. W tej chwili był zamknięty.
Usiadłem przy stanowisku programowania i zacząłem konwersację z Jednostką Szóstą. Nakazałem sprzężenie w łańcuch i przerwanie wszelkiej produkcji niezwiązanej bezpośrednio z obronnością. Szkoda, bo maszyny tworzyły właśnie bardzo przydatne podczas pokoju rzeczy. Kiedy nie produkowaliśmy broni, naszym głównym towarem eksportowym był sprzęt medyczny. Po prawie wieku prowadzenia eksperymentów na przedstawicielach naszego gatunku nanity posiadały rozległą wiedzę na temat ludzkiego ciała. Jednostka centralna, zestaw sensorów i trzech ramion wystarczały do przeprowadzenia wszystkich operacji,