Fjällbacka. Camilla LackbergЧитать онлайн книгу.
dwie butelki. Dagmar uśmiechnęła się z wdzięcznością i podeszła do niego, żeby je wziąć. Spojrzała na jego ręce i zauważyła, że z lewego palca wskazującego leci mu krew.
Pokazała, że chce obejrzeć jego rękę. Postawił butelki na podłodze. Skaleczenie nie było zbyt głębokie, ale krwawiło mocno. Wpatrzona w jego oczy, włożyła jego palec do ust i wyssała krew. Jego źrenice rozszerzyły się, w oczach ujrzała znajomą szklistość. Cofnęła się i podniosła butelki. Idąc do gości, czuła na plecach jego spojrzenie.
Patrik zwołał naradę. Uznał, że przede wszystkim należy poinformować Mellberga. Chrząknął.
– Bertil, nie było cię w weekend, ale może słyszałeś, co się stało?
– Nie, a co? – Mellberg spojrzał na Patrika wyczekująco.
– W sobotę wybuchł pożar w dawnym ośrodku kolonijnym na Valö. Dużo wskazuje na podpalenie.
– Podpalenie?
– Na razie nie mamy potwierdzenia. Czekamy na Torbjörna – odparł Patrik. Zawahał się, po chwili mówił dalej: – Poszlaki są jednak na tyle mocne, że powinniśmy nad tym popracować.
Patrik wskazał na Göstę. Gösta z mazakiem w ręku stanął przed białą tablicą.
– Gösta gromadzi materiały na temat rodziny, która zniknęła z Valö. On…
– Wiem, o czym mówisz. Stara sprawa, wszyscy ją znają. Ale co to ma do rzeczy? – spytał Mellberg. Nachylił się, żeby podrapać leżącego pod krzesłem Ernsta.
– Tego nie wiemy. – Patrik w jednej chwili poczuł się strasznie zmęczony. Że też zawsze na początku musi się sprzeczać z Mellbergiem. Teoretycznie jest szefem komisariatu, ale w praktyce zrzeka się odpowiedzialności, zrzuca ją na niego. Oczywiście pod warunkiem, że ewentualne zaszczyty przypadną jemu. – Zaczynamy dochodzenie bez żadnych wstępnych założeń. Ale to dziwne, że coś takiego dzieje się akurat wtedy, gdy jedyna ocalała córka po trzydziestu pięciu latach wraca na wyspę.
– Pewnie sami podpalili chałupę, żeby dostać kasę z ubezpieczenia – stwierdził Mellberg.
– Sprawdzam ich sytuację majątkową. – Martin siedział obok Anniki, był wyjątkowo cichy. – Jutro rano powinienem coś wiedzieć.
– Dobrze. Zobaczycie, że o to chodziło. Przekonali się, że remont tej rudery będzie kosztował za dużo i że bardziej się opłaca ją podpalić. Kiedy pracowałem w Göteborgu, ciągle widywałem takie numery.
– Jak zaznaczyłem, nie upieramy się przy żadnej wersji – odparł Patrik. – Chciałbym, żeby Gösta nam opowiedział, co pamięta z tej sprawy.
Usiadł i skinął głową. Można zaczynać. Wczoraj podczas wycieczki Erika opowiedziała mu fascynujące rzeczy. Był ciekaw, co Gösta powie o dochodzeniu sprzed lat.
– Trzynastego kwietnia 1974 roku, w Wielką Sobotę, ktoś zadzwonił do komisariatu i powiedział, że trzeba jechać na Valö, do szkoły z internatem. Odłożył słuchawkę, nie powiedział, co się stało. Telefon odebrał ówczesny szef komisariatu. Powiedział, że nie potrafi stwierdzić, czy dzwonił mężczyzna, czy kobieta. – Gösta milczał chwilę, jakby wracał do dawnych czasów. – Ja i mój kolega Henry Ljung pojechaliśmy sprawdzić, co się stało. Na miejscu znaleźliśmy się w pół godziny. Sytuacja była bardzo dziwna. Stół w jadalni był nakryty do obiadu, dania były już częściowo zjedzone, ale nikogo z rodziny nie było. Została tylko maleńka dziewczynka, roczna Ebba. Dreptała po domu zupełnie sama. Pozostali jakby wyparowali. Wyglądało to tak, jakby w środku obiadu wstali od stołu i zniknęli.
– Pff! – prychnął Mellberg.
Gösta rzucił mu mordercze spojrzenie.
– Gdzie byli uczniowie mieszkający w internacie? – spytał Martin.
– Większość rozjechała się do domów, na ferie. Na Valö zostało tylko kilku, ale nigdzie ich nie było. Dopiero po dłuższej chwili zobaczyliśmy pięciu chłopaków w łódce. Zostali potem bardzo dokładnie przesłuchani, ale nie mieli pojęcia, co się stało z rodziną. Brałem udział w przesłuchaniach i wszyscy mówili to samo: nie zostali zaproszeni na rodzinny obiad wielkanocny, więc popłynęli na ryby. Kiedy wypływali, wszystko było jak zwykle.
– Łódka należąca do rodziny była na swoim miejscu? Przy pomoście? – spytał Patrik.
– Tak. Przeszukaliśmy całą wyspę, ale ich jakby wywiało. – Gösta pokręcił głową.
– Ile to było osób? – Mellberg chyba wbrew własnej woli zaciekawił się i pochylił w oczekiwaniu na odpowiedź.
– Rodzina składała się z dwojga dorosłych i czworga dzieci. Jednym z nich była mała Ebba. Czyli zniknęło dwoje dorosłych i troje dzieci. – Gösta odwrócił się i zaczął pisać na tablicy. – Ojciec, Rune Elvander, dyrektor szkoły, dawny wojskowy. Stworzył szkołę dla chłopców z zamożnych rodzin, których rodzice oczekiwali wysokiego poziomu nauczania w połączeniu z surową dyscypliną. Pierwszorzędne wykształcenie, kształtujący charakter regulamin i dużo ruchu na świeżym powietrzu. Jeśli dobrze pamiętam, tak opisywano szkołę w broszurce informacyjnej.
– Boże drogi, jakby to były lata dwudzieste – zauważył Mellberg.
– Zawsze się znajdą rodzice tęskniący za starymi dobrymi czasami. Właśnie do nich kierował swoją ofertę Elvander – odparł Gösta. – Matka Ebby, Inez, miała w chwili zniknięcia dwadzieścia trzy lata. Była znacznie młodsza od męża. On był już po pięćdziesiątce. Rune miał jeszcze troje dzieci z poprzedniego małżeństwa. Syna Claesa, lat dziewiętnaście, szesnastoletnią córkę Annelie i dziewięcioletniego Johana. Rok czy dwa po śmierci ich matki, Carli, ożenił się powtórnie. Według przesłuchiwanych chłopaków rodzina miała jakieś problemy, ale nie dowiedzieliśmy się wiele więcej.
– Ilu uczniów tam mieszkało w roku szkolnym? – spytał Martin.
– Różnie, ale zazwyczaj około dwudziestu. Poza Runem pracowało tam jeszcze dwóch nauczycieli, ale w ferie mieli wolne.
– Domyślam się, że mieli alibi. – Patrik spojrzał uważnie na Göstę.
– Tak. Jeden pojechał na święta do rodziny, do Sztokholmu. Drugi na początku wydał nam się podejrzany. Strasznie kręcił, nie chciał powiedzieć, gdzie był. W końcu się okazało, że wyjechał na krótki urlop do ciepłych krajów ze swoim chłopakiem. Dlatego był taki tajemniczy. Nie chciał, żeby się wydało, że jest gejem. Ukrywał się z tym w szkole.
– A co z uczniami, którzy rozjechali się do domów na święta? Sprawdziliście ich? – spytał Patrik.
– Co do jednego. Ich rodziny potwierdziły, że spędzili święta w domu i nawet nie zbliżali się do wyspy. Zresztą wszyscy rodzice byli zadowoleni z wpływu, jaki szkoła wywiera na ich dzieci. Byli bardzo wzburzeni, że po feriach nie mają ich dokąd odesłać. Odniosłem wrażenie, że dla wielu z nich pobyt dzieci w domu, choćby tylko podczas ferii, był bardzo męczący.
– Więc nie znaleźliście żadnych śladów wskazujących na to, co się z nimi stało?
Gösta potrząsnął głową.
– Nie mieliśmy ani takiego sprzętu, ani takiej wiedzy jak dziś. Dlatego raport ekipy kryminalistycznej był taki, a nie inny. Wszyscy bardzo się starali, jednak nic nie znaleźliśmy. Ale zawsze miałem wrażenie, że coś nam umknęło. Chociaż nie umiałbym powiedzieć co.
– Co się stało z tą dziewczynką? – spytała Annika, zawsze