Эротические рассказы

Józef Beck. Mariusz WołosЧитать онлайн книгу.

Józef Beck - Mariusz Wołos


Скачать книгу
i Niemców wobec Pomorza jako terytorium będącego kością niezgody w stosunkach między Rzecząpospolitą i Republiką Weimarską: „W sprawie Pomorza Polacy oświadczyli: non possumus. Niemcy oświadczyli: dążenie do rewizji jest w Niemczech w pochodzie, punkt szczytowy nie jest jeszcze osiągnięty, co równa się też ze strony Niemiec co do zaniechania tego dążenia: non possumus. Niemcy wobec tego pragnęliby, aby Polacy swego stanowiska tak nienaruszalnie [starr] nie określali. Polacy odpowiadają, że nie mogą nic zmienić w swojem non possumus, natomiast co do ulepszeń w zakresie połączeń między Rzeszą a Prusami Wschodniemi wszelkie możliwe ulepszenia mogą być brane w rachubę przez Polskę”[331]. Warto mieć oba stanowiska na względzie jako punkt odniesienia do zrozumienia dalszych wydarzeń związanych z Pomorzem. Rozmowy prowadzone przez Strońskiego i Löwenherza nie wyszły poza sondowanie stanowisk obu stron. Zgodnie z instrukcją otrzymaną od Becka Wysocki powiadomił o nich ambasadora francuskiego w Berlinie, do czego obligował traktat sojuszniczy łączący Warszawę i Paryż[332].

      Przyjrzyjmy się jeszcze relacjom Polski z państwami bałtyckimi, które również dozorował wiceminister Beck. Rok 1931 przyniósł krótkotrwały co prawda, ale ostry konflikt w stosunkach polsko-łotewskich. Doprowadził on nawet do manifestacyjnego wyjazdu z Rygi posła Mirosława Arciszewskiego, który w proteście wobec działań władz łotewskich na jakiś czas opuścił placówkę. Przyczyną konfliktu były decyzje podejmowane w okresie kampanii wyborczej do parlamentu łotewskiego wymierzone przeciwko mniejszości polskiej, zwłaszcza zamieszkującej południowe rejony Łatgalii (dawne Inflanty polskie). Już w kwietniu 1931 roku powołano specjalną sejmową komisję śledczą, której zadaniem było zbadanie rzekomych zamiarów polonizacji powiatu iłłuksztańskiego przez mieszkających tam Polaków wspieranych z Warszawy, a co za tym idzie – dążenie do oderwania tego terytorium od Łotwy. W parlamencie łotewskim formułowano jednocześnie żądania usunięcia obywateli polskich z Łatgalii, przede wszystkim zaś duchownych. 1 października 1931 roku zdelegalizowano Związek Polaków na Łotwie i Związek Polskiej Młodzieży Katolickiej. Zamykano również polskie szkoły i zakazano druku gazety „Dzwon”. Działania władz łotewskich nie mogły pozostawać bez wpływu na kontakty polityczne między obu krajami i jak pamiętamy, utrudniały współpracę w sprawach rozbrojenia[333]. Dopiero wiosną 1932 roku sytuacja wróciła do normy, a napięcie wyraźnie opadło[334].

      Lata 1931–1932 nie przyniosły przełomu w stosunkach polsko-litewskich, które Beck znał dobrze z początku lat dwudziestych. Brak relacji dyplomatycznych między sąsiednimi krajami był ewenementem w ówczesnej Europie. Elity litewskie, a przynajmniej pokaźna ich część, uważały, że ich kraj formalnie znajduje się w stanie wojny z Rzecząpospolitą. Na arenie międzynarodowej Litwini działali zwykle przeciwko Polsce. Ich postawa oddziaływała na politykę takich państw jak Łotwa czy – w mniejszym zakresie – Estonia. Podpułkownik dypl. Stanisław Kara, attaché wojskowy w Rydze, pisał: „Litwa […] dowodzi stale, że wiązanie się z Polską jest ze względu na Rosję i Niemcy dla Łotwy niebezpieczne”[335]. Spore zaniepokojenie Kowna wywołały zatem negocjacje Polski ze Związkiem Sowieckim w sprawie zawarcia paktu o nieagresji. Pozytywne sfinalizowanie tych pertraktacji wytrącało bowiem Litwinom ważny oręż służący im do walki z polskim sąsiadem na arenie międzynarodowej. Już w połowie 1932 roku poseł litewski w Berlinie Jurgis Šaulys wypytywał Wysockiego o stan negocjacji Polski i ZSRR, a także o możliwość zawarcia przez Warszawę podobnego paktu z Berlinem. Jednocześnie dyplomata litewski akcentował: „Polska nie ma pojęcia o tym, co się na Litwie dzieje, o postępach, jakie ona uczyniła i o wartości, jaką obecnie przedstawia. Gdyby je poznała, ułatwiłoby to z pewnością dojście do jakiegoś modus vivendi”[336]. Niedwuznacznie dawał przy tym do zrozumienia, że porozumienie polsko-litewskie jest możliwe, a do jego osiągnięcia należy wykorzystać fakt pozostawania przy władzy Piłsudskiego, jednego z nielicznych nad Wisłą ludzi, którzy „rozumieją prawdziwą doniosłość problemu litewskiego”[337]. Lodów wszakże nie przełamano. Ciekawym, a mało znanym wątkiem jest współpraca przedstawicieli mniejszości polskiej i litewskiej w początkach lat trzydziestych na terenie Prus Wschodnich[338].

      Do spraw wchodzących w zakres kompetencji wiceministra Becka należały problemy związane z Kościołem katolickim obrządku bizantyńsko-słowiańskiego, czyli tak zwanej neounii, o której wspominano już wyżej. Musiały one być ustalane ze Stolicą Apostolską. Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Warszawie wspierało wysiłki polskiego episkopatu, który chciał mieć decydujący wpływ na kształtowanie polityki Watykanu na Wschodzie. Właśnie dlatego do roli protektora neounii pretendował Kościół rzymskokatolicki w Polsce. Konkurencją w tym względzie był dla niego Kościół greckokatolicki z metropolitą Andrejem Szeptyckim na czele. Ten ostatni skupiał przeważnie Ukraińców. Stolica Apostolska chciała mieć jednakże w kwestii kształtowania i prowadzenia polityki wschodniej głos decydujący. Konkurencyjne dążenia w tym zakresie Kościołów rzymsko- i greckokatolickiego w II Rzeczypospolitej w niemałym stopniu ułatwiały jej osiągnięcie celu. Z kolei fakt, że Pius XI znał dobrze Polskę, ponieważ był wcześniej nuncjuszem apostolskim w Warszawie, nie tylko że w niczym nie pomagał, ale niekiedy wręcz utrudniał zadanie polskim dyplomatom. Papież był bowiem przekonany, że rozumie Kościół w Polsce lepiej niż ktokolwiek inny. Co więcej, źle układały się osobiste relacje ambasadora Władysława Skrzyńskiego z mającym przemożny wpływ na politykę wschodnią Watykanu francuskim jezuitą Michelem d’Herbignym, przewodniczącym Komisji „Pro Russia”. Pomimo starań strona polska nie miała wpływu na mianowanie w styczniu 1931 roku wizytatorem apostolskim i biskupem tytularnym Kościoła neounickiego na Wołyniu i Podlasiu Mikołaja Czarneckiego reprezentującego Kościół greckokatolicki[339]. Nad Wisłą zostało to odebrane jako poparcie papieża dla Ukraińców. Sprawy neounii Beck konsultował z nuncjuszem apostolskim w Warszawie oraz wiceministrem wyznań religijnych i oświecenia publicznego ks. Bronisławem Żongołłowiczem. Wiceminister spraw zagranicznych nie krył, że mianowanie Czarneckiego jest wewnętrzną sprawą Kościoła, ale on sam „nie będzie mógł go uważać za osobę urzędową polską, z którą mógłby korespondować czy pertraktować”. Było to zgodne z oficjalnym stanowiskiem władz Rzeczypospolitej, które Beck reprezentował. Nic zatem dziwnego, że podczas spotkania z Czarneckim wiceminister opowiadał o wykopaliskach archeologicznych w Rzymie, celowo omijając problem neounii[340]. Bohater książki zaangażował się również w stanowczą obronę w Watykanie praw Polaków przebywających w Mandżurii do opieki duszpasterskiej ze strony polskich duchownych[341].

      Beck w okresie sprawowania funkcji wiceministra spraw zagranicznych odcisnął swoje piętno także na stosunkach polsko-gdańskich. Dlatego sprawom tym wypada poświęcić nieco więcej miejsca.

      Relacje Polski z Wolnym Miastem Gdańskiem kształtowały się zasadniczo na dwóch płaszczyznach: stosunków bilateralnych i na forum międzynarodowym, przede wszystkim w Lidze Narodów. Jeśli chodzi o pierwszy zakres, rosnąca fala nacjonalizmu i wzrost popularności Hitlera wśród gdańskich Niemców znajdowały wyraz w coraz brutalniejszym stosunku do Polaków zamieszkujących Wolne Miasto lub przebywających na jego terytorium. Mnożyły się akty terroru, chuligańskich napaści czy szykan wobec prasy polskiej[342]. W Warszawie na początku lat trzydziestych z dużą rezerwą odnoszono się do ówczesnego Senatu Wolnego Miasta zdominowanego przez hitlerowców, w przeciwieństwie do poprzedniego, w którym przewagę mieli socjaliści. Przejawiało się to w ostrzejszym kursie wobec Gdańska[343]. Na płaszczyźnie międzynarodowej strona polska, najczęściej za pośrednictwem komisarza generalnego Rzeczypospolitej lub delegata przy Lidze Narodów, zazdrośnie strzegła swoich uprawnień do reprezentowania Gdańska na zewnątrz. W Warszawie obawiano się współpracy sowiecko-gdańskiej i tolerowania na terenie Wolnego Miasta działalności komunistów, zwłaszcza polskich[344]. Strona polska nie była przeciwna udziałowi Gdańska w pracach Komisji Europejskiej, której istnienie wiązało się z projektem Brianda stworzenia federacji europejskiej, chociaż mogła sprawę zablokować[345]. Spory pomiędzy Polską a Gdańskiem rozstrzygano w Genewie najczęściej za pośrednictwem


Скачать книгу
Яндекс.Метрика