Эротические рассказы

Star Force. Tom 2. Zagłada. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.

Star Force. Tom 2. Zagłada - B.V. Larson


Скачать книгу
aby pan wysłał marines do każdej klatki.

      – A, o to chodzi. Dostałem meldunki od techników. Mówią, że coś się dzieje z maszynami.

      – Nic się z nimi nie dzieje. To ja zmieniłem rozkazy.

      – Tak?

      – No tak – załapałem w końcu. – Dlatego tu przyszedłeś, prawda? Chciałeś się przekonać, co, do cholery, robię z maszynami.

      – No cóż, mieliśmy ścisły harmonogram, którego trzeba było przestrzegać.

      – Harmonogram? A kto go ustalił?

      – Generał Sokołow, sir.

      – Sokołowa już tu nie ma. Teraz ja dowodzę. Oto pana nowe rozkazy: proszę wysłać po jednym marine do każdej klatki i nakazać im gromadzenie świeżo wyprodukowanych nanitów.

      – Jestem pewien, że technicy wiedzą, że mają to zrobić.

      – Nie przy wszystkich są technicy. Prawdę mówiąc, przy większości nie ma. Proszę wydać polecenie.

      Kwon czasem bywał powolny, ale w końcu dotarła do niego niecierpliwość brzmiąca w moim głosie.

      – Tak jest – powiedział, przekazując moje polecenie.

      Odwróciłem się do Jednostki Czternastej i wróciłem do obliczeń. Chciałem, żeby mój pierwszy okręt gotów był wcześniej niż za dwadzieścia trzy godziny. Zrezygnowałem z ramienia. Może jeśli ziemskie rządy dadzą mi czas i materiały, uda się to uzupełnić w przyszłości.

      – Sir – powiedział Kwon.

      Spojrzałem zdziwiony, że jeszcze tu jest. Ach, właśnie, sam miałem spytać.

      – Jak tam nasza kwarantanna? Chcę, aby baza została szczelnie zamknięta. Od tego momentu nikt nie wchodzi ani nie wychodzi.

      – W tym jest problem, sir.

      – Kwon, potrzebuję człowieka, który da sobie radę bez prowadzenia za rączkę. Dlaczego tu jeszcze stoisz?

      – Ponieważ ktoś tu się jednak dostał. Przed chwilą na południowym krańcu bazy wylądował śmigłowiec.

      Słyszałem maszynę, ale ponieważ nie rozległy się żadne strzały, uznałem, że to ktoś z naszych.

      – Kto?

      – Generał Kerr, sir.

      Rozdział 6

      Widok Kerra zaskoczył mnie. Ta wizyta była poważnym naruszeniem protokołu. Ustaliliśmy, że ziemskie siły zbrojne nie będą zbliżać się do wyspy bez wcześniejszego uprzedzenia i zgody. Każdy gość powinien wylądować w głównej bazie i rozmawiać ze sztabowcami, jeśli chciał iść w jakieś inne miejsce. Cholera, o tej bazie nie powinni nawet wiedzieć. Miała być tajna.

      Ale to dotyczyło czasów sprzed momentu, kiedy wszystkie nasze okręty poleciały w stronę jakiejś zapomnianej skały w kosmosie, zabierając w swoich przepastnych brzuchach pilotów Sił Gwiezdnych. Najwyraźniej rządy uznały, że naszych umów nie trzeba już dotrzymywać.

      – Riggs? – zawołał Kerr, idąc w moim kierunku. Uniósł rękę w geście powitania. W wielu aspektach był to niezwykły człowiek. Fakt, że wszyscy wokoło mogą chcieć go natychmiast zabić, nie robił na nim żadnego wrażenia.

      – Generale Kerr – powiedziałem, delikatnie ściskając jego dłoń. Za każdym razem, kiedy miałem do czynienia z normalnym człowiekiem, musiałem pamiętać, żeby uważać na moją siłę.

      Kerr uśmiechnął się, ale bardzo oficjalnie.

      – Dobrze wiedzieć, że ci się udało, Riggs. Wiedziałem, że ty to zrobisz.

      – Trzymałem się tylko pana sugestii, sir.

      Kerr zaśmiał się krótko. Podczas naszej rozmowy rozglądał się po obozie. Zauważył dwie wieże strażnicze i po sześciu ludzi w każdej z nich. Nie wydawało się, żeby był pod wrażeniem.

      – Może mi pan powiedzieć, co jest przyczyną pana wizyty, sir? – spytałem.

      Znów spojrzał na mnie.

      – Co się tam, do cholery, stało?

      Opowiedziałem mu w skrócie o mojej rozmowie z makrosami. Na koniec podałem szczegóły zawartego zawieszenia broni. To już wywarło wrażenie.

      – A więc podsumujmy: obiecał pan rasie gigantycznych robotów, że damy im sześćdziesiąt pięć tysięcy ton naszych najlepszych żołnierzy? Aby walczyli u ich boku?

      – Tak, sir. Mamy rok na przygotowanie żołnierzy albo wojna znów się zacznie.

      – Kto wpadł na ten szalony pomysł? Crow?

      Pomyślałem o powiedzeniu mu prawdy, że to wyszło przypadkiem i mieliśmy dużo szczęścia. Ale to nie brzmiało dobrze, tak więc informacje o przebiegu rozmów zostawiłem dla siebie.

      – Prowadziłem negocjacje sam, sir. Ale proszę uznać za pewnik, że gdybyśmy zaatakowali flotę makrosów, przegralibyśmy. Ziemia nie miałaby żadnych szans.

      Kerr oblizał usta.

      – Wierzę panu.

      Nie miałem co do tego pewności, więc wolałem nie ciągnąć tematu.

      – W jakim punkcie się więc znajdujemy, generale?

      – Zanim do tego dojdziemy, chciałbym porozmawiać o Niebieskich.

      – A co z nimi? – spytałem.

      – Na ile jest pan pewien informacji o nich? Myśli pan, że to oni stworzyli zarówno nanity, jak i makrosy? Nadal uważa pan, że są uwięzieni na swojej planecie?

      Wzruszyłem ramionami.

      – O ile mi wiadomo, to tak, sir.

      Pokręcił głową.

      – Myli się pan. Przynajmniej częściowo.

      – W jaki sposób?

      Kerr wskazał brodą morze.

      – Wie pan, że mamy tam okręty podwodne, prawda?

      – Tak przypuszczam.

      – No cóż, nasze okręty schodzą pod powierzchnię, aż do samego dna. Jeśli zbudujemy je wystarczająco solidnie, możemy w nich nadal oddychać i normalnie funkcjonować.

      Zmarszczyłem brwi. Zaczynałem rozumieć, do czego prowadzi to porównanie.

      – A więc nie zgadzacie się, że Niebiescy są unieruchomieni na swojej planecie ze względu na grawitację?

      Kerr ponownie zaprzeczył.

      – Nie, nie kupujemy tego. Jest pan naukowcem, ale nie fizykiem. Nie winię pana, ja także nie zrozumiałem tego od razu, ale tu chodzi o ciśnienie, a nie grawitację. Jeśli budują statki w gęstej atmosferze o dużym ciśnieniu, powinni być w stanie opuścić swoją planetę. Tak przynajmniej twierdzą moi jajogłowi.

      – Hm – zamyśliłem się. Prawdę mówiąc, to miało sens. Chyba doszedłem do niekoniecznie słusznych wniosków na podstawie rozmów z Alamo. – No cóż, może mają organy, które wymagają także grawitacji, nie tylko ciśnienia?

      – Tego nie wiemy, ale też nie ma podstaw do takich przypuszczeń.

      – A co z prędkością ucieczki? – spytałem. – Musieliby znosić ogromne przeciążenia, żeby wyrwać się z takiego pola grawitacyjnego.

      Generał Kerr wzruszył ramionami.

      – Znów poruszamy się po omacku, ale moi ludzie twierdzą, że to bez


Скачать книгу
Яндекс.Метрика