Zbawiciel. Leszek HermanЧитать онлайн книгу.
zbyt wstrząśnięta tym barbarzyństwem, tym świętokradztwem. Niech to sobie brzmi, jak brzmi. Wiadomo, że Paulina by ją wyśmiała, ale przerywanie koncertu w katedrze, niszczenie podniosłego nastroju płynącego z piękna muzyki i przebywania w tym ogromnym wnętrzu pełnym pokory i duchowości, to było dla niej świętokradztwo.
Przewinęła kolejną stronę z kilkuset linków na temat ekoterroryzmu, organizacji ekologicznych i takich tam i otworzyła następną. I nagle wpadł jej w oko pewien tytuł.
Zamarła. Niemożliwe.
Otworzyła link i zaczęła, coraz bardziej podekscytowana, czytać artykuł sprzed kilkunastu miesięcy. A potem otworzyła następny na ten sam temat i jeszcze parę wzmianek. Gdy skończyła, była tak podniecona, że w ogóle nie mogła skupić się na pracy.
Ale to jest przecież prawdziwa bomba! I to ona pierwsza ją odkryła.
Stwierdziła, że musi się przejść i kupić sobie coś słodkiego.
– Idę po pączka – rzuciła do siedzącej najbliżej koleżanki i ruszyła w kierunku wyjścia.
Zwolniła przy biurkach Pauliny i Piotra.
Oczywiście powygaszali monitory i raczej się nie dowie, co ich tak zainteresowało. Miała nadzieję, że nie odkryli tego samego co ona. Ale jakby nawet, to ona pisze na ten temat, Paulina ma się od tego trzymać z daleka. Naczelna tym razem powiedziała jej to chyba bardzo wyraźnie.
Zatrzymała się na moment nad stołem Piotra. Przed monitorem miał rozrzucone w nieładzie kilka kartek z notatnika, na których plątały się jakieś jego różne bazgroły. Zmarszczyła brwi i przechyliła głowę.
Młodzieżowy Strajk Klimatyczny? No proszę, jakie ciekawe skojarzenie.
Uśmiechnęła się do siebie i raźnym krokiem wyszła z redakcji.
Piotr pchnął drzwi do głównej sali redakcji i przepuścił przodem Paulinę.
– Idź pogadaj z Przeworską, ja skoczę do Macieja, żeby ten film obrobił na nasz portal.
Paulina wciąż jeszcze zdyszana po ekspresowym powrocie do redakcji, weszła do środka i ruszyła w kierunku aneksu naczelnej. Na myśl o kolejnym starciu z tą kobietą zrobiło jej się niedobrze.
Aneks był jednak pusty. Paulina zajrzała przez oszklone drzwi, a następnie rozejrzała się po sali. Nigdzie nie było widać szefowej.
– Gdzie jest Przeworska? – zwróciła się do siedzącej najbliżej koleżanki.
– Wyszła jakieś piętnaście minut temu.
– A Ulka?
– Też wyszła. Po pączka.
– A Marcin jest?
Dziewczyna spojrzała w kierunku kuchni.
Paulina nie czekała, aż zastępca naczelnego wyjdzie z kuchni. Zastała go przy ekspresie do kawy.
– Co jest? – spytał, widząc jej nerwowe spojrzenie. – Stało się coś?
– Mamy z Piotrusiem niezły materiał, ale Przeworska gdzieś wyszła.
Marcin pokręcił głową.
– Ja nie jestem od tych spraw, musisz poczekać, aż wróci.
– Będzie za późno. – Paulina podeszła do kolegi i oparła się o szafkę. – Mamy film z zawalenia się rusztowań na budowie niedaleko. Jak nie pójdzie teraz, to za pięć minut wszyscy nas wyprzedzą.
– Co ty? – Marcin spojrzał na Paulinę zdezorientowany. – Zawaliło się rusztowanie? Gdzie? Ktoś zginął?
– Nie wiem. Przyjechały karetki, więc pewnie są ofiary. Ale nie o to chodzi.
– E tam, zwykły wypadek – zbył ją Marcin, zabrał kawę i ruszył do wyjścia. – To może poczekać, serio.
– Marcin! – Paulina pobiegła za nim. – Mamy podejrzenie, że to ma coś wspólnego z wybuchem w katedrze.
Marcin, który miał właśnie zamiar zamknąć jej drzwi przed nosem, zatrzymał się i cofnął do środka.
– Znaleźliśmy na tych zawalonych rusztowaniach takie same płatki kwiatów, jakie były w katedrze. Poza tym na zdjęciach internautów widać je w czasie, gdy lecą rusztowania.
– Jesteś pewna? – Marcin postawił kubek na stole.
– Nawet zabraliśmy garść tego.
– A jeśli rosły tam po prostu jakieś krzaki, a wy robicie aferę? Może katastrofa je zdmuchnęła.
– Tam nie ma żadnych kwiatów ani krzaków z kwiatami. To przecież port.
Paulina zobaczyła przez oszklone drzwi Piotrusia, który wpadł do głównej sali i rozglądał się dookoła. Pomachała w jego kierunku. Dostrzegł ją i wbiegł do wnętrza aneksu Marcina.
– Masz już? – spytała go.
– Maciej właśnie go obrabia. Za pięć minut ma skończyć i możemy wrzucać.
– To jak? – Paulina spojrzała na szefa.
– Pokażcie ten film – polecił Marcin.
Po chwili oparty dwiema rękami o stół wpatrywał się w ekran laptopa Piotra.
– Z tym waszym pieprzeniem mamy to puszczać? – spytał w końcu poirytowany.
– Maciej to właśnie usuwa – zapewnił go Piotr.
– Dobra! Julia mi łeb urwie, ale puszczajcie to. Wrzuć komentarz, że tylko podejrzewamy. – Spojrzał na Paulinę znacząco. – Tylko podejrzewamy, powtarzam, że to może mieć coś wspólnego z prowokacją w katedrze.
Paulina skinęła głową i po chwili oboje z Piotrem wypadli z aneksu naczelnego.
Rozdział 12
sobota 3 sierpnia
późnym wieczorem…
Maleńki ogródek przy restauracji, ogrodzony drewnianym płotkiem i opleciony roślinnością, oświetlony był przez wiszącą nad wejściem latarenkę oraz palące się na stoliku świece. Na rynku panował harmider, z ogródków letnich dochodziły śmiechy i głośne rozmowy. Sierpniowy gorący wieczór dostarczał wszystkim lokalsom i turystom, którzy zapędzili się na tak zwane Stare Miasto, rozkosznej radości nicnierobienia i pozwalał cieszyć się spokojem upływającego wieczoru. Zwłaszcza że to sobota i nie trzeba się było przejmować jutrzejszym kacem. A przynajmniej bez zbytniej przesady.
– Boże! Jak mi tego było trzeba. – Paulina przymknęła oczy i podniosła do ust pękaty kieliszek czerwonego wina.
W drzwiach lokalu pojawił się kelner z tacą pełną dymiących smakowicie pyszności.
– Ale jestem głodny. – Igor cmokną z zadowoleniem, gdy chłopak skończył rozstawiać przed nimi talerze i poszedł do kuchni.
Gdy jedzenie zniknęło już z talerzy, a kieliszki ponownie napełniły się czerwonym winem, Paulina sięgnęła do torebki i wydobyła tablet. Położyła go na stoliku przed sobą i otworzyła przeglądarkę.
– Chyba żartujesz? – Igor spojrzał na nią wzrokiem zranionej łani. – Teraz? Internet?
– Oj nie, chcę ci tylko coś pokazać – powiedziała Paulina niecierpliwie i przeleciała palcem wzdłuż listy maili w swojej poczcie.
– Zobacz, co dostałam. Co o tym sądzisz? – Wyciągnęła w jego kierunku tablet.
Igor przeczytał krótki tekst i przez chwilę wpatrywał się w ekran urządzenia.
– Dziwny jakiś ten mail. Taki trochę szczeniacki.
– W pierwszej chwili