Grzeczna dziewczynka. Anna SakowiczЧитать онлайн книгу.
– zaśmiała się Jadzia. – Partia z najwyższej półki.
– Dziękuję za ostrzeżenie. Już wiem, dlaczego pudło pampersów zamówiła z dostawą do domu.
Jadwiga parsknęła śmiechem. Nie mogła uwierzyć, że seniorka tak szybko wcielała swój plan w życie. Zastanawiała się, co można kupić w aptece, aby było duże i nieporęczne do niesienia. Wymyśliła pampersy! Musiała ich zamówić sporo, jeżeli aptekarz ma się do niej pofatygować.
– Jadziu, muszę kończyć, bo ktoś próbuje się do mnie dodzwonić – wtrąciła nagle i spojrzała na wyświetlacz. Tata! A od niego należało odbierać zawsze!
– Córcia, mam problem – powiedział od razu do słuchawki. – Jutro muszę iść do dentysty, bo mam spuchnięte dziąsło. Teraz mi się tak zrobiło i boli jak cholera.
– Nie ma sprawy – odparła bez wahania. – Przywieź mi jutro mamę, a ty spokojnie idź do lekarza.
Kiedy Miranda skończyła wreszcie rozmawiać przez telefon, usiadła wygodnie na fotelu przy biurku i oparła głowę o zagłówek. Spojrzała w okno. Była zmęczona. Nie miała siły na babkę. Wystarczyło jej, że pomagała tacie przy mamie.
Poruszyła myszką i na pulpicie pojawiły się ikony. Włączyła internet i natychmiast pojawiły się jej ostatnie wyszukiwania. Uśmiechnęła się pod nosem, bo policję mogłoby to zainteresować. „Jak popełnić zbrodnię?”, „Jak kogoś zabić?”, „Trujące rośliny”, odczytała, jednak zaraz zaczęła przeglądać portal społecznościowy. Odpowiadała na komentarze czytelników, a potem zaczęła przewijać strony swoich znajomych.
– O! – szepnęła nagle, gdy zobaczyła wydarzenie w Gdańsku. – Lucjan Kulesza – odczytała, a serce przyspieszyło. Znała doskonale tego pisarza. Przyjaźnili się wiele lat temu, kiedy Lucek pracował jako dziennikarz, a ona zaczynała karierę pisarską. Uśmiechnęła się do monitora. Kochała się w nim jak wariatka. Westchnęła i od razu odnalazła jego profil na Facebooku. Miała go w znajomych, ale przy prawie pięciu tysiącach ludzi nie pokazywały się jego aktualności. Zresztą, kiedy zajrzała do niego, zauważyła, że nie był zbyt aktywny. Za to życiem tętniła jego strona autorska. Z podziwem spojrzała na liczbę polubień.
Lucjan z pewnością był popularnym pisarzem. Pisał poczytne thrillery. A kiedy na podstawie dwóch jego powieści powstały filmy, jego kariera ruszyła z kopyta, tak że Miranda została za nim daleko w tyle. Jej platoniczna miłość skurczyła się więc do rozmiarów groszku. Nie rozmawiali ze sobą chyba ze trzy lata. Starała się odszukać w pamięci ich ostatnie spotkanie. Przecież nawet na targach książki się nie widywali. Mijali się, przez to może zapomnieli o sobie. A przecież dawniej potajemnie marzyła o nim, pomyślała i poczuła przyjemne ciepło w podbrzuszu.
Rany, westchnęła, kochałam się w nim jak szalona nastolatka.
Miranda sprawdziła w kalendarzu, czy ma wolny termin pojutrze. Postanowiła pojechać na spotkanie autorskie z Kuleszą. Ciekawa była, co powie na jej widok. Zamierzała też kupić jego książkę, bo dawno go nie czytała, jakby celowo starała się go wyprzeć z pamięci.
Gdy rozmyślała o dawnym przyjacielu, rozległ się głos dzwonka przy furtce. Kobieta szybko ruszyła do wideodomofonu, by spojrzeć na monitor. Uśmiechnęła się pod nosem i od razu zawołała babkę. Zdziwiła się nawet, że ta nie dobiegła do drzwi jako pierwsza.
Po chwili w progu pojawił się mężczyzna z ogromnym pudłem pampersów. Pakunek z pewnością nie był zbyt ciężki, ale nieporęczny.
– Proszę go tu postawić – powiedziała Miranda i zaprosiła aptekarza do kuchni. Pierwszy raz spojrzała na niego inaczej niż zwykle. Musiała przyznać, że babka wyróżniała się nie najgorszym gustem. Aptekarz miał mały kucyk, to dodawało mu odrobiny artystycznej nuty. Szkoda tylko, że nie był wyższy i młodszy, pomyślała. Ale zganiła się za to w myślach, bo kompletnie nie znała tego człowieka, nie chciała oceniać po pozorach.
– O, dzień dobry, panu! – zawołała babka i od razu podała mężczyźnie dłoń na powitanie. Ten uścisnął ją serdecznie i również wyraził zadowolenie, że mógł ją zobaczyć. – Mirka, zrób panu herbatę albo kawę! – rzuciła w stronę wnuczki, zapominając, że kobieta od lat była pełnoletnia i wiedziała, jak należy się w takich sytuacjach zachować.
Miranda jeszcze raz spojrzała na aptekarza. Zazwyczaj jego ubranie przykrywał biały fartuch, a teraz miał na sobie ciekawą koszulkę. Wydawała się trójwymiarowa. W pierwszej chwili nie zauważyła, ale korona drzewa na niej składała się ze znaków yin-yang w dwóch odcieniach zieleni.
– Nie chcę przeszkadzać – powiedział, ale mimo wszystko zajął miejsce przy stole nakrytym ceratą. Babcia przetarła fragment blatu przed nim, choć po obiedzie wyczyściła wszystko bardzo starannie.
– Nic pan nie przeszkadza – odezwała się. – Wie pan, jak to chłopa w domu brak, to obcego trza fatygować. A wnuczka cały czas zalatana albo ślęczy przed tą swoją maszyną i pisze. Bo ona cały czas pisze i pisze – dodała chyba w celu zaznaczenia, jaką to superpartią jest jej wnuczka. – Chłopa nie ma, to musi pracować… – Nagle jednak zaniemówiła. Miranda rzuciła na nią okiem, a babka stała za aptekarzem i wpatrywała się w jego mysi ogonek. Pisarka o mało nie parsknęła śmiechem, bo mina seniorki świadczyła o tym, że właśnie akcje aptekarza poleciały na łeb na szyję.
– Babciu, usiądź – poprosiła, jednak seniorka ani drgnęła. Potem podeszła do wnuczki i niby szeptem spytała, czy widziała tego farfocla zwisającego mu na karku. Miranda aż się zaczerwieniła, bo nie było szans, by aptekarz tego nie usłyszał.
– I gruby jakiś – dodała seniorka, jakby tego było mało.
Miranda postawiła filiżanki na stół. Dawno nie czuła się tak zażenowana, jak w tej chwili.
– Przepraszam pana – bąknęła. – Babcia nie najlepiej się czuje, czasami nie panuje nad tym, co mówi.
– Spokojnie – odparł. – Moja teściowa była podobna – zaśmiał się, próbując ukryć zakłopotanie.
– To wy sobie siedźcie, a ja idę różaniec mówić. Za pana też się pomodlę, żeby panu ten farfocel odpadł, bo kto to widział chłopa z warkoczykiem jak u małej dziewczynki. Toż we wsi by z pana pośmiewisko mieli.
Aptekarz parsknął gromkim śmiechem i podziękował seniorce za troskę. Miranda znów go przepraszała, a babkę miała ochotę zamordować gołymi rękami.
– A ty tak na mnie nie patrz – odezwała się Zuzanna do niej, kiedy już wychodziła z kuchni. – Wiem, co knujesz. – Pogroziła jej palcem i wyszła.
– Nic z tego nie rozumiem – powiedziała Miranda. – Najmocniej przepraszam za ten cyrk. Babcia jest u mnie od kilku dni, a mam wrażenie, że przez mój dom przechodzi tornado. Nie mam pojęcia, o co jej chodzi.
– Urocza staruszka – odparł mężczyzna i znów się zaśmiał, a Miranda musiała przyznać, że „uroczy” to jest raczej eufemizm, którego użył w stosunku do jej babki.
* * *
Mirandę obudził stukot naczyń wyjmowanych ze zmywarki. Seniorka rządziła w kuchni i czuła się tam jak u siebie w domu. Wkładała talerze do szafek, nie zważając nawet na to, że komuś może przeszkadzać. Dochodziła ósma, więc babka była w swoim żywiole. A te pięć minut w tę czy we w tę nie miało dla niej znaczenia. Umowa z wnuczką tylko trochę robiła na niej wrażenie, choć musiała przyznać, że odkąd przeczytała jej notatki, poczuła się rozczarowana Mirką. Zawsze była grzeczną dziewczynką, a teraz to staropanieństwo rzuciło się jej na głowę, pomyślała.
– Cześć, babciu! – usłyszała nagle za sobą i aż podskoczyła. Po