Эротические рассказы

Star Force. Tom 8. Szturm. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.

Star Force. Tom 8. Szturm - B.V. Larson


Скачать книгу
do porozumienia.

      Spojrzałem na Marvina.

      – Masz to?

      – Gotów do transmisji.

      – Wysyłaj.

      – Wiadomość wysłana.

      Następne pół godziny było nawet gorsze niż poprzednie. Niebiescy zignorowali moją pierwszą wiadomość, a z każdą sekundą zbliżaliśmy się do siebie. Jaki zasięg miało ich uzbrojenie? Szykowaliśmy się do bitwy czy tylko wyjaśnienia nieporozumienia?

      – Mogliśmy wystrzelić rakiety, pułkowniku – powiedziała Sarin.

      – Wiem, ale to byłby oczywisty atak. Słowa pokoju, po których następuje salwa rakietowa? Wiem, do czego by to doprowadziło. Do zniszczenia jednej ze stron.

      – Tak, sir, ale oni nie chcą rozmawiać, a my docieramy do ich prawdopodobnego maksymalnego zasięgu.

      Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na jej wyliczenia.

      – To niemożliwe. Miliony kilometrów? Jaki laser może zachować skupienie na taką odległość? O ile wiem, oni są ślepi i mogą nawet nie znać zasad optyki.

      – Wątpię, by istniała jakaś dziedzina nauki, w której nie są mistrzami – odparła. – Laser nie musi być bardzo skupiony, jeśli ma wystarczającą moc. Strumień może mieć średnicę tego okrętu i odparować nas przy odpowiedniej dawce energii.

      Potrząsnąłem głową. Z matematycznego punktu widzenia miała rację, ale nie sądziłem, by Niebiescy użyli laserów. W ich naturalnych warunkach widzenie było niemożliwe. Intensywne strumienie światła raczej nie stanowiły ich uzbrojenia.

      – Byłem na ich świecie. Jest tam tak ciemno, jak na dnie oceanu podczas sztormu. Jak w takich warunkach choćby przetestować broń optyczną? Musieliby wynurzać się na orbitę, a to zauważylibyśmy miesiące temu.

      – Ja tylko jestem ostrożna i dbam o mój okręt.

      Nie mogłem jej za to winić. Minęło kolejne dziesięć minut. Zostało czasu na jedną, ostatnią wiadomość przed przecięciem się naszych kursów.

      – Marvin, przygotuj się.

      – Sir – odparł – wykrywam strumień energii.

      – Kyle, patrz!

      Najpierw zobaczyłem to na ekranie dowódczym. Jeden z naszych lotniskowców znikł, a w zasadzie gwałtownie skurczył się do rozmiarów małej kanonierki. Wyglądał jak przeżuta i wyrzucona guma.

      – Manewr unikowy! – krzyknęła Sarin. – Gotowość na wszystkich wyrzutniach, wystrzelić wszystkie myśliwce, nadać delta-delta do Warowni Cienia!

      Stałem za nią i nie wtrącałem się. To był jej okręt i ona dowodziła jego obroną.

      – Zniszczyli Odważnego – stwierdziła zaszokowana.

      – Czy to potwierdzone?

      – Tak – odparł Marvin. – Lotniskowiec Odważny został zredukowany, jeśli chodzi o rozmiary, ale nie o masę.

      – Co ty mówisz? Nie rozwalili go?

      – Nie, sir. Wygląda na to, że w jakiś sposób go zgnietli. Nastąpiły wprawdzie pomniejsze eksplozje, ale centralny reaktor jest stabilny. Nie spodziewam się żadnych rozbitków.

      – Bez żartów. Marvin, kiedy nakazałem ci ukrycie źródła naszej transmisji, co zrobiłeś?

      – Przekazałem ją przez Odważnego, sir.

      Kiwnąłem głową.

      – Tak właśnie myślałem.

      Rozdział 5

      Kilka następnych minut wypełniał chaos. Wystrzeliliśmy wszystkie myśliwce i zaczęliśmy wprowadzać plan alarmowy.

      Czarne metaliczne macki wysunęły się z pokładu i zaplotły wokół naszych nóg, ich odpowiedniki opadające z sufitu zabezpieczyły nasze tułowie. Były zaprogramowane tak, by zapewnić nam jak najwięcej swobody, ale jednocześnie przytrzymać w razie wypadku. Tak jak bezwładnościowe pasy bezpieczeństwa w samochodzie.

      Pozwoliłem Sarin wykonywać jej pracę, w bitwie nie mogłem powierzyć jej obowiązków zastępcy. Za dużo miała roboty z dowodzeniem tym okrętem, a dodatkowo pełniła także rolę CAG.

      Obok niej stał Marvin i kilku sztabowców. Wyświetlacz holograficzny wypełniony był kontaktami. Prawie wszystkie miały zielony kolor, gdyż oznaczały nasze myśliwce i rakiety. Wyjątek stanowiła jedna wielka, pomarańczowa kula. Właśnie zmieniła kolor na czerwony, ponieważ została sklasyfikowana jako przeciwnik.

      – Gdzie jest Miklos? – spytałem. – Czy był na Odważnym podczas trafienia?

      – Nie, sir – odpowiedział Marvin. – Komodor właśnie próbuje się ze mną skomunikować.

      – Przerzuć go do mnie.

      Najpierw usłyszałem kilka trzasków, a potem krótki sygnał.

      – Miklos? Słyszysz mnie? Tu Riggs.

      – Tak, sir, głośno i wyraźnie.

      – To dobrze. Jak udało ci się uciec z Odważnego?

      – Właściwie to nie uciekłem, byłem w drodze na okręt flagowy, kiedy Odważny dostał.

      Chciałem spytać go, po co leciał, ale nie było na to czasu. Cieszyłem się, że przeżył. Bardziej zależało mi na nim niż na samym okręcie… prawie.

      – No dobrze, po wylądowaniu przyjdź od razu na pokład dowodzenia. Mamy przed sobą cholernie ciężką bitwę.

      – Sir, uważam, że popełnilibyśmy błąd.

      – Co byłoby błędem? Proszę mówić szybko, komodorze.

      – Jasne, sir. Nie uważam, abyśmy byli w stanie z nimi walczyć. Nie jesteśmy nawet w skutecznym zasięgu naszych środków ofensywnych. Jeśli odpalimy wszystko, co mamy, przez dwadzieścia minut nawet tego nie zauważą.

      Miał rację. Moje lotniskowce nie miały ciężkich dział dalekiego zasięgu. Posiadały uzbrojenie do bombardowań orbitalnych, ale nic, co mogłoby zagrozić okrętowi wielkości księżyca.

      – Jakie inne wyjście nam pozostaje? Jeśli uda nam się podejść wystarczająco blisko, możemy wygrać. A jeśli do tego czasu zginiemy… no cóż, to już nie będzie nasz problem.

      – Możemy się wycofać, sir.

      Zamyśliłem się, patrząc na ekrany.

      – Nie wydaje mi się. Widział pan sytuację taktyczną?

      – Tak, i nadal uważam to za jedyną opcję. Każda sekunda zbliżania się do nich jest sekundą zmarnowaną.

      Zacisnąłem zęby i spróbowałem się skupić. Wokół mnie rozbrzmiewał tuzin głosów, wyły syreny, aż kazałem je wyłączyć. Chyba wszyscy już zauważyli, że ogłoszono alarm.

      – Nie możemy odwrócić kursu, lecimy zbyt szybko.

      Miklos klepnął mnie w ramię. Uśmiechnąłem się i oddałem klepnięcie tak mocno, że się zachwiał. W trakcie naszej rozmowy komodor zdołał dotrzeć na stanowisko dowodzenia.

      – Cieszę się, że wyszedłeś z tego cało. Chodźmy na moje stanowisko, tam pokażesz mi, o czym myślisz.

      Miklos cały czas miał na sobie uszczelniony skafander. Wnętrze jego hełmu pokrywał szron. Być może jego przelot wcale nie przebiegł gładko.

      – Z powodu inercji nie możemy się odwrócić, ale możemy odejść pod kątem


Скачать книгу
Яндекс.Метрика