Nie wiesz wszystkiego. Marcel MossЧитать онлайн книгу.
pyta spanikowana.
– Jeżeli chcesz, porozmawiaj z moim mężem. Przyjedzie tu za godzinę. Możesz poczekać na niego w pokoju nauczycielskim.
– Muszę porozmawiać z Otylią – mówi jak w transie. Zupełnie nie dopuszcza do siebie wiadomości, że jej przyjaciółka nie żyje.
Rozlega się dzwonek. Za chwilę koledzy i koleżanki z klasy Marty wejdą do sali. Muszę ją stąd jak najszybciej wyprowadzić. Nie chcę, by czuła na sobie dwadzieścia sześć spojrzeń zmieszanych uczniów. Jest już jednak za późno. Ktoś otwiera drzwi i sala momentalnie się zapełnia. Marta w pośpiechu ociera łzy z twarzy, a ja próbuję ją zasłonić. Miny uczniów świadczą o tym, że tragiczne wieści dotarły już do wszystkich. Mimo to będę im to musiała oficjalnie ogłosić.
– Chcesz wyjść? – pytam Martę, ale nie odpowiada. Zatapia wzrok w telefonie i chyba pisze wiadomość do Otylii. – Dobrze. Usiądź zatem na swoim miejscu.
Zapada kompletna cisza. Jeszcze nigdy w swojej karierze nie doświadczyłam czegoś podobnego. Część osób wpatruje się we mnie i czeka, aż zabiorę głos. Inni siedzą ze spuszczonymi głowami i grzebią w telefonach. Trzecia grupa nie spuszcza wzroku z siedzącej w pierwszym rzędzie Marty. Patrząc na ich miny, domyślam się, że tylko czekają, aż Najdowska na oczach wszystkich wybuchnie płaczem. Młodzi potrafią być tacy okrutni…
– Zapewne słyszeliście już o wydarzeniach ostatniej nocy – zaczynam. – Na pewno dla wielu z was jest to bolesne przeżycie. Chciałabym wam tylko przypomnieć, że w każdej chwili możecie skorzystać z pomocy szkolnego psychologa.
– Niech to pani powie Marcie – odzywa się siedzący z tyłu Kamil Cichoń. Wokół niego rozlega się chichot.
– Spróbujcie choć raz zachować się stosownie do sytuacji – zwracam im uwagę. – Szczególnie teraz szkoła oczekuje, że uczniowie będą się nawzajem wspierali.
– Czy to prawda, że Otylia zabiła Alana? – pyta nagle Daria Siudym, zdolna uczennica, która na początku roku wpadła w złe towarzystwo. Jej oceny bardzo się przez to pogorszyły.
– Skąd masz takie informacje? – pytam zaskoczona.
– Od Sary.
– Której Sary?
– Sary Haman z drugiej C. Dziewczyny Alana – precyzuje. Kojarzę ją tylko z widzenia, bo nie uczę tej klasy.
– A niby skąd ona to wie? – dopytuję.
Daria wzrusza ramionami.
– Nie zdążyłam jej wypytać, bo zadzwonił dzwonek. A teraz nie odpisuje.
– Pewnie rzyga w kiblu po wczorajszej imprezie – mówi Radek Jasiniak. – Podobno było grubo.
Kilka osób głośno się śmieje i muszę ich uciszać.
– Jakiej imprezie? O co chodzi?
– Pani chyba naprawdę nic nie wie… – mówi Daria. – Sara obchodziła wczoraj urodziny. Z tej okazji Nina, koleżanka z klasy, zorganizowała dla niej imprezę w swoim domu.
– Impreza w środku tygodnia? – Marszczę brwi i kręcę głową.
– Dla Niny dzień nie ma znaczenia – stwierdza Radek, ponownie rozbawiając kolegów.
– Nic nie wiem, bo dowiedziałam się o wszystkim z samego rana. Nie miałam nawet czasu porozmawiać z innymi nauczycielami. Zrobię to zaraz po tej lekcji.
– Niech pani najpierw porozmawia z nią – wyrywa się Daria.
– Z kim?
Dziewczyna unosi podbródek i wskazuje siedzącą w milczeniu Martę.
– Ona najlepiej znała tę wariatkę.
– Dość tego! – uciszam ją. – Nie możesz tak o niej mówić.
– Kiedy to prawda. – Daria wzrusza ramionami. – Wszyscy wiedzą, że miała nierówno pod sufitem.
Spoglądam kątem oka na Martę. Widzę, że jest na granicy wytrzymałości.
– Wyjdź – mówię do Darii – i przemyśl na korytarzu swoje zachowanie.
Dziewczyna ochoczo podnosi się z krzesła i idzie w kierunku drzwi.
– Telefon – mówię, kiedy sięga do klamki.
– Słucham? – Siudym obraca się na pięcie.
– Daj mi swój telefon. Masz pomyśleć o swoim zachowaniu, a nie przeglądać Instagram.
Dziewczyna powoli idzie w moją stronę z wyciągniętą ręką.
– Nie może pani.
– Czyżby? – Zabieram jej smartfon i chowam go do szuflady. – W takim razie idź na skargę do dyrektora.
Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni byłam wobec uczniów tak stanowcza. Muszę jednak chronić Martę. Widzę, że ledwo daje sobie radę. Powinnam czym prędzej zaprowadzić ją do Olka. Albo nie. Lepiej niech od razu jedzie do domu.
Przez resztę zajęć próbuję prowadzić normalnie lekcję. Nie mogę się jednak skupić na temacie i co chwilę gubię wątek. Widzę zresztą, że i tak nikt mnie nie słucha. Uczniowie szepczą między sobą i patrzą w smartfony. Upominam ich kilka razy, ale w pewnym momencie odpuszczam. Ten dzień dopiero się zaczął, a ja już chcę, by dobiegł końca…
Oddycham z ulgą, słysząc dzwonek na przerwę. Uczniowie wybiegają z sali, a ja zostaję z Martą. Dziewczyna szlocha, a potem pyta, czy mogłaby zadzwonić po mamę.
– Chcę iść do domu.
– Oczywiście. Zadzwoń, a ja poczekam z tobą.
Mam teraz godzinne okienko, które zamierzam wykorzystać na zorientowanie się w temacie. Muszę się dowiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się zeszłej nocy.
Dwadzieścia minut później jak zwykle wystrojona i starannie umalowana pani Najdowska odbiera zapłakaną córkę ze szkoły.
– Zaczekaj na mnie w samochodzie. – Wręcza Marcie kluczyki. Gdy dziewczyna się oddala, kobieta zwraca się do mnie: – Czy to prawda, pani Julio? Doszły mnie słuchy, że Otylia i jeszcze jakiś chłopiec popełnili samobójstwo…
– Nie znam jeszcze okoliczności tragedii, ale wiem, że nie żyją – potwierdzam.
– To straszne. – Pani Lilia zakrywa usta dłonią. – Wiem, że Marta lubiła się z tą dziewczyną. Kilka razu przyprowadziła ją do domu. Nie przypadła mi do gustu. Te tatuaże, bransoletki z kolcami, czarny strój i makijaż… Sama nie wiem, może zbyt pochopnie ją oceniłam?
– Nie uczyłam Otylii, ale słyszałam, że wbrew pozorom była bardzo dobrą uczennicą.
– A ten chłopak?
– Alan. Uczeń trzeciej klasy. Przez jakiś czas przychodził na kółko poetyckie. Bardzo wrażliwy chłopiec, choć szybko wpadł w złe towarzystwo. Ogromna strata. Zawsze wierzyłam w to, że zajdzie daleko, jeśli tylko przestanie zadawać się z mniej ambitnymi rówieśnikami.
– Myśli pani, że naprawdę odebrali sobie życie? – dopytuje Najdowska. – Bo widzi pani, martwię się o Martę. Ta Otylia miała na nią duży wpływ. Moja córka i tak ma słabą psychikę. Boję się, że jeszcze wpadnie jej do głowy jakieś głupstwo…
– Niech zostanie w domu na kilka dni i ochłonie. Kiedy wróci, postaram się z nią porozmawiać.
– Tak zrobię. Dziękuję.
W pokoju nauczycielskim jest kilka osób, w tym Artur Zawada, nauczyciel matematyki i wychowawca Otylii.
–