Zaraza. Monika SznajdermanЧитать онлайн книгу.
potwierdzenie zacytujmy literacką wizję moru: „Zdawało się, że śmierć i zatracenie przeniosły ludzi w jakiś inny, bezczasowy [podkr. MS] świat. Jeśliby chciano policzyć dni, to upłynęło zaledwie kilka tygodni od wybuchu zarazy, a jednak ów świat istniejący poprzednio, zanim dżuma i śmierć poczęły wędrować nago po kraju, został doszczętnie wymazany z pamięci ludzkiej i zniknął, jak znika ląd na widnokręgu, gdy okręt wypłynie na pełne morze. Zdawało się, jakoby nikt nie pamiętał, że kiedyś życie i kolejność dni roboczych były czymś bliskim i pewnym, a śmierć dalekim, i jakby nikomu ani przez myśl nie przeszło, że kiedyś może tak być znowu – o ile wszyscy nie wymrą”[86].
Mieszkańcy Londynu w czasach Szekspira pewni byli, że zbliża się straszny czas plagi, gdy „powietrze ma inną temperaturę niż normalnie, jest wilgotne i gorące, zachmurzone i zakurzone; gdy wiatry są silne i gorące; gdy wody śmierdzą, a pola płoną; gdy ryby są zepsute zarówno w aromacie, jak i w smaku; gdy wiele robaków karmi się rozkładem ziemi i mnóstwo jest ropuszych odchodów i zgniłych roślin; gdy owoce i zwierzęta ziemi są niesmaczne, a wina stają się błotniste; gdy wiele ptaków i zwierząt ucieka i nieustannie pojawiają się szalone, rozwścieczone stworzenia; gdy srożą się wietrzna ospa i odra, a w dzieciach i starych ludziach mnożą się robaki”[87].
Ludzka wyobraźnia w zaskakujący sposób powiela podobne wątki i motywy. Oto inny obraz zbliżającej się plagi: „Węże, nietoperze i borsuki oraz inne zwierzęta, które zamieszkują głębokie jamy w ziemi, wychodzą na pola, opuszczając swoje zwykłe siedziby; owoce i rośliny gniją i pełno w nich robaków, wyrastają trujące grzyby, a pola i lasy pokryte są pajęczynami. Bydło choruje lub nawet umiera na pastwiskach, podobnie jak dzikie zwierzęta w lasach. Chleb pokrywa się pleśnią i stęchlizną. Na śniegu ujrzeć można nowo narodzone muchy, robaki i komary, wśród owiec i świń obserwuje się choroby, psy się wściekają, ludzie snują się jak cienie na ścianie, czarne opary unoszą się z ziemi jak mgła, kruki niesłychanie się ożywiają i latają wokół szpitali. Jeśli w pobliżu wody słyszano w nocy dźwięk prania, było to zapowiedzią epidemii wśród kobiet. Ptaki, przeciwnie do swoich zwyczajów, nie spoczywają w nocy, latają wszędzie tu i tam, pojawiają się tak zwane plagowe ptaki, niektórzy utrzymują, że słyszą ducha, ryczącego głosem bydlęcym, żaby siedzą stłoczone razem albo jedna na drugiej, w szpitalach i domach ludzi chorych wieje gwałtowny, porywisty wiatr, wśród ludzi obserwuje się brak pewności siebie, zazdrość, nienawiść i rozpustę. Jeśli wówczas plaga nie nadejdzie, pewne jest, że przyjdzie jakaś inna tajemnicza i trudna do wyleczenia choroba”[88].
W tym odwróconym świecie najważniejsze są sygnały odwołujące się do śmierci i jałowości, oznaczające, że „strumień życia został zatrzymany”, że wyczerpaniu uległa moc. W polskich wierzeniach będą to więc, jak pisze Franciszek Giedroyć, „martwe ryby w wodzie lub ptaki w locie zdychające i spadające na ziemię. W ogóle zaś można zauważyć, że ptastwo albo się oddala od miejsc zamieszkanych (np. wróble), albo zgoła ucieka z pewnej miejscowości, czując jad w powietrzu. Częste poronienia u kobiet źle również wróżą”[89]. Henryk Biegeleisen przytacza pojawiające się także w kontekście zarazy klasyczne zapowiedzi śmierci: „[…] psy, spuszczając pyski ku ziemi, zaczynają wyć, krety ryją ziemię, wznosząc kopce niby mogiłki, sowy huczą nocą przeraźliwie, wiatr kopie wydmy niby groby”[90]. Kolberg natomiast wspomina: „Gdy ma przyjść pomór na ludzi, to na znak tego poczynają naprzód wysychać drzewa w lesie, a mianowicie: małe krzaczki, jeżeli umierać mają dzieci, drzewina średniej wielkości, jeżeli będzie zmierać młodzież i ludzie dorośli, a stare drzewa, gdy usychają, to wymierać będą ludzie wiekowi”[91]. Zarazę zapowiada także „Gwiazda z dużą miotłą w nocy, która mieniła się w oczach w szereg czarnych trumien lub krzyżów”[92], a na wschodzie Polski przed zjawieniem się dżumy ukazuje się widmo podobne do nietoperza i wskazuje skazanych na śmierć. W Niemczech w roku 1680 pomiędzy Eisenbergiem i Dinibergiem w słoneczny dzień widziano zaś trzydzieści pogrzebowych mar, pokrytych czarnym suknem. Wśród nich stał na czarno ubrany mężczyzna z białym krzyżem. „Kiedy to wszystko zniknęło, wielki żar spłynął na to miejsce […]. Ale gdy zaszło słońce, poczuli tak słodki zapach perfum, jakby byli w ogrodzie różanym […]. Po czym epidemia zapanowała w wielu miejscach w Turyngii”[93].
Życie zanika w całej przyrodzie, umierają zwierzęta, rośliny, ludzie; „ziemia jęczy przed nieszczęściami”, „ziemia drży z przerażenia”[94]. Kraina śmierci, podobna do Eliotowskiej Ziemi jałowej, obejmuje wszystko. Dzieje się tak zapewne na mocy opisanej przez Mirceę Eliadego „solidarności kosmobiologicznej”, łączącej ziemię ze wszystkimi zrodzonymi z niej formami w kręgu mitycznego i symbolicznego doświadczenia świata. Świat telluryczny ze światem roślinnym, zwierzęcym i ludzkim łączy życie i ono właśnie jest podstawą ich solidarności. Gdy jedna z form istnienia skalana zostanie zbrodnią przeciwko życiu, wówczas skalane zostają jednocześnie wszystkie inne. Albowiem „[…] rozlana krew »zatruwa« ziemię. A nieszczęście objawia się tym, że pola, zwierzęta i ludzie są jednakowo dotknięci bezpłodnością”[95]. W 1478 roku cała łacińska Europa zaatakowana została przez szarańczę, która zniszczyła wszystko: ogrody, łąki i pola, po czym przyszła wielka epidemia dżumy.
Zaraza, choćby dotykała tylko ludzi, burzy jednak w istocie cały kosmiczny ład świata, nicuje go i wprowadza porządek opaczny w stosunku do porządku zwykłego, codziennego. Ten porządek nie oznacza wyłącznie jałowości, ale także specyficzne przejawy i formy istnienia: życie – nie-życie i porody, które wcale porodów nie przypominają. Czas plagi zapowiada na przykład „niezwykła obfitość żab, szczurów, komarów, motyli i much, które się z gniłości, a nie z nasienia rodzą [podkr. MS]”[96]. Panują „biegunki, czerwonki, wrzody i »plaury« trapią ludność, kobiety często ronią bez oczywistej przyczyny”[97]. Pojawia się „mnóstwo much, komarów, motyli, pająków, koników i innego robactwa […] oraz mnogość grzybów”[98]. Te narodziny w żadnym wypadku nie służą normalnemu życiu, nie są też przejawem zwyczajnej płodności. Wszelka wegetacja jest wynaturzona i daremna. Znikają gdzieś z krajobrazu zwykłe, swojskie zwierzęta; wyobraźnię zaludniają teraz stworzenia dziwne i pokraczne. Masowo rodzą się „niezwykłe owady, dziwaczne robaki, wielkobrzuche ropuchy, nieznane żaby z ogonami, które zadziwiały ówczesnych uczonych medyków, wielkie ilości wszelkiego rodzaju żuków, czarne winniczne ćmy, olbrzymie pająki, komary o niesamowitym kształcie i kolorze”[99]. Również edykty władz zdradzają gdzieniegdzie, w jakie stworzenia obfituje ten niezwykły czas. Biskup Berna na przykład skazał na banicję larwy gąsienic, szarańczę, szczury, myszy i chrząszcze, które uważano za zwiastuny plagi w 1478 roku.
Opisy krainy dotkniętej zarazą utrzymane są w aurze mgieł, dżdżu, wilgoci. Także literatura piękna zna wiele morowych, spowitych mgłami krajobrazów. Nie przypadkiem Edgar Allan Poe w taki właśnie sposób opisuje zadżumioną część Londynu: „Chłód i mgła trwały w powietrzu. […] Najsmrodliwsze i najśmiertelniejsze wyziewy panoszyły się wszędy – i dzięki owej bladej jaśni, która nawet o północy wysnuwa się zawsze z atmosfery oparnej i dżumnej, można było rozpoznać poległe w alejach i zaułkach lub gnijące w domostwach bez okien – ścierwo opryszków nocnych, których dłoń dżumy znieruchomiła w chwili spełniania ich czynności”[100]. A Tomasz Mann, którego bohater zabłąkał się do dotkniętej cholerą Wenecji, pisze: „To była Wenecja, przymilna i podejrzana piękność, to miasto pół bajka, pół łapka na cudzoziemców, w którego zgniłym powietrzu hulaszczo