Arabski książe. Tanya ValkoЧитать онлайн книгу.
twarzy, bo ich nowy sponsor tak powiedział i tak będzie. Bez męża i ojca, bez ich rodowitego opiekuna oraz bez ukochanej córki i siostry muszą teraz wkroczyć w nowe życie, nowy saudyjski świat, o którym przez ostatnie dziesięć lat usiłowały zapomnieć i odsuwały go od siebie jak najdalej. Najmłodsza Maha, urodzona w Polsce, nie zna swej ojczyzny, ale patrząc teraz zakochanym wzrokiem na ich wybawiciela, przystojnego Hamida Binladena, uważa, że jej rodzina przesadzała i że tutaj też da się szczęśliwie żyć. Przy takim miłym, atrakcyjnym, a przede wszystkim wszechmocnym protektorze nic nie może być straszne.
– Panie Binladen! Właściciel mnie zlinczuje! Wyrzuci! – Filipiński menedżer osiedla Las Palmeras robi nieoczekiwane trudności. – Same mają mieszkać? Saudyjki?!
– Przecież na osiedlu rezydują również samotne cudzoziemki, lekarki i pielęgniarki, którym szpital wynajął tutaj domy. One także są bez mahrama. Co mi pan tutaj, kochany panie Ismail, opowiadasz? – Hamid zdaje sobie sprawę, że nie ma co naskakiwać na służbistę, bo jeśli sprawa pójdzie po linii oficjalnej, to przy tylu lewych papierach na pewno jej nie wygra. – Obiecuję, że na dniach doniosę notarialne pismo informujące, że jestem mahramem całej czwórki.
Saudyjczyk znowu został postawiony przed faktem dokonanym przez swoją żonę Marysię, która zadzwoniła i poinformowała go, że dosłownie za chwilę lądują w Rijadzie pokrzywdzone kobiety, którymi absolutnie musi się zająć, bo jeśli przejmie je ortodoksyjna rodzina z Qasim, znikną one jeśli nie z powierzchni ziemi, to na pewno z przestrzeni publicznej wahabickiej Arabii Saudyjskiej. I jak nie zareagować na taką prośbę? Jak nie pomóc nieszczęśniczkom?
– Saida Fatima będzie pracowała u mnie w rezydencji. – Wpada nagle na genialny pomysł, bo jego podeszły wiekiem majordomus już ledwo daje sobie radę.
– Dziękuję, panie. – Saudyjce aż oczy się śmieją, bo w życiu nie podejmowała żadnej pracy, gdyż przecież nie umie nic oprócz bycia żoną i matką. Dobrą matką.
– To niech tam zamieszkają. – Tchórzliwy Ismail znajduje korzystne dla siebie rozwiązanie.
– Żartujesz? Moja żona byłaby o nie zazdrosna. Szczególnie o te młódki. – Binladen pokazuje wzrokiem na śliczną dwudziestolatkę Sulejmę, studentkę medycyny, następnie na pyzatą, uśmiechniętą szesnastolatkę Minę, a kończy na Masze, która wodzi za nim rozanielonym wzrokiem, co tylko potwierdza jego obawy.
– Pana zołdża26 jest tak piękną hurysą, że nie musi być o nikogo zazdrosna.
Hamid zastanawia się, skąd ten kiep ma takie dobre informacje. Przypomina sobie jednak, że Marysia nie raz bywała na tym osiedlu, bo przecież od lat przewijają się przez nie Polacy pracujący i żyjący w Rijadzie.
– Wynajmę może od razu dwie wille, to będę miał jedną w rezerwie? – Zastanawia się na głos bogacz. – Tak, tak będzie najlepiej. Zapłacę za obie za rok z góry.
Azjata wybałusza tylko oczy, bo kto ma tyle pieniędzy, żeby od ręki wyłożyć prawie sto tysięcy dolarów. Oczywiście Binladen.
– Nie wiem, panie, czy mamy jeszcze jakąś… – Niby jeszcze się wzbrania, szybko kombinując, jak by coś na tej transakcji osobiście uszczknąć.
– Procent dla ciebie – otwarcie oferuje niecodzienny kontrahent.
– Procent to haracz, zabronione, nie wolno, religia… – Ściemnia tamten, ale zaraz się opamiętuje. – Bakszysz27 jest okej. Jaki? – Zmienia front, a oczy błyszczą mu chytrze.
– Wiem, że za jedną willę bierzesz pięć tysięcy dolarów, więc za dwie dostaniesz osiem.
Filipińczyk poważnieje, serce na chwilę mu staje, bo okazuje się, że wszyscy wiedzą o jego lewych dochodach i skorumpowaniu. Na czoło wychodzi mu pot i niebezpiecznie blednie, gdyż ma świadomość, że za takie przekręty łatwo jest tutaj trafić do więzienia. A kiedy doliczy się do tego sutenerstwo, handel zakazanym alkoholem i narkotykami, które z zapałem dostarcza wymagającym rezydentom i z jeszcze większym zamiłowaniem sam zażywa, to co najmniej dożywocie ma zagwarantowane. O ile ktoś się nie uweźmie i nie skrócą go o głowę.
– Jak dla pana, to może być pięć tysięcy – szepcze, bo teraz już doskonale zdaje sobie sprawę, że ten facet ma go w garści.
– Dziękuję, sadiqi28. – Hamid uśmiecha się od ucha do ucha. – Zatem nadwyżkę przekażemy biednej wdowie i sierotom. Zrobiłeś dobry uczynek, człowieku. – Chichocze. – Spełniłeś zakat29, jeden z filarów islamu. To się chwali. Mam nadzieję, że będziesz kontynuował swą dobroczynną działalność wobec nich. Liczymy na darmowy przewóz dziewczynek na uniwersytet i do szkoły, popołudniami zaś matki i córek na zakupy. Przyda się też pomoc w urządzeniu się. Najlepiej od razu dzwoń po ekipę remontową, bo przecież biedulki nie mogą wejść do takiej ruiny pełnej pająków, karaluchów i mrówek. Fisa30, fisa!
Hamid bierze pod ramię śmiertelnie przestraszonego Filipińczyka, zarządzającego majątkiem swojego saudyjskiego sponsora, i wylicza mu niekończącą się litanię próśb i potrzeb. Za nimi krok w krok idą zadowolone młode z matką, z każdym krokiem rozpinając zatrzaskę po zatrzasce swoje czarne abaje, by na koniec zrzucić znienawidzone płaszcze wzorem otaczających je cudzoziemek, które opalają się nad basenem w kostiumach bikini. Takiej Arabii Saudyjskiej kobiety z Qasim nie znały. Do tej pory nie miały o niej zielonego pojęcia. Taką Arabię są w stanie nawet pokochać.
MAŁŻEŃSKA ZDRADA
Hamid nie jest typowym Arabem i niczego nie odkłada na jutro, przeciwnie – lubi przewidywać i działać z wyprzedzeniem. Zdaje sobie sprawę, że schwytanie przestępców w dużej mierze zależy od zaskoczenia i natychmiastowej reakcji. Nikt w Ambasadzie Arabii Saudyjskiej w Warszawie nie spodziewa się interwencji, a tym bardziej śledztwa dotyczącego rodziny Al-Harbi, a w szczególności szeregowego pracownika placówki Mohameda oraz jego najstarszej córki, lekarki Zajnab. Ludziom żyjącym w dwudziestym pierwszym wieku o dziwo wydaje się, że istnienie ludzkie jest mało ważne, więc zniknięcie człowieka można zamieść pod dywan. Sądzą też zapewne, że na swoich wysokich stanowiskach są bezkarni, lecz te czasy już się skończyły. Przeminęły bezpowrotnie wraz z faktycznym objęciem władzy przez saudyjskiego księcia koronnego i następcę tronu Muhammada bin Salmana, potocznie zwanego MBS. Ten trzydziestoczteroletni mężczyzna pragnie przewrócić panujące w Arabii zwyczaje do góry nogami i w końcu wprowadzić w tym kraju międzynarodowe prawo oraz sprawiedliwość dla wszystkich. Co rusz wahabiccy tradycjonaliści rzucają mu kłody pod nogi. Przez ich intrygi oskarża się go o przestępstwa, których nie popełnił, takie jak wydanie rozkazu zabicia dysydenckiego dziennikarza Chaszodżdżiego w ambasadzie saudyjskiej w Turcji. Internacjonalna opinia publiczna chciała go za to zjeść i zażądała międzynarodowego śledztwa i oficjalnego wytłumaczenia, jakim cudem praworządny kraj, partner światowych potęg może się dopuszczać zbrodni w placówce dyplomatycznej. Na tej aferze, która już trochę przycichła, Binladen postanawia oprzeć swoje plany sprawdzenia misji dyplomatycznej w Warszawie, konieczności czystek i wyciągnięcia konsekwencji wobec winnych, zanim kolejną saudyjską aferą zainteresuje się świat.
– Jaśnie panie, jakże to możliwe, że jeden z pracowników naszej ambasady informuje rodzinę, iż ich krewniacy, Saudyjczyk i Saudyjka, zmarli na terenie misji dyplomatycznej, ale ciał familii nie oddają. – Hamid bezproblemowo dostaje się na prywatną audiencję do młodego księcia, z którym coraz częściej
26
27
28
29
Pięć filarów islamu. Muzułmanin ma pięć obowiązków,
30