Grzeczna dziewczynka. Anna SakowiczЧитать онлайн книгу.
zapachową w środku oblepiony resztkami papieru toaletowego!
– Jestem panu bardzo wdzięczna! I przepraszam za seniorkę. Wie pan – szepnęła. – Demencja…
– Pięćdziesiąt złotych się należy – powiedział i jeszcze raz zmierzył kobietę wzrokiem. Nie, zdecydowanie nie miałby ochoty na randkę. Samotna w tym wieku? Musiało być z nią coś nie tak, jeżeli babka ją swata, a mąż zwiał w siną dal krótko po nocy poślubnej.
Miranda wyłuszczyła z portfela odpowiedni banknot i kiedy zamknęła drzwi za hydraulikiem, poszła do kuchni, gdzie przy stole siedziała zadowolona babka. Zaczęła więc jej tłumaczyć, że nie życzy sobie wtrącania się w swoje życie. Była spokojna, starała się nie stracić cierpliwości. Jednak ku jej zdziwieniu babka momentalnie wpadła w histerię. Zaczęła szlochać.
– Ja zawsze winna jestem. Wiem, że mnie nienawidzisz, wiem – powtarzała, pociągając nosem i zalewając się łzami. – Całe życie jestem nieszczęśliwa i jeszcze ty na mnie krzyczysz. Może ja pod most pójdę i tam umrę w samotności, bo moja rodzona wnuczka wrzeszczy na mnie przy obcych ludziach… Twoja matka też była taka nerwowa i jak to się skończyło? Będziesz chora jak ona, ja ci to mówię!
Miranda stała osłupiała i wpatrywała się w seniorkę. Nagle dopadło ją poczucie winy, jednak wciąż pomieszane z żądzą krwi.
1 Cytaty otwierające poszczególne rozdziały pochodzą z piosenki Kabaretu Starszych Panów Wesołe jest życie staruszka. [wróć]
2 Miranda korzysta ze słownika wyrazów obcych online ze strony: www.edupedia.pl [wróć]
Rozdział 2
Rozdział 2
Gdzie stąpnie, zakwita mu dróżka
Miranda szykowała się do wyjścia do sklepu. Robiła listę zakupów. Zapisywała życzenia babki, potem nanosiła na kartkę potrzebne produkty do przygotowania obiadów na najbliższe dni. Chciała upiec wegański pasztet i zrobić kotlety ze słonecznika. Może taka roślinna dieta zmobilizuje babkę do powrotu do domu, pomyślała nie bez złośliwości. Wiedziała, że seniorka lubi podjeść sobie mięsa i wcześniej czy później za nim zatęskni. Pościła przecież tylko w środy i piątki.
Wtem rozległ się dźwięk wideodomofonu. Kobieta ruszyła do przedpokoju, ale tam była już babka. Jak ona tak szybko znalazła się przy drzwiach, Miranda nie miała pojęcia. Przez myśl tylko przeszło jej, by przed wejściem umieścić jej zdjęcie z napisem „dobiegam do furtki w trzy sekundy”. Może to by odstraszało nieproszonych gości.
Spojrzała na monitor i uśmiechnęła się do siebie. Ci goście byli na pewno mile widziani. Szybko wcisnęła guzik z kluczykiem. Zamek przed domem zazgrzytał, a po kilkunastu sekundach w korytarzu stanęli jej rodzice.
– Bałem się, że ciebie nie będzie – powiedział tata, a mama w tym czasie zawisła na szyi córki.
– Wkurwiłam się – szepnęła Mirandzie na ucho. Jednak ona wiedziała, że odkąd mama zachorowała, klęła zdecydowanie częściej niż dawniej, a to, co mówiła, rzadko znajdowało potwierdzenie w rzeczywistości. Mama zdiagnozowana była od czterech lat i choroba pędziła naprzód jak po równi pochyłej.
– A co się stało, mamuś?
– Jeść, jeść, jeść…
– Cześć, mamo. – Ojciec Mirandy uścisnął dłoń teściowej. Potem wszyscy przeszli do kuchni i usiedli przy okrągłym stole nakrytym szklaną taflą. Miranda postawiła na nim półmisek z ciastkami owsianymi i zabrała się do przygotowania kawy i herbaty. Tata w tym czasie wyjaśniał, że jadą do lekarza.
– Och… – westchnęła babka. – Co to się z tą moją córką porobiło.
– Pić, pić, pić… – powtarzała mama Mirandy. Chwyciła ciastko i zaczęła je zajadać, rozglądając się po pomieszczeniu. – A kto ty jesteś? – spytała wreszcie, spoglądając w kierunku córki. – Moja siostra?
– Nie. Mirka jestem.
– Mirka? Córcia?
– Tak, mamuś… – Kobieta podeszła do matki i mocno ją przytuliła. Pogłaskała ją po plecach, a kiedy głębiej nabrała powietrza, poczuła nieprzyjemny zapach potu. Wspomniała o tym tacie. Od razu się zmartwił i zaczął opowiadać, jak walczy z żoną co wieczór, żeby się rozebrała i zechciała wejść pod prysznic. Nie ma siły, by robić to systematycznie, więc czasami odpuszcza.
– Musisz jej wytłumaczyć – wtrąciła babka, nie bardzo rozumiejąc, na czym polega choroba jej córki. – Ja to bym nie miała z tym problemu.
– Na pewno – mruknęła Miranda. Potem machnęła ręką i nie zwracała uwagi na mądrości seniorki. Przecież wiadomo było, że wszystko robiła najlepiej. Chodząca doskonałość, pomyślała z przekąsem jej wnuczka. – Ja mam wannę – dodała. – Może raz w tygodniu przyjedziesz do mnie, to razem ją wykąpiemy.
– O! – ucieszył się Wojtek – To dobry pomysł, o ile wejdzie do wody. Bo bardzo boi się prysznica.
– Siku, siku, siku…
– Chcesz do toalety? – spytała Miranda matkę.
– Ja? – zdziwiła się chora. – Nie, nie chcę. Jeść, jeść, jeść…
– Jak się, tato, czujesz?
Ojciec westchnął, ale jego kąciki ust się podniosły. Miranda miała wrażenie, że przyszło mu to z ogromnym trudem, jakby podnosił sztangę w siłowni. Pogłaskała go po dłoni i postawiła przed nim kubek z gorącą herbatą. Zapewniła też, że w czwartek przyjedzie opiekować się mamą, aby on mógł gdzieś wyjść i odpocząć. Z reguły wtedy tata szedł do swojego przyjaciela, który od roku był wdowcem. Siedzieli w milczeniu i składali modele samolotów. Sączyli piwo i nigdy nie rozmawiali o chorobach ani żonach. Ta niepisana zasada narodziła się zupełnie samoistnie i obydwu mężczyznom odpowiadała.
– A może byście mnie do sklepu zabrali? – spytała seniorka.
– Po co? Przecież ja wszystko kupię, a ty podobno źle się czujesz.
– No tak… Kulfy mnie bolą – odparła zrezygnowana, a potem stwierdziła, że nie będzie nikomu przeszkadzać, i poszła do swojego pokoju.
– Babka na długo do ciebie przyjechała? – spytał ojciec, a mama w tym czasie składała serwetkę papierową i co chwilę pytała, czy tak może być.
– Na kilka dni niby – odparła Miranda. – Podobno jest chora. Moja sąsiadka robi jej zastrzyki.
– Ta, ta, ta, ta – powtarzała mama, ciągle nie odrywając wzroku od swoich układanek.
– Wiesz, ona ma już swoje lata, za chwilę skończy dziewięćdziesiątkę. Może faktycznie nie powinna już mieszkać sama?
– No tak, wiek to jedyne usprawiedliwienie jej ekscentrycznego zachowania.
* * *
Następnego dnia seniorka usiadła na ławce przed domem i wypatrywała sąsiadów. Nie podobała się jej okolica, w której mieszkała wnuczka. Nic się tu nie działo, samochody przejeżdżały rzadko, a w dodatku sąsiedzi byli od siebie oddzieleni połaciami ziemi i nawet przez płot nie było można nikogo zaczepić.
– Żywego ducha nie ma – mruknęła do siebie. – Do nikogo gęby nie mogę otworzyć. Krzaczorów nasadzili i nic nie widać – narzekała, spoglądając na tuje rosnące przy ogrodzeniu. Szczelnie zasłaniały widok na posesję sąsiadów.
Podniosła się