Эротические рассказы

Perwersyjna miłość. Kuszący duet. Tom 2. Laurelin PaigeЧитать онлайн книгу.

Perwersyjna miłość. Kuszący duet. Tom 2 - Laurelin Paige


Скачать книгу
Od kilku minut patrzysz na scenę niewidzącym wzrokiem. A w tej chwili nic się na niej nie dzieje. Zgaduję, że rozmyślasz o Donovanie. Martwi cię ta świeższa sprawa? Czy te nieco starsze? – Zanim odpowiedziałam, zdążyła wyjaśnić: – Te starsze problemy już i tak są trudne, ale po prostu jestem ciekawa.

      Jęknęłam i odrzuciłam głowę w tył na siedzenie. Zabolało mnie bardziej, niż się tego spodziewałam. Znowu jęknęłam.

      – Jestem aż tak przewidywalna? Czy cały dzień tak przynudzałam?

      – Nie – odpowiedziała ze śmiechem. – Było świetnie. A teraz gadaj.

      Złapałam za kosmyk włosów i zaczęłam go okręcać na palcu.

      – Chodzi o przeszłość. I o te świeże sprawy też. – Nie opowiedziałam jej, co wczoraj zaszło między mną a Donovanem, i nawet nie planowałam jej tego mówić. A przynajmniej nie w całości. – Dowiedziałam się, że Sun, ta kobieta z Gaston’s, była z nim we Francji.

      – Ale chyba nie z nim, tak dosłownie, prawda? Pewnie tylko razem pracowali. – Była tego taka pewna. Zazdrościłam jej tej pewności.

      Przyjrzałam się jej, zastanawiając się, czy na studiach nabyła jakichś magicznych zdolności, o których nie miałam pojęcia.

      – Skąd o tym wiesz?

      – Mówiłam ci. On do ciebie wrócił, Bri. Dla ciebie wybiegł z tamtej restauracji. I spojrzał na ciebie tak, jakby miał popaść w depresję, gdybyś go nie wysłuchała.

      Och, racja. Moja siostra nie miała żadnych magicznych zdolności. Ona po prostu była romantyczką.

      Zamknęłam oczy, żebym nimi nie przewróciła. Nie chodziło o to, że nie wierzyłam w jej słowa. Po prostu nie mogłam robić założeń odnośnie do naszego związku na podstawie tego, jak Donovan „na mnie patrzył”.

      Żadne fizyczne czynniki nie mogły mieć wpływu na moje zdanie. I właśnie to był mój aktualny problem.

      Otworzyłam oczy.

      – Okej, tak. Powiedział, że Sun pojechała tam z nim służbowo – przyznałam. – A potem… – Zawahałam się, próbując wymyślić, jak rozegrać tę sytuację, jednocześnie nie mówiąc jej całej prawdy. Że gdy Donovan przyklęknął przede mną, doprowadził mnie do obłędnego orgazmu językiem. – Pozwoliłam… mu się… pocałować.

      Tak. Można tak to ująć.

      Audrey przekrzywiła głowę.

      – Pozwoliłaś mu się pocałować? A dlaczego uważasz to za problem?

      – Bo to był naprawdę poważny pocałunek. – Patrzyłam na nią, żeby sprawdzić, czy zrozumiała. – Na tyle poważny, że mógłby pomyśleć, że między nami znowu wszystko jest w porządku.

      – Ach. Rozumiem. – Jej twarz zaczerwieniła się bez powodu. – Czyli to był jeden z tych pocałunków.

      Nie miałam pojęcia, o jakich pocałunkach myślała albo jakich pocałunków doświadczyła w życiu, że tak się speszyła, ale miałam przeczucie, że chyba rozumiała, o czym mówiłam.

      – Cóż, w takim razie po prostu musisz mu wyjaśnić sytuację – oznajmiła. – Naprostować go. – To było coś, czego ona nigdy by nie zrobiła, gdyby znalazła się na moim miejscu, ale ja bym to zrobiła i obie o tym wiedziałyśmy.

      – Naprostować go – powtórzyłam, gdy światła przygasły tuż przed drugim aktem przedstawienia. – Tak. Właśnie to zamierzam zrobić.

      I chyba już wiedziałam, co będę musiała zrobić. Ale w tym celu będę musiała skontaktować się z Donovanem.

      Znowu.

      Tak jak ostatniej nocy poczekałam, aż Audrey pójdzie do pokoju gościnnego. Mając na sobie tylko T-shirt i majtki oraz trzymając w dłoni szklankę ze szkocką, zwinęłam się pod kołdrą i wzięłam swój telefon.

      Po przedstawieniu w Radio City Music Hall wraz z siostrą udałyśmy się na drinka do baru, w którym grano muzykę na pianinie. Teraz było już późno, bo po wpół do trzeciej. Kiedy dzwoniłam do Donovana wcześniej, po znalezieniu teczki, u niego było rano. Teraz jednak było za późno, by dzwonić.

      Ale mogłam napisać esemesa.

      Czy możesz zadzwonić do mnie w wolnej chwili? Musimy porozmawiać.

      Wstyd się przyznać, ale napisanie tych dziesięciu słów zajęło mi bardzo dużo czasu. Nacisnęłam „wyślij”, położyłam telefon na kolanach, oparłam się o wezgłowie łóżka i upiłam łyk drinka. Miałam nadzieję, że to go skłoni do wykonania telefonu. Jeśli nie jutro, czyli w Święto Dziękczynienia, to chociaż pojutrze. Nie chciałam się za bardzo nastawiać. Gdy pisałam do niego ostatnim razem, w ogóle mi nie odpisał.

      I kiedy myślałam o tym, że tym razem też może tego nie zrobić, poczułam ochotę na kolejny łyk whiskey.

      A potem mój telefon zaczął wibrować.

      Odpowiedziałam szybko, zanim dźwięk zdołałby obudzić Audrey.

      – Tęskniłaś za mną – odezwał się Donovan głosem równie aksamitnym, co dwunastoletni macallan, którego piłam.

      Zrobiło mi się ciepło na sercu.

      – Co robisz?

      – A ty co robisz?

      – Chyba powinieneś to wiedzieć, prawda? – zapytałam przekornie.

      – Prawda – odparł z lekkim uśmiechem w głosie. – Piję szkocką i rozmawiam przez telefon. Z moją dziewczyną.

      Nagle zakręciło mi się w głowie i poczułam, że zaraz spadnę z łóżka. Wolną ręką mocno ścisnęłam kołdrę.

      – Nie możesz nazywać mnie swoją dziewczyną.

      – Bo nią nie jesteś? Czy dlatego, że wolisz inne określenie?

      – Bo… – urwałam. On zawsze wytrącał mnie w ten sposób z równowagi. Nie chciałam odpowiadać. W sumie nawet nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć. – Bo chyba w tej chwili nie powinniśmy o tym rozmawiać.

      Milczał przez sekundę. Potem drugą.

      – Dobra – odpowiedział w końcu. – A o czym powinniśmy porozmawiać?

      Odmówiłam w myślach modlitwę, wdzięczna za to, że odzyskałam kontrolę.

      – O wczorajszym dniu. – A potem postanowiłam wyjaśnić, bo nie chciałam znowu się kłócić o Sun Le Chen: – Musimy porozmawiać o tym, co wydarzyło się wczoraj w pokoju biurowym. – Upiłam kolejny łyk drinka, bo tego potrzebowałam.

      – Ach. W pokoju biurowym. – Poruszył się w fotelu, który skrzypnął, jakby był obity skórą. Czy to był wygodny rozkładany fotel? A może taki biurowy? Nie wiedziałam. – Zapewniam cię, że Ted o niczym nie wie. Tak mu się wydaje, ale w rzeczywistości o niczym nie wie.

      – Nie tym się martwię – odparłam, chociaż to nie do końca była prawda.

      – A czym się martwisz, Sabrino? – Nie brzmiał na zaciekawionego, tylko rozdrażnionego. Jakby już znał odpowiedź na to pytanie, ale musiał przejść przez cały proces pytania, zanim będzie mógł rzucić ripostę.

      Nie podobało mi się to uczucie, jakby był o dwa kroki przede mną.

      Ale teraz nie mogłam się wycofać.

      Odetchnęłam głęboko.

      –


Скачать книгу
Яндекс.Метрика