Эротические рассказы

Grzeczna dziewczynka. Anna SakowiczЧитать онлайн книгу.

Grzeczna dziewczynka - Anna Sakowicz


Скачать книгу
Wypiła duszkiem. Ledwo zdążyła odstawić szklankę, rozległ się dzwonek. Natychmiast poszła otworzyć, a Zuzanna oczywiście ruszyła za nią, bo nie wiedziała, że zięć ma dziś przywieźć jej córkę.

      – Jesteśmy – powiedział Wojciech. Postawił w przedpokoju koszyk żony i cmoknął ją w policzek.

      – Pysiu, zostań z córcią, a ja jadę do lekarza.

      – Pysiu, pysiu, pysiu – powtórzyła Gosia, nie bardzo wiedząc, co się dzieje, ale na słowo „lekarz” trochę się ożywiła, więc Miranda jeszcze raz wszystko jej wytłumaczyła i zabrała mamę do kuchni.

      – Jesteś głodna? Zjemy śniadanie?

      – Jeść, jeść, jeść… Bo ja nic dzisiaj nie jadłam – powiedziała, choć córka doskonale wiedziała, że mama musiała dostać śniadanie, bo przecież nie mogła przyjmować leków na czczo. Mimo wszystko zrobiła kanapki dla siebie i dla Gosi. Postawiła talerzyki na stole i usiadła naprzeciwko. Babka ciągle się krzątała, jakby zwlekała z decyzją o zajęciu miejsca obok córki i wnuczki.

      – Jedz kanapkę – poprosiła Miranda i pokroiła matce chleb na mniejsze kawałki.

      – Jak?

      – O, tak… – pokazała, jak wkłada niewielki kawałek do ust.

      Gosia zrobiła dokładnie to samo. Z trudem przegryzała.

      – Co to, to, to? – powtarzała. Pokazała córce wydłubany z chleba słonecznik. Potem znów wsadziła go do ust. Miała problem, by go pogryźć. A za moment wyjęła sztuczną szczękę i ponownie pokazała córce. Miranda się skrzywiła. Tego w chorowaniu mamy nie lubiła najbardziej. Niby już przywykła do takiego widoku… Ale gdy przypominała sobie swoją mamę z dawnych lat, to nie mogła uwierzyć. Kiedyś Gosia była niezwykle elegancką i zadbaną kobietą. Chodziła w szpilkach, miała nienaganny makijaż. Miranda, wtedy jeszcze jako Mireczka, podziwiała mamę za to, że zawsze była tak ładnie umalowana, nawet jak nie szła do pracy. A teraz nie potrafiła się umyć, wyjmowała sztuczną szczękę, puszczała bąki w miejscach publicznych i klęła jak szewc.

      – Daj, to ci wyczyszczę – powiedziała, wyciągając z szuflady jednorazowe rękawiczki. Poszła do łazienki ze szczęką mamy i wymyła ją pastą i szczoteczką do zębów. Miała w szafce przybory toaletowe dla mamy nie tylko na takie okazje. Czasami myła jej włosy, czesała, smarowała kremami i obcinała paznokcie.

      Kiedy kobieta wróciła do kuchni, zauważyła, jak babka ukradkiem całuje córkę w ramię. Potem szybko odchodzi i robi sobie herbatę. Miranda spojrzała na Zuzannę i Gosię. Widziała w nich starość w najgorszym wydaniu. I wcale nie chciało się jej śpiewać, że „wesołe jest życie staruszka”.

      – Kochasz mnie? – spytała matka i uśmiechnęła się do córki.

      – Jasne, kocham cię bardzo mocno. – Miranda podała mamie sztuczną szczękę. Po chwili śniadanie było kontynuowane. Jednak ni stąd, ni zowąd Gosia zaczęła szlochać. Jej twarz zmieniła się w ciągu jednej sekundy. Mimika stała się dziecięca, a chlipanie powodowało, że serce Mirandy krajało się w plasterki. – Nie płacz, mamuś. – Podeszła do niej i mocno ją przytuliła. Pogłaskała po głowie.

      – Pomożesz mi?

      – Pomogę.

      – Bo… to… to… to… – nie umiała się wysłowić. Dłońmi narysowała coś dużego w powietrzu, ale Miranda tego nie zrozumiała. – Zabijesz mnie?

      – Mamuś…

      – Zabij mnie – powtórzyła tak wyraźnie i głośno, że wszystkie kobiety nagle zamarły. Mirka czuła, jak żołądek zamienił się jej w kamień. Uciskał z siłą na trzewia. Nie mogła wziąć głębszego oddechu. Nie umiała też nic powiedzieć. Bo jakie znaleźć słowa? Nie wiedziała, czy to mówiła mama, czy alzheimer, ale brzmiało dobitnie. Nic nie uległo zniekształceniu. Pytanie odbijało się w niej echem.

      Babka odstawiła kubek z herbatą i podeszła do córki. Przyglądała się jej, jakby zastanawiając się nad tym, co powinna zrobić.

      – Siku, siku, siku… – Gosia zapomniała już o tym, co mówiła przed chwilą. Poderwała się z krzesła. – Gdzie?

      Miranda zaprowadziła mamę do łazienki. Musiała dopilnować, by ta ściągnęła bieliznę. Zdarzyło się już dwukrotnie, że o tym zapomniała, siadając na sedes.

      – Nie idź… Pomożesz mi? – Złapała córkę za ręce.

      – Pomogę – odparła. – Sikaj sobie spokojnie.

      Pogłaskała mamę po głowie i usiadła na niewysokim stołku. Przyglądała się Gosi. Jak bardzo się zmieniła! A przecież jeszcze cztery lata temu po prostu zapomniała zamknąć mieszkanie, nie zakręciła kranu, nie mogła sobie przypomnieć przepisu na sernik. Miranda pamiętała, jak mama dzwoniła wtedy do niej i zapisywała skrupulatnie, jak upiec sernik z jagodami. A przecież to był jej sztandarowy deser. Córka dziwiła się, ale dokładnie wyjaśniała, co należy zrobić. Ciasto jednak nie wyszło, a winę za nieudany wypiek Gosia zrzuciła na Wojtka, który ciągle się wtrącał w jej pracę. Była pewna, że wszyscy zmówili się przeciwko niej i robią jej na złość. Ciągle mówili o lekarzach, próbowali ją położyć w szpitalu. A ona nie chciała, żeby robiono z niej wariatkę! Każdemu zdarza się coś zapomnieć! Nie da sobie wmówić, że jest chora! Nie wiedziała jednak, że właśnie alzheimer przejmował nad nią kontrolę. Coraz wygodniej rozsiadał się w jej życiu. Mościł sobie wygodne gniazdko, spychając ją pod powierzchnię świadomości.

      Dziś jednak wszyscy byli w zupełnie innym miejscu. Wojciech trenował swoją cierpliwość każdego dnia, karmił, przebierał i mył żonę, choć w jego życiu gniazdko mościła sobie depresja opiekuna. Pojawiła się ni stąd, ni zowąd jako wierna towarzyszka alzheimera. Miranda pomagała ojcu, syn jedynie od czasu do czasu zadzwonił z pytaniem, jak sobie radzą. Zdarzało się, że przysłał pieniądze na leki dla mamy. Ale we wszystkim i tak byli sami. Znajomych już dawno nie mieli. Pierwsze objawy choroby skutecznie ich przegoniły. Jakby alzheimerem można było się zarazić! Państwo też umywało ręce, choć trzeba było przyznać, że ośrodek pomocy społecznej wypłacał Gosi co miesiąc dwieście złotych z groszami. Nie wystarczało nawet na nierefundowane leki, ale dobre i to. W chorobie człowiek bierze wszystko, każdą jałmużnę i każdą oznakę empatii. Na grymaszenie go nie stać. Zresztą nie przyniosłoby odpowiedniego skutku, bo taki chory dla państwa jest niewidzialny. Jeżeli nie potrafi postawić krzyżyka w okienku przy nazwisku kandydata na posła, nie istnieje. Nie opłaca się w niego inwestować. Samotność więc stała się naturalnym drugim imieniem każdego opiekuna osoby z niepełnosprawnością.

      – Ja nie wiem, co z tą moją córką – zaszlochała babka, gdy kobiety wróciły do kuchni. – Całkiem na zmarnowanie idzie.

      – Babciu, przestań – upomniała ją wnuczka. – Mama tu jest, więc nie mów o niej w trzeciej osobie!

      – Może i jest, ale zupełnie bezrozumna. Jak dziecko!

      – Proszę cię! – syknęła Miranda.

      – Byłam grzeczna… – powiedziała chora, głaszcząc córkę po dłoni. – Grzeczna…

      – Tak, mamuś, jesteś bardzo grzeczną dziewczynką.

      – Babciu – odezwała się nagle Gosia, zapominając o tym, co mówiła przed chwilą. Wzięła swoją mamę za babcię, bo przecież była stara, pomarszczona, a w dodatku Miranda ciągle tak do niej się zwracała. – Nie denerwuj się tak. Nie trzeba.

      – Nie denerwuję się – odpowiedziała szorstko, choć po chwili ton jej głosu zmiękł. – Dziecko moje. – Znów podeszła do Gosi i pocałowała ją w czubek głowy. Miranda przyglądała się tym gestom. Nie pamiętała, by babka była


Скачать книгу
Яндекс.Метрика