Star Force. Tom 8. Szturm. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.
zamieniłaby je w wiązkę bezużytecznych patyczków. Zakląłem. Pomarańczowa bila, obracając się, poszybowała w stronę sufitu i tam zawisła niczym jakaś opuszczona planeta.
– To było paskudne, nawet jak na ciebie, Gaines.
– Dziękuję, sir.
Gdy byłem gotów, wykonał następne uderzenie, zgodnie z zasadami bilardu: po trafieniu w łuzę. Pomimo bólu i poczucia upokorzenia udało mi się wykonać unik. Odzyskałem kolejkę i chwyciłem kij z paskudnym uśmiechem. Dłonie bolały mnie już nieco mniej, więc przygotowywałem się do zemsty. Odbiłem się od podłogi i poszybowałem w stronę sufitu. Szósta bila zawisła w niedogodnym miejscu, zbyt blisko ściany na dobre uderzenie. Przekląłem swojego pecha.
– Skoro zadałeś to pytanie, Gaines – odparłem – to tak, ufam ci. Walczyłem u boku wielu ludzi i nauczyłem się rozpoznawać zabójców.
Gaines prychnął. Moja odpowiedź chyba go rozbawiła. Obróciłem się w rogu pomieszczenia, tak że widziałem jego twarz. Uśmiechał się, jakbym powiedział coś zabawnego. Zmarszczyłem brwi.
– Jeśli masz do powiedzenia coś oprócz tekstów odwracających moją uwagę, to zrób to teraz.
Jego uśmiech znikł. Patrzyłem na niego, gdy opuszczał wzrok. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale znów je zamknął.
Wybrałem moment i uderzyłem. To był dziki strzał, z całej siły, ale tylko jedną ręką. Trzymałem kij nonszalancko, pozornie luźno, by zamaskować siłę uderzenia. Wprowadzanie w błąd stanowiło podstawę tej gry.
Choć nie udało mi się uderzyć tak mocno, jak zamierzałem, to nie było miłe klepnięcie. Spośród wszystkich marines z całą pewnością dysponowałem największą siłą. Zostałem zmodyfikowany tak, by wytrzymać ciśnienie atmosfery gazowego giganta, i nawet sierżant Kwon nie mógł pokonać mnie w siłowaniu się na rękę.
Gaines skupiał się na dźwięku nadciągającej apokalipsy. Oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia. Niewidoczna w swym pędzie bila odbiła się już dwukrotnie, zostawiając wgniecenia w ścianach.
Nie wiedząc, czego się spodziewać, major ściągnął barki, zacisnął oczy i osłonił dłońmi klejnoty. Uśmiechnąłem się, wiedząc, że się mylił.
Łup! Bila walnęła go poniżej pleców. Uderzyłem z potrójnym odbiciem i udało mi się dokładnie to, co zamierzałem, choć przy dużej dozie szczęścia, prawdę mówiąc. Prawie nigdy nie wychodziły mi potrójne, a jeśli już, to bardzo nieprecyzyjnie.
Tym razem jednak trafiłem. Gaines z sykiem wypuścił powietrze, co bardzo mnie ucieszyło. Sam miałem mnóstwo sińców, a myśl, że w najbliższym czasie major nie usiądzie wygodnie, bardzo mnie bawiła. Oznaczało to wprawdzie tylko godzinę, bo tyle potrzebowały nanity, żeby dokonać naprawy uszkodzonych tkanek.
Po tym uderzeniu mój przeciwnik poruszał się powoli i z bólem, ale wiedziałem, że jest wściekły i śmiertelnie niebezpieczny. Zabawa się skończyła. Zawsze tak było. Żarty i śmiechy towarzyszyły pierwszym kilku uderzeniom, potem zaś wszystko zamieniało się w poważny pojedynek.
Wymienialiśmy się w milczeniu kijem. Udało mi się uniknąć siódmej bili, by ją odbić i trafić go w kość piszczelową. Potem jednak znów przyszła jego kolej. Zarówno ósma, jak i dziewiąta bila dosięgły celu i przyjąłem je obydwie. Ósma z całą pewnością złamała mi kilka żeber po lewej stronie, a dziewiątą oberwałem w to samo miejsce, zanim zdążyłem dojść do siebie.
Rozegranie dziewiątej bili kończyło grę. Pogratulowałem majorowi przez zaciśnięte zęby i wyszliśmy z sali bilardowej. Na zewnątrz czekała trójka kolejnych nocnych graczy, którzy pozdrowili nas w przejściu. Obserwowali naszą grę na konsoli i wiedzieli, że Gaines mnie pokonał.
Poszliśmy do mesy oficerskiej. Noc przechodziła już we wczesny ranek. Rozpoczęła się poranna wachta, tak więc bar dopiero się otwierał. Potrzebowaliśmy alkoholu i szybko zostaliśmy obsłużeni. Ja piłem whisky z własną krwią. Zauważyłem, że alkohol sprawiał, iż praca nanitów stawała się jakby nieco bardziej znośna dla człowieka. Dokończyłem drinka jednym łykiem i zamówiłem kolejnego.
– Pułkowniku – odezwał Gaines, kiedy wypił swoją porcję i odetchnął – zanim wstąpiłem do Sił Gwiezdnych, byłem zabójcą. Zawodowcem.
Spojrzałem na niego, szczerze zaskoczony. Przez chwilę czułem się, jakbym miał dostać niespodziewaną bilą. W twarzy majora widziałem jednak jedynie żal.
Nagle zrozumiałem. Wiedzieliśmy, że miał niejasne karty w swojej historii. Wiedzieliśmy, że służył w Siłach Specjalnych Stanów Zjednoczonych, zdawaliśmy sobie także sprawę z braków w dossier. Przyszedł do nas podczas bitwy o wyspę Andros, w czasie sobotniego szturmu, i od tego czasu świetnie walczył. Doskonale do nas pasował.
Siły Gwiezdne dość łatwo akceptowały nowych. Wstąpienie do nas było trochę jak przyłączenie się do Legii Cudzoziemskiej wiek wcześniej. Nie zadawaliśmy zbędnych pytań, ale wymagaliśmy bezwzględnej lojalności.
W odpowiedzi lekko kiwnąłem głową.
– Wiedzieliśmy, że przeszedłeś specjalistyczny trening. Pojawiłeś się gotów do walki w dniu, kiedy desperacko potrzebowaliśmy ludzi. Nigdy nie żałowałem, że cię przyjąłem, i to się nie zmieniło.
– Wiem o tym, sir – odparł. – I dziękuję za możliwość służby w Siłach Gwiezdnych. To najlepsza rzecz, jaką zrobiłem w całym swoim życiu.
– U nas przeszłość należy tylko do każdego z nas.
Gaines pokiwał głową.
– Chce pan wiedzieć, jakie było moje ostatnie zadanie, sir?
Spojrzałem na niego z lekkim zaciekawieniem.
– Jasne.
– Przez wiele lat pracowałem jako wolny strzelec. Podczas tak zwanego sobotniego szturmu zostałem zrekrutowany, by pana zabić.
Teraz udało mu się skupić całą moją uwagę. Patrzyłem w jego twarz i wierzyłem mu. To miało sens. Crow od dawna kierował przeciw mnie zabójców. Ale w tym momencie skojarzyłem korelację czasową.
– Nie mogłeś pracować dla Crowa, nie wtedy. Wtedy jeszcze ściśle ze mną współpracował.
– Zgadza się, sir. Zostałem skaptowany przez generała Kerra. Miło mi przyznać, że odmówiłem i mnie wykopał. Dostałem się na Andros już tylko z zamiarem przyłączenia się do was.
– Zakładam, że nie wspominałeś o tym wcześniej z oczywistych powodów. To jednak trochę wykracza poza granice akceptowalnego przemilczenia.
– No cóż. – Wzruszył ramionami. – Nie spodziewałem się, aby miało mi to ułatwić awans.
– Czekaj – powiedziałem, spoglądając na niego. – Powiedziałeś, że to Kerr cię zwerbował?
Gaines potwierdził.
– Tak, sir. Zrobił to osobiście.
Mój mózg pracował na wysokich obrotach. Żałowałem, że Gaines wcześniej o tym nie powiedział, ale rozumiałem go. Od samego początku mówiliśmy mu, że przeszłość to przeszłość i nie musi ujawniać żadnych szczegółów. Zgodnie z tą zasadą zachował milczenie. Gdybym jednak wiedział, że Kerr stał za przynajmniej jedną próbą zamachu na mnie w przeszłości, mógłbym zrobić coś inaczej. Może nawet ocaliłbym Sandrę.
– Przepraszam, pułkowniku – powiedział major. – Nie wiedziałem, że Kerr był w systemie Eden, aż do momentu, gdy zostawił tu zabójcę. Powinienem wtedy wszystko powiedzieć, miałby pan więcej sygnałów ostrzegawczych.