Star Force. Tom 11. Zagubieni. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.
jeśli taka jest cena wiedzy.
– Mogłeś zostać na tamtym lodowym księżycu i osobiście wychowywać potomstwo. Miałbyś dla siebie cały ocean.
– Och, na Wielką Osobliwość, wy macie doprawdy radykalne pomysły. Właśnie czegoś takiego spodziewałbym się po gatunku, który nie pozwala swobodnie działać selekcji naturalnej. Nic dziwnego, że ludzie nie są tak rozwinięci jak my. – Jego oczy zakołysały się w skorupiaczym odpowiedniku kręcenia głową, a translator Hoona wydał chrapliwy dźwięk. Nie umiałem stwierdzić, czy się śmiał, czy też wzdychał. Może robił jedno i drugie.
– Gdybyśmy pozwolili swobodnie działać selekcji naturalnej, cały wasz gatunek by wymarł – zauważyłem obcesowo. – Poza tym na twoim miejscu uważałbym z taką gadką w obecności naszych kobiet. One traktują temat potomstwa bardzo poważnie.
– Ach tak. Ty i twoja samica realizujecie protokoły prokreacyjne?
Uśmiechnąłem się półgębkiem.
– Powiedzmy, że ostro ćwiczymy i dogłębnie badamy tę możliwość. – Wstałem zza konsoli, bo właśnie podeszła Adrienne. Zastanowiłem się, jaki jest sens gadać z homarem, który nie zrozumie moich aluzji.
– Coś mnie ominęło? – zapytała dziewczyna, figlarnie odpychając mnie pupą i siadając w fotelu.
– Hoon opowiada o przebudowie kajuty. Zostawię was, omówcie to – rzuciłem luźnym tonem. Adrienne spojrzała na mnie z wyrzutem.
W normalnych warunkach byłby to czas na sprawozdanie Marvina. Robot opowiadałby mi i moim podwładnym o postępach – albo raczej ich braku – w badaniach nad technologią Kwadratu.
Było na tyle blisko przerwy obiadowej, że wypadało łyknąć piwa. Zadowoliłem się jedną butelką fabrycznego. Zaniosłem ją do swojej – przepraszam, naszej – kajuty kapitańskiej, która rozmiarami i wyposażeniem biła na głowę wszystkie inne kwatery.
– Nieustraszony, odtwórz nagranie zeszłotygodniowej odprawy Marvina. Daj je na główny ekran.
Rozsiadłem się w fotelu, upiłem łyk piwa i zacząłem oglądać, żywiąc nieracjonalną nadzieję, że nagranie zawiera jakąś wskazówkę na temat tego, co się wydarzyło.
***
Litościwie zmuszałem do wysłuchiwania sprawozdań jak najmniejszą grupę ludzi. Upierałem się też, żeby Marvin prezentował swoje odkrycia osobiście, na pokładzie Nieustraszonego, co miało powstrzymać go przed dalszym zwiększaniem swoich rozmiarów. Dzięki temu poprzestał na zaledwie dwóch tonach masy ciała i nie był bardziej ociężały niż drużyna marines w pancerzach wspomaganych.
Przez pierwszych kilka minut paplał o wysoce specjalistycznych rzeczach. Choćbym nie wiadomo ile razy go prosił, robot nie umiał ograniczyć się do prostego omówienia tematu, więc musiałem się wtrącić.
– Marvin, proszę cię. Czy jest coś naprawdę nowego, co możesz nam powiedzieć o tym miejscu? Czy któryś z gratów, które znalazłeś, jest dla nas przydatny?
– Gdybyśmy drastycznie zwiększyli rozmiary Nieustraszonego, dałoby się wyprodukować broń grawitacyjną opartą na modelach z Fobosa – powiedział, odnosząc się do drednota, którego odebraliśmy dziwacznej rasie Niebieskich zamieszkującej gazowego olbrzyma. – Dzięki wiedzy, jaką wyniosłem z tutejszych badań, z pewnością byłbym w stanie znacznie poprawić i zminiaturyzować ten sprzęt.
Potarłem czoło.
– Marvin, już to przerabialiśmy. Stworzenie tych systemów zajęłoby ponad rok, a jeszcze więcej trwałoby namierzenie odpowiedniej asteroidy, bo przecież Nieustraszony ma za małą masę, żeby montować na nim broń grawitacyjną. Nie chcę lecieć do domu drednotem. Jest za wolny i stanowi zbyt duży cel. Poza tym byłby niezwykle podatny na szablony litosów, chyba że znaleźlibyśmy planetoidę z litego metalu. A nie znaleźliśmy, prawda?
– Nie – przyznał Marvin.
– Myślę, że grasz na czas. Nie chcesz, żebyśmy odlatywali. Wolałbyś tu siedzieć i całymi dekadami badać Kwadrat.
Marvin nie odpowiedział. Siedział względnie nieruchomo, co z reguły oznaczało, że czeka na moją reakcję i boi się odezwać.
– No cóż, przykro mi, ale twoje życzenie się nie spełni. Za parę tygodni odlatujemy. Próby w kosmosie zaczynają się za dziesięć do dwunastu dni, a to znaczy, że musisz tymczasowo zawiesić badania i zrobić dla mnie kilka rzeczy. Zbyt długo odwlekaliśmy sprawdzenie, co leży po drugiej stronie pierścienia.
– Ale Jastrzębie zakazały nam wysyłania sond, a same nie chcą udzielić żadnych informacji – zaprotestował Marvin.
Odkąd połowa populacji Jastrzębi uległa zagładzie, mieliśmy z ich rządem kruchy sojusz. Przywódcy wojskowi rozumieli, że pomogliśmy ocalić miliardy istnień, ale cywile, zarówno rządzący, jak i obywatele, uwierzyli w wygodne kłamstwo, że to my pokpiliśmy sprawę. Najwyraźniej każda rasa miała swoje teorie spiskowe. Wcześniej miałem nadzieję, że zawrzemy sojusz z Jastrzębiami, ale teraz mogłem o tym tylko pomarzyć. Szkoda. Ci obcy mieli wiele pozytywnych cech.
– Brak przyzwolenia jakoś nigdy cię nie powstrzymywał, Marvinie. Poza tym mam zamiar twardo postawić sprawę – powiedziałem. – Pogadam ze starszym dyrektorem Shirrem i złożę mu propozycję nie do odrzucenia.
– A co to może być? – zapytał zaintrygowany Marvin.
– Wymiana informacji. Nadal jest kilka technologii, które ich wojsko bardzo chciałoby mieć. Im są silniejsi, tym łatwiej odeprą zagrożenie ze strony litosów.
– A jeśli odmówi?
Uśmiechnąłem się.
– Mam parę innych asów w rękawie. A skoro już tu jesteś, muszę zapytać, czy zamierzasz z nami lecieć.
Kamery i macki robota poruszyły się bez wyraźnego celu.
– Jeszcze nie jestem pewien.
– No to pozwól, że pomogę ci podjąć decyzję. Chcę, żebyś poleciał. Bardzo nam się przydajesz, kiedy akurat nie jesteś wrzodem na dupie. Ale jeśli postanowisz inaczej, pozwalam ci wymontować z Charta mikrofabrykę, a potem masz doprowadzić jednostkę do stanu używalności.
– Przecież go używam, więc chyba nadaje się do użytku.
– Nie jako statek. Zresztą teraz prawie nie przypomina statku, prawda? Poza tym miałem na myśli „zadowalający stan techniczny”. To takie wyrażenie, sprawdź sobie w słowniku.
– Idiomy obniżają moją szybkość przetwarzania informacji.
– A moją zwiększają – zaripostowałem.
Nagle do Marvina dotarło znaczenie moich słów.
– Wymontować fabrykę? Doprowadzić Charta do stanu używalności? – Teraz wszystkie kamery robota przyglądały mi się pod każdym możliwym kątem.
Pokiwałem głową z udawanym smutkiem.
– Niestety, tak. To jednostka Sił Gwiezdnych, więc naturalnie zabieramy go ze sobą. Ale nie przejmuj się. Dzięki fabryce zbudujesz sobie nowy statek, choć potrwa to pewnie kilka lat. Aha, i będziesz musiał zrzec się stopnia. Dopilnuję, żeby twój zaległy żołd wpłacono na fundusz powierniczy.
Miałem nadzieję, że te argumenty przekonają go do zabrania się z nami. Marvin bywał nieprzewidywalny, ale potrafił przeważyć szalę zwycięstwa w beznadziejnej sytuacji.
– Chyba muszę przeanalizować te informacje.
– Nie spiesz się, ale tak czy inaczej, potrzebuję twojej pomocy w przygotowaniach