Эротические рассказы

W grobie ci do twarzy. Andrzej F. PaczkowskiЧитать онлайн книгу.

W grobie ci do twarzy - Andrzej F. Paczkowski


Скачать книгу
mam wiedzieć, skoro nic nie pamiętam?

      Westchnęła dramatycznie, patrząc na dziesiątki par butów ze złamanymi obcasami ustawione przy wejściu.

      – Dlaczego mi się to przytrafia? Za jakie grzechy?

      – Nie musiałaś mnie wyciągać ze szpitala. Wcale nie było mi tam tak źle.

      Przeszłyśmy do pokoju. Stanęłam jak wryta i z rozdziawioną gębą patrzyłam na wyposażenie. Cały pokój utrzymany był w kolorach czarnym i czerwonym. Wszędzie walały się różnego rodzaju świecidełka, dziwaczna biżuteria i całe koszyczki przeróżnych kamieni. Karty tarota i inne talie. Szkatułki drewniane pełne bransoletek, łańcuszków, kolczyków. Łapacze snów. Na ścianach wisiały muszelki i afrykańskie badziewie, które z pewnością musiało mieć jakieś znaczenie, ale nie dla mnie. Telewizor na półce z książkami, łóżko i stolik z błyszczącym, kolorowym obrusem. Pełno szmatławców, ustawionych w długich szeregach, gdzie tylko było to możliwe.

      – Boże, czy ty jesteś czarownicą?

      – Nie, ale ciekawi mnie ezoteryka i takie tam sprawy.

      Podeszłam do kart. Wyciągnęłam rękę i już chciałam je wziąć, kiedy usłyszałam cichy krzyk.

      – Nie bierz! To moje karty!

      – Przecież ci ich nie zjem!

      – Wiem. Jakoś nigdy karty nie należały do twoich ulubionych dań.

      Roześmiałam się. Ona też. Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia.

      – Karty mogę trzymać w rękach tylko ja, ponieważ są to moje karty. Gdyby chodziło o inne, nie byłoby problemu.

      – Niech będzie – westchnęłam i usiadłam na łóżku. – Mogę poprosić o trochę wody?

      Woda od razu pojawiła się na stole. Choć moja przyjaciółka była przy tuszy, poruszała się zwinnie i szybko.

      – Jak masz właściwie na imię?

      – Wanda.

      Napiłam się wody i odetchnęłam. Głowa jednak nadal mi pulsowała i nie wiedziałam, co z tym zrobić. Tymczasem Wanda podeszła do telewizora i wyciągnęła zza niego koniak. Nalała do dwóch kieliszków i usiadła obok mnie na łóżku, które skrzypnęło ostrzegawczo pod nadmiernym ciężarem.

      – Wypij. Dobrze ci zrobi.

      Stuknęłyśmy się i wypiłyśmy na raz. Zakaszlałam.

      – Wiem – powiedziała Wanda. – Nie jest to koniak takiego gatunku, do jakiego jesteś przyzwyczajona, ale i tak pomoże.

      – Smakuje mi. I naprawdę działa. – Obdarzyłam ją pierwszym uśmiechem, za który ona odwdzięczyła się tym samym.

      – Długo cię tu nie było.

      – Naprawdę? Przecież mówiłaś, że jesteśmy przyjaciółkami.

      – Tak, ale od kiedy wyszłaś za Kiełbasę, nie miałaś dla mnie zbyt wiele czasu.

      – Naprawdę? Aż tak bardzo go kochałam?

      – Szalenie. Ale ja wiedziałam, że prędzej czy później się spotkamy.

      – Karty ci to powiedziały? – Wskazałam głową leżącą obok talię.

      – Tak. Zresztą od początku cię przed nim przestrzegałam. Wiedziałam, że to facet nieodpowiedni dla ciebie.

      – To znaczy?

      – Że pewnego dnia będzie chciał cię zabić!

      ROZDZIAŁ 5

      Nocna rozmowa

      Zakrztusiłam się, mimo że nic w tym momencie nie piłam.

      – Zabi-bić?

      – Zabić. Nie zabibić – poprawiła mnie. – Tak. Czemu jesteś taka zdziwiona? Przecież jeszcze przed ślubem ci to mówiłam, ale ty nie słuchałaś.

      Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, co powiedziała.

      – Aha. Więc o to chodzi. Pokłóciłyśmy się?

      – Ja się nie kłóciłam. To ty zachowywałaś się histerycznie. Oskarżałaś mnie, że ci zazdroszczę i że chcę, byś całe życie była nieszczęśliwa. Krzyczałaś, że go kochasz, on kocha ciebie i że cokolwiek się stanie, nic wam nie przeszkodzi w byciu razem.

      Poczułam się dziwnie.

      – Przepraszam.

      – Nie musisz. Przecież wiedziałam, że znowu się zejdziemy.

      – Dlaczego, według ciebie, chciał mnie zabić?

      – Nie: chciał, tylko: chce – znowu mnie poprawiła. – Widocznie zbyt dużo widziałaś.

      – Nie rozumiem.

      – Ja też nie. Ale o twoim kochanym mężu od lat mówi cały Wodzisław. Wiedziałaś, że jest mafiosem?

      Znowu się zakrztusiłam, tym razem jednak z wodą w ustach. Kaszlałam przez dłuższą chwilę.

      – Żartujesz? Nie wyszłabym za kogoś takiego!

      – Nie? Obrączka na twoim palcu mówi co innego.

      – No dobrze, załóżmy, że naprawdę jest mafiosem. Co z tego? Może jest dobrym i kochającym mężem i…

      – I dobrym mafiosem? Opanuj się, Marlena. Przecież nie masz dziesięciu lat. Zresztą, czy kochający mąż próbowałby uciszyć swoją żonę?

      – Nie mamy dowodów.

      – Nie? A co powiesz na to?

      Wanda wyciągnęła spod stolika jakiegoś szmatławca i podała mi go, otwierając wcześniej na odpowiedniej stronie. Spojrzałam. Widniała na niej wielka fotografia niezwykle przystojnego mężczyzny w czarnym garniturze i przyciemnionych okularach.

      – Jak zdejmie okulary, nie jest już taki ładny – szepnęła Wanda.

      Przez dobrze dopasowany garnitur można było dojrzeć doskonale ukształtowane mięśnie. Musiał mieć ze dwa metry wzrostu. Czarne buty błyszczały jak opale, a okolona ciemnymi włosami głowa doskonale współgrała z mocno zarysowanym nosem i pełnymi ustami. Kapelusz i cygaro były chyba nieodłączną częścią jego garderoby.

      – To… to naprawdę mój mąż? – wyjąkałam.

      Czułam, że mogłabym się w tym mężczyźnie zakochać nawet teraz.

      – Niestety tak.

      – Przystojny…

      – To tylko opakowanie. Środek niestety jest gorzki i śmierdzący.

      Teraz skierowałam wzrok na stojącą obok niego kobietę, ubraną w czerń, w ciemnym kapeluszu z ogromnym rondem i woalką zasłaniającą twarz. Miała niesamowicie długie nogi, takie żyrafie, szczupłą talię, piersi à la Pamela Anderson, błyszczącą kolię na szyi, a na palcu jednej ręki pierścionek z olbrzymim diamentem. Dwie rzeczy najbardziej zwróciły moją uwagę: jej wymalowane na czerwono usta, mówiące, że kobieta ta łaknie krwi, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie, i ręka mojego męża, obmacująca jej idealnie zarysowany tyłek.

      – Obłapuje ją! – powiedziałam zdziwiona. – Kim ona jest?

      – Jego siostrą.

      – Naprawdę?

      Wanda wybuchnęła śmiechem.

      – Żartuję. Mogłabyś wreszcie stać się sobą, bo taka naiwna to mi się jednak nie podobasz. Wydaje mi się, że w tym szpitalu


Скачать книгу
Яндекс.Метрика