Naśladowca. Erica SpindlerЧитать онлайн книгу.
dłonią. Następnie uśmiechnął się szeroko. – O co chodzi?
– Chciałabym coś z tobą obgadać – wyjaśniła.
Brian rozsiadł się wygodniej w swoim fotelu. Zapewne domyślał się, że nie będzie to krótka pogawędka.
– Gadaj.
– Znowu do mnie dzwonił.
– Ten facet, który podaje się za mordercę?
– Mhm. Zadzwonił na komórkę. Powiedział, że mam do niego mówić Orzeszek.
Brian milczał przez chwilę, zastanawiając się nad tym, co usłyszał.
– I co ty na to?
– Byłam wściekła.
– Jasne. Co dalej?
Opowiedziała mu przebieg całej rozmowy, niczego nie ukrywając.
– Sal dał ci tę sprawę.
Nie było to pytanie, mimo to odpowiedziała:
– Tak.
– I Riggio nie jest z tego zadowolona – dodał.
– Delikatnie mówiąc. – Kitt zmarszczyła brwi. – Jeśli mam być szczera, sama mam wątpliwości. Właśnie dlatego do ciebie przyszłam. Jak sądzisz, czy dobrze zrobiłam?
– Przecież nie miałaś wyjścia.
– Sama nie wiem…
Wstała i podeszła do tablicy, do której Brian poprzypinał zdjęcia. Na jednym oboje odbierali nominacje z rąk burmistrza. To było całe lata świetlne temu. Na innym Brian i Scott Snowe z Wydziału Gromadzenia Danych brali udział w konferencji prasowej. Pamiętała, że to było rok temu. Miała wówczas urlop, ale śledziła, co działo się w pracy. Udało im się zidentyfikować zwłoki na podstawie odcisków palców. Musieli wtedy wyciąć fragment skóry z dłoni. Okazało się, że kobieta była żoną jednego z członków rady miejskiej, którego natychmiast aresztowano.
Gazety dokładnie opisywały całą sprawę.
To wtedy Brian dostał kolejny awans.
– Wiesz, Brian, nie ufam już zbytnio swojemu instynktowi. Boję się. Ostatnim razem…
– Pamiętaj, że ocaliłaś życie tej małej!
– Ale jednocześnie pozwoliłam mu się wymknąć. A potem zabił kolejną dziewczynkę.
– Może zginęłyby dwie. Nigdy nie wiadomo.
– Spieprzyłam całą sprawę!
– Wtedy tak, a dzisiaj?
– Nie rozumiem? – Popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
– Czy dzisiaj zrobiłaś wszystko, co trzeba?
Zastanawiała się przez chwilę.
– Tak, chyba tak. – Przecież nawet nie dała się ponieść emocjom.
– Więc daj sobie spokój z przeszłością. Pracowałem z tobą latami i wiem, że jesteś świetną policjantką. Śmierć Sadie była traumą, ale musisz żyć dalej.
– Nie jestem już taka jak kiedyś. Nie wiem, czy jeszcze potrafię być dobrym detektywem…
Brian pochylił się w jej stronę.
– A nie przyszło ci do głowy, że wraz z upływającym czasem możesz być coraz lepsza?
– Nie, wcale.
– Spróbuj udowodnić, że jesteś coś warta: Riggio, Salowi, ale przede wszystkim sobie!
– To nie będzie łatwe.
– Nie masz wyjścia. – Zagryzł wargi i spojrzał jej prosto w oczy. – Tylko uważaj. Ufaj swojemu instynktowi, ale nie ślepo. I pamiętaj, zawsze możesz zwrócić się do mnie o pomoc.
Podziękowała mu serdecznie i wstała. Rozmowa z Brianem dodała jej sił, była jak oczyszczenie. Jeśli morderca chciał wciągnąć ją do gry, będzie miał godnego przeciwnika.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Czwartek, 9. marca 2006
godz. 17.05
Usiadł przy barze. Postawił przed sobą zimne piwo, miseczkę z precelkami, wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Przyjechał wcześniej, zanim jeszcze pojawi się kończący pracę tłum, i zajął najlepsze miejsce, naprzeciwko telewizora.
Stwierdził, że jest podniecony. I niespokojny.
Czy jego Kicia pojawi się dzisiaj w szklanym okienku?
Miał nadzieję, że tak. Bardzo by się gniewał, gdyby go znowu zlekceważyła.
Zapalił papierosa i zaciągnął się głęboko. Podziałało to na niego uspokajająco. Przypomniał sobie, jak widział ją ostatnio przy grobie córki. To było bardzo smutne. I dziwnie przyjemne… Chyba powinien się wstydzić, że ją szpieguje… I korzysta z informacji, które zebrał na jej temat…
Czuł się jednak bosko.
Po prostu taki już był.
Zaciągnął się raz jeszcze i spojrzał na zegarek. Miał świetny pomysł z tym Orzeszkiem. Wyczuł, że to nią wstrząsnęło. No i jeszcze numer z komórką. Kicia od razu zrozumiała, że ma do czynienia z dobrze poinformowanym i zdeterminowanym facetem, który zrobi wszystko, by dopiąć swego.
Cholera, niezły z niego spryciarz!
Zaczęły się wiadomości. Najważniejszą informacją oczywiście był powrót Mordercy Śpiących Aniołków. Najpierw pokazano Julie Entzel, a potem kolejne ofiary, nie szczędząc widzom ckliwego komentarza. Nic nowego.
Następnie nadano relację z konferencji prasowej. Rozpromienił się, widząc swoją Kicię. Słuchał uważnie jej wypowiedzi. Badają ślady… Sprawdzają poszlaki… Nie mają żadnych dowodów, że to ten sam morderca…
Bzdury, bzdury…
Obok niej siedziała podporucznik Mary Catherine Riggio. Buzia w ciup. Czółko zmarszczone. Od razu widać, że nie jest zadowolona z drugoplanowej roli. Nic dziwnego, Kitt zabrała jej ważną sprawę, na której można wypłynąć. Chciało mu się śmiać.
Oczywiście ani słowa o naśladowcy. Żadnej wzmianki o tym, że policja odebrała telefon od kogoś, kto podaje się za prawdziwego Mordercę Śpiących Aniołków.
Kitt zakończyła krótką konferencję zapewnieniem, że policja zrobi wszystko, by schwytać potwora i że tak obrzydliwe morderstwa nie ujdą mu płazem.
Uśmiechnął się do siebie i wstał. Dobra dziewczynka, pomyślał. Tylko tak dalej, a naprawdę świetnie się zabawimy.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Czwartek, 9. marca 2006
godz. 19.30
Kitt brała udział w spotkaniach Anonimowych Alkoholików od osiemnastu miesięcy. Policyjny psycholog oraz jej szef nalegali, by przeszła cały, złożony z dwunastu punktów program, zanim wróci do pracy.
Uważała to za absolutnie zbędne, co więcej potraktowała jako jeszcze jedną kłodę, którą rzucono jej pod nogi. Przecież nie piła, dopóki stan Sadie nie stał się beznadziejny, dlaczego zatem traktowano ją jak alkoholiczkę?
Długo trwało, zanim pogodziła się z przykrymi faktami.
Zrozumiała też, że potrzebuje wsparcia i pomocy innych alkoholików. Ludzie z grupy byli dla niej namiastką rodziny. Znali jej ukryte myśli i pragnienia, wiedzieli, co ją dręczy.
Kitt zaprzyjaźniła się szczególnie z trzema członkami