Testamenty. Маргарет ЭтвудЧитать онлайн книгу.
tysiąc lat w Twoich oczach jest jak wczorajszy dzień, który minął, niby straż nocna. Porywasz ich: stają się jak sen poranny, jak trawa, co rośnie: rankiem kwitnie i jest zielona, wieczorem więdnie i usycha[2].
Usycha, usycha. To brzmiało jak seplenienie, jakby Bóg nie potrafił wyraźnie mówić. Wiele z nas, recytując ów psalm, utykało na tym słowie.
Na pogrzeb mamy dostałam czarną sukienkę. Przybyło kilku Komendantów z Żonami oraz nasze Marty. W zamkniętej trumnie spoczywały doczesne szczątki mojej matki; mój ojciec wygłosił krótką mowę o tym, jaką dobrą była Żoną, jak zawsze myślała głównie o innych, prawdziwy przykład dla kobiet Gileadu; następnie zmówił modlitwę, dziękując Bogu, że oszczędził jej bólu, i wszyscy powiedzieli „amen”. W Gileadzie nie robiło się wielkiego halo z powodu pogrzebów kobiet, nawet wysoko postawionych.
Ważne osobistości przyszły do nas z cmentarza na stypę. Z tej okazji Zilla zrobiła ptysie serowe, jedną ze swoich specjalności, i pozwoliła mi pomóc w ich przygotowaniu. Przynajmniej była w tym pewna pociecha: mogłam założyć fartuch, utrzeć ser, wycisnąć ciasto przez tubę na papier do pieczenia, a później patrzeć przez szybkę piekarnika, jak ptysie rosną. Upiekłyśmy je w ostatniej chwili, już po przyjściu gości.
Potem zdjęłam fartuch, włożyłam czarną sukienkę i zgodnie z zaleceniem ojca udałam się na stypę, gdzie, również zgodnie z jego zaleceniem, nie odezwałam się słowem. Większość gości mnie ignorowała, z wyjątkiem jednej z Żon imieniem Paula. Była wdową, przy tym dość sławną, ponieważ jej męża, Komendanta Saundersa, zabiła w jego gabinecie ich Podręczna, używając rożna. O tym skandalu wiele szeptano w szkole przed rokiem. Co Podręczna robiła w gabinecie? Jak się tam dostała?
Według wersji Pauli dziewczyna była niespełna rozumu. W nocy poszła na dół, wykradła z kuchni rożen, a gdy biedny Komendant otworzył drzwi gabinetu, zaskoczyła go i zabiła człowieka, który zawsze odnosił się z szacunkiem do niej i do jej pozycji. Podręczna uciekła, ale została schwytana, powieszona i wystawiona na pokaz na Murze.
Inaczej przedstawiała się wersja Shunemit, zasłyszana od jej Marty, której z kolei przekazała to najważniejsza Marta Saundersów. Podręczna musiała w pewien sposób skusić Komendanta Saundersa, tak że kazał jej przychodzić na dół pod osłoną nocy, kiedy wszyscy mieli już spać. Zakradała się do gabinetu, gdzie czekał na nią Komendant, a jego oczy rozjaśniały się jak reflektory. Któż wie, do jakich lubieżnych czynów zmuszał Podręczną? Czynów tak wynaturzonych, że doprowadziły ją do obłędu, zresztą na pewno niewiele było trzeba, bo Podręczne z reguły żyły na skraju szaleństwa, jednak tym razem musiało to być coś naprawdę okropnego. Wprost nie do pomyślenia, mówiły Marty, które właściwie w ogóle niewiele myślały.
Kiedy mąż nie zjawił się na śniadaniu, Paula zaczęła go szukać i znalazła leżącego na podłodze bez spodni. Włożyła mu je, zanim wezwała Aniołów. Do pomocy zawołała jedną z Mart: umarli albo leją się przez ręce, albo są sztywni, a Komendant Saunders był rosłym, nieforemnym mężczyzną. Shunemit powiedziała, że Marta mówiła, że Paula poplamiła się krwią, ubierając to martwe ciało; musiała mieć nerwy ze stali, ponieważ zrobiła to, co należało, by zachować pozory.
Wersja Pauli bardziej przypadła mi do gustu. Myślałam o tym podczas stypy, kiedy ojciec przedstawiał mnie Pauli. Jedząc ptysia serowego, zmierzyła mnie wzrokiem. Podobnie wyglądała Wera, gdy wsuwała patyk w ciasto, chcąc sprawdzić, czy się upiekło.
Potem uśmiechnęła się i powiedziała:
– Agnes Jemima. Jak uroczo. – Poklepała mnie po głowie, jakbym miała pięć lat, i dodała, że muszę się cieszyć z nowej sukienki.
Miałam ochotę ją ugryźć: czy nowa sukienka miała mi wynagrodzić śmierć matki? Zamiast jednak zdradzać swoje prawdziwe myśli, lepiej było trzymać język za zębami. Nie zawsze mi się to udawało, ale tym razem tak.
– Dziękuję – powiedziałam.
Wyobraziłam sobie, jak Paula klęczy w kałuży krwi i stara się naciągnąć spodnie na nieboszczyka. Jej widok w tak niezręcznym położeniu poprawił mi humor.
Kilka miesięcy po śmierci mojej matki ojciec poślubił wdowę Paulę. Na jej palcu pojawił się magiczny pierścień mamy. Przypuszczam, że ojciec nie chciał go marnować, a po co kupować nowy pierścionek, skoro ma się pod ręką taki piękny i drogi?
Mimo to Marty utyskiwały.
– Twoja matka chciała tobie przekazać ten pierścień – powiedziała Rosa.
Ale, rzecz jasna, nic nie mogły poradzić. Chociaż kipiałam z wściekłości, również byłam bezradna. Dąsałam się, chodziłam markotna, lecz na ojcu i Pauli nie robiło to wrażenia. Wpadli na pomysł, żeby mnie „rozczmuchać”, jak to określali. W praktyce sprowadzało się to do ignorowania moich humorów, żeby do mnie dotarło, że nie wywrę na nich wpływu swoim upartym milczeniem. W mojej obecności dyskutowali o tej metodzie pedagogicznej, mówiąc o mnie w trzeciej osobie. „Widzę, że Agnes ma swoje humory”. „Tak, to jak pogoda, wkrótce minie”. „Takie już są młode dziewczyny”.
.
14
Niedługo po ślubie mojego ojca z Paulą w szkole wydarzyło się coś bardzo niepokojącego. Opowiadam o tym nie dlatego, że chcę epatować potwornościami, ale dlatego, że zrobiło to na mnie silne wrażenie. Dzięki temu łatwiej może będzie mi wyjaśnić, dlaczego niektóre z nas, znajdujące się w tamtym czasie i miejscu, postępowały tak, a nie inaczej.
Do zdarzenia doszło na lekcji religii, której, jak wspominałam, uczyła nas Ciotka Widala. Odpowiadała zresztą nie tylko za naszą szkołę, ale też za kilka innych – znanych jako Szkoły Widali – chociaż jej zdjęcie wiszące z tyłu klasy było mniejsze niż zdjęcie Ciotki Lidii. W sumie ścianę zdobiło pięć fotografii: na szczycie królowała Mała Nicole, ponieważ codziennie musiałyśmy się modlić o jej bezpieczny powrót. Dalej Ciotka Elizabeth, Ciotka Helena, Ciotka Lidia oraz Ciotka Widala. Mała Nicole i Ciotka Lidia miały złote ramki, podczas gdy reszta zaledwie srebrne.
Oczywiście wiedziałyśmy, kim były te cztery kobiety: Założycielkami. Choć nie orientowałyśmy się, co takiego założyły, nie śmiałyśmy pytać, by nie urazić Ciotki Widali podkreślaniem jej mniejszego zdjęcia. Shunemit mówiła, że oczy Ciotki Lidii z portretu mogą podążać za tobą po całej klasie i że ona słyszy, co mówisz, ale Shunemit zawsze przesadzała i zmyślała.
Ciotka Widala usiadła na dużym biurku, ponieważ lubiła mieć na nas oko. Kazała nam przybliżyć ławki i zsunąć je razem. Potem oznajmiła, że jesteśmy już dość duże, by usłyszeć jedną z najważniejszych opowieści z Biblii – tak ważną, albowiem jest to przekaz od Boga skierowany zwłaszcza do dziewcząt i kobiet, więc powinnyśmy słuchać z uwagą. Opowieść o konkubinie pociętej na dwanaście kawałków.
Siedząca obok mnie Shunemit szepnęła:
– Już to znam.
Siedząca z drugiej strony Becka położyła pod ławką rękę na mojej dłoni.
– Cicho, Shunemit – rzuciła Ciotka Widala, po czym wydmuchała nos i opowiedziała nam następującą historię:
Konkubina pewnego mężczyzny – swego rodzaju Podręczna – uciekła od właściciela z powrotem do domu ojca. Tym samym okazała wielkie nieposłuszeństwo. Właściciel udał się, aby ją odebrać, a jako człowiek dobry i wybaczający prosił tylko, żeby mu ją wydano. Ojciec kobiety, który znał prawo, wyraził zgodę – zawiedziony nieposłuszeństwem córki – po czym obaj zasiedli do biesiady, aby uczcić porozumienie. Dlatego też człowiek ten i jego konkubina późno wyruszyli w drogę powrotną. Kiedy zapadł zmrok, schronili się w mieście, gdzie ów wędrowiec nikogo nie znał. Pewien gościnny mieszkaniec zaoferował, że mogą