Cyrk polski. Dawid KrawczykЧитать онлайн книгу.
Puszcza do mnie oko. – Zabiorą, zabiorą, zabiorą! – śmieje się w głos, przedrzeźniając prezesa.
Kampania ruszyła.
To znaczy oficjalnie ruszyła jakieś dwa tygodnie wcześniej, ale jak na razie dość ślamazarnie snuła się poza nagłówkami, sporadycznie lądując na pasku. Jak gdyby wszyscy się czaili, badali, co zagra, a co nie. Wyraźnego wroga, z którym trzeba walczyć o przetrwanie, jeszcze nie wykreowano.
W sali krakowskiego Sokoła Kaczyński już wie, co chce powiedzieć w kampanii: Prawo i Sprawiedliwość dotrzymuje obietnic, trzynasta emerytura to przelew na koncie, a nie obietnica wyborcza, polityczni oponenci zagrażają rodzinie, Polsce, Europie i światu. Stawką w nadchodzących wyborach nie jest europarlament, ale losy cywilizacji.
To wszystko to jednak tylko dodatki do najważniejszego hasła: ZABIORĄ! Kto? Oni. Co zabiorą? „To, co myśmy dali”.
* * *
Pojechałbym zobaczyć, jak wygląda ten plan zabioru Polski. Ale nie mam za bardzo dokąd. Kampania Koalicji Europejskiej jest ślamazarna i nudna. Grzegorz Schetyna od niechcenia zwołuje raz na jakiś czas briefing prasowy. Publikowane co kilka dni w gazetach sondaże wskazują wprawdzie na wygraną KE, ale to chyba nie powód, żeby sobie odpuszczać?
– Bo to jest taka partia i tacy, kurwa, wyborcy – mówi mi w przypływie szczerości jeden z kampanijnych macherów Platformy Obywatelskiej. Wpadliśmy na siebie dwa tygodnie przed wyborami, w jednym z tak zwanych modnych miejsc stolicy. Tacy, czyli jacy? – Tacy, co to nie chcą, żeby było zbyt kontrowersyjnie. Im mniej robimy, tym lepsze mamy sondaże. Nie możemy być wyraziści, bo zaraz ktoś nam odpadnie. I pieniędzy nie mamy tyle co PiS. – Zrezygnowany macha ręką.
– A Tusk nie chce wrócić i zostać zbawcą Polski? – podpuszczam.
Macher tylko wymownie wzrusza ramionami. A później oddaje się późnowieczornym hulankom w modnym miejscu stolicy.
To nie jest tak, że nie znam tych piosenek
Droga wojewódzka numer 631 leci przez Marki, Biedocin, Nieporęt. Jadę na północ. Na poboczach można kupić seks i jagody – przy zjazdach do lasu stoją na zmianę pracownice seksualne i kobieciny z fioletowymi słoikami. Co parę kilometrów na kilkumetrowych banerach zdjęcia wielkiego gada. To serocka restauracja reklamuje steki z krokodyla.
Od tygodnia chodzą słuchy, że w weekend PiS ma zjechać się do Pułtuska na kampanijny piknik. W najbardziej odważnych fantazjach dziennikarze kreślą obraz dwudniowej imprezy partyjnego aktywu. Ma być wieczorna popijawa i Majteczki w kropeczki w wykonaniu Bayer Full.
Dwa dni przed piknikiem biuro prasowe Prawa i Sprawiedliwości gasi plotki oficjalnym programem majówki: będzie Bayer Full, nie będzie popijawy. Występ legendy disco polo to tylko z pozoru muzyczny kwiatek do kożucha. Skaptowanie Świerzyńskiego, lidera zespołu, jest w kampanijnej wojnie PiS-u z PSL-em o wieś jak zdobycie chorągwi przeciwnika.
Przez lata Świerzyński popisywał się lojalnością jako członek partii ludowców. W 1995 roku przygrywał walczącemu o prezydenturę Pawlakowi, później sam wielokrotnie startował w wyborach parlamentarnych i zaganiał wyborców do urn. W modnym seledynowym garniturze tańczył na scenie i śpiewał do mikrofonu:
Złe rządy były w kraju, pożoga wszędzie, gwałt,
Popiela myszy zjadły, już nikt nie liczył strat.
Trza kmiecia wziąć na rządy, zawyrokował lud,
Tak powstał pierwszy w świecie demokratyczny cud.
I refren:
Na wybory, rodacy, by nie głodował nikt,
Nie z prawicy, lecz z pracy, dobrobyt jest i byt.
Na wybory, Polacy, Zielonym dajcie głos,
Nie lewicy, lecz naszym, na Pawlaka oddaj głos.
W 2019 roku najpierw udzielił kilku wywiadów, w których krytykował PSL za przystąpienie do Koalicji Europejskiej. „Zielona koniczyna […] stała się bardzo tęczowa. […] Nawet najlepsze małżeństwa się rozstają. Nie ma co z tego powodu robić jakichś tam tragedii” – powiedział w rozmowie z RMF FM. Aż w końcu w lutym rzucił legitymacją.
Od razu zgłosili się do niego przedstawiciele PiS-u.
Teraz za sceną przymierza białą marynarkę, w której wystąpi zaraz po politykach partii rządzącej.
Pułtusk to na wyborczej mapie Prawa i Sprawiedliwości miejscówka idealna. Z centrum Warszawy przy dobrych wiatrach można dojechać tam w godzinę. Rządową limuzyną na bombach pewnie w pół. Niecałe dwadzieścia tysięcy mieszkańców, wystarczająco prowincjonalnie, żeby zdystansować się od wielkomiejskiego blichtru. Szyldy Sklepu Mięsnego u Darka, Baru Krokiecik (w menu głównie pizza), SKOK-u Stefczyka i Chemii z Niemiec krzyczą z peryferyjną dumą: „Tu jest Polska!”. Nieduży Pułtusk PiS-owi dobrze się kojarzy – w 2015 roku to właśnie stąd Beata Szydło wyruszyła Szydłobusem po wyborcze zwycięstwo.
Słońce w zenicie. Kolejka do wejścia na piknik ciągnie się kilkadziesiąt metrów, od zamku do Rynku. Strażacy kłócą się, jak zaparkować swój wypucowany wóz, przez co ściągają na siebie uwagę stojących.
– Patrz, jaki czyściutki!
– Nowiutki, jak z salonu.
– Ten czerwony lakier się lśni jak na jakimś porszaku.
– A te rury jak się świecą! Ach!
Litania zachwytów pod adresem czerwonego cuda nie ma końca. Kiedy na scenę wejdzie premier Morawiecki, dorzuci do tych kolejkowych uniesień jeszcze kilka komplementów dla heroicznych strażaków.
– Gdyby nie minister Kowalczyk, nie byłoby tego wozu. On i wójt gminy załatwili – mówią mi. W styczniu, zaraz po odbiorze, witali go czerwonymi flarami i szampanem.
Zanim wszyscy pognają po kiełbasę, watę cukrową i kiszone ogórki, trzeba wysłuchać przemówienia prezesa. Wejście Kaczyńskiego poprzedza batalistyczna muzyka. Spokojnie pasowałaby do Gladiatora albo innego hollywoodzkiego hitu błąkającego się po wieczornej ramówce Polsatu.
Sondaże publikowane w ostatnich dniach pokazują, że PiS nie może być pewien zwycięstwa. Wyniki kilku ostatnich badań wskazują, że słupek Koalicji Europejskiej jest minimalnie wyższy od słupka Prawa i Sprawiedliwości. Zaskakująco dobre notowania ma również Konfederacja – Krzysztof Bosak do spółki z Grzegorzem Braunem, Liroyem i Kają Godek budują kampanię na sprzeciwie wobec amerykańskiej ustawy 447. Zobowiązuje ona administrację USA do monitorowania starań w celu uregulowania statusu prawnego majątku ofiar Holokaustu, o który nie wystąpili spadkobiercy. Konfederaci od tygodni opowiadają, że to sposób na przymuszenie polskiego rządu, by wypłacił Żydom potężne odszkodowania. Dlatego dla wyborców, którzy odpływają od partii władzy w prawo, prezes przygotował coś na zachętę. Mówi enigmatycznie, jak zwykle, ale w tłumaczeniu na język prosty i zrozumiały komunikat brzmi następująco: PiS nie zamierza oddawać Żydom niczego. A jeśli ktoś ma coś komuś oddać, to Niemcy Polkom i Polakom.
Kończy zadowolony. Zgodnie z planem na scenie ma się za chwilę pojawić Bayer Full.
– To nie jest tak, że ja nie znam tych piosenek. Może nie wszystkie, ale wiele znam. I wcale się tego nie wstydzę. Tylko ludzie, którzy mają kompleksy, takich rzeczy się wstydzą, a ja kompleksów nie mam. I wy, państwo, nie macie kompleksów. – Prezes uśmiecha się zawadiacko i po prezydencku macha tłumowi na do widzenia.
– Pułtusk! Jak się bawicie!? – Na estradę wbiega Świerzyński w białej marynarce z czarnymi paskami. Klaszcze, a tłum zaczyna tańczyć do pierwszych dźwięków płynących z keyboardu. – Hop! Hop! Hop!
Koncert koncertem, ale pęta