Star Force. Tom 8. Szturm. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.
Przestań, Marvin, ale już. Po prostu powiedz mi, po co obładowałeś się płytami, a ja zdecyduję, czy pozwolę ci je zatrzymać.
Kamery robota spoczęły na mnie, a ja wiedziałem, że zastanawia się, czy próbować oszustwa, czy zaufać mojej ocenie. Nie odzywał się, czyli wybór nie należał do łatwych.
– Odpowiadaj albo natychmiast zrzucaj płyty.
– Obliczyłem, że z sześćdziesięciojednoprocentowym prawdopodobieństwem ten okręt zostanie zniszczony w ciągu czterech dni.
Kiwnąłem głową. Nie wątpiłem w jego obliczenia.
– Aha. Rozumiem. I chcesz być gotowy do skoku, jeśli zostaniemy trafieni.
– Taka opcja pojawiła się w moim rozumowaniu.
– Jasne. Powodzenia. Z tego, co widzieliśmy dotychczas, zostaniemy zgnieceni jak puszka po piwie.
– Czy z pana wypowiedzi dobrze wnioskuję, że wolno mi zatrzymać systemy napędowe?
Westchnąłem.
– Niech ci będzie. Tylko zacznij już tłumaczyć. Chcę porozmawiać z Niebieskimi.
– Przepraszam, sir? Czy chce pan, abym przekazywał sygnał przez inny okręt?
– Nie, wysyłaj z tego. Bezpośrednio do Niebieskich.
Kiedy mówiłem te słowa, ludzie na mostku zamarli. Zignorowałem to, bo nie chciałem udzielać im reprymendy. Dlaczego uważali, że będę chciał skierować ryzyko na inny okręt? Wszyscy należeliśmy do Sił Gwiezdnych i mieliśmy takie samo prawo żyć. Poza tym znajdowaliśmy się poza zasięgiem Fobosa.
– Kanał otwarty – powiadomił Marvin.
– Tu pułkownik Kyle Riggs. Odniosłem wrażenie, że między nami panuje rozejm. Atakując nas, udowodniliście, że jesteście pozbawionymi honoru śmieciami.
Nie wiedziałem, jak Marvin przetłumaczył słowo „śmieć” workom gazowym nieprodukującym stałych odpadków, ale chyba znalazł jakiś odpowiednik. Czekaliśmy około dwóch minut na odpowiedź.
– Jest coś?
Oficer łączności pokręciła głową.
Wciągnąłem powietrze i zwróciłem się do Marvina:
– No to wyślijmy kolejną wiadomość.
– Gotów.
– Do agresorów ścigających mój okręt. Nakazuję wam zatrzymanie się. Zawróćcie na swoją planetę i oczekujcie na dalsze instrukcje. Wasze poddanie się zostało zaakceptowane, a okręt staje się naszą własnością.
Zamknąłem kanał i ponownie czekałem ze splecionymi na piersiach rękami. Podeszła do mnie kapitan Sarin.
– Sir, co pan robi? – szepnęła.
– Zmuszam ich do odezwania się. Skoro nie chcą rozmawiać, to staram się uzyskać jakąkolwiek odpowiedź. Byle tylko rozpocząć.
– Pana wiadomości nie brzmią zbyt dyplomatycznie, pułkowniku.
– Chyba lepszy ze mnie negocjator policyjny niż dyplomata.
Cofnęła się i zajęła swoimi ekranami. Cieszyłem się, że dałem jej dowództwo Gatre. Dobrze sobie radziła, a mnie stymulowała jej obecność na mostku.
– Sir – odezwał się nagle Marvin – nadeszła wiadomość.
– Przetłumacz i daj na ogólne głośniki mostka. Posłuchajmy, co mają do powiedzenia.
Wszyscy z napięciem oczekiwali na tłumaczenie. Jasmine spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i pokręciła głową. Myślę, że trochę ją zaskoczyłem tym, że udało mi się uzyskać odpowiedź, ale nie za bardzo.
– Tu istota zwana Tolerancją, początek wiadomości: musimy zareagować na twoje twierdzenia, pułkowniku Kyle’u Riggsie. Nie zainicjowaliśmy tego konfliktu. Nie daliśmy żadnego sygnału, że chcemy się poddawać. Twój sposób myślenia jest błędny, a umysł niczym innym jak wiatrem.
Chyba nazwał mnie właśnie głupcem. To było dziwne, jak na nich. Poczułem dumę. Zostałem właśnie pierwszym w historii człowiekiem osobiście obrażonym przez Niebieskich.
– Tolerancja! – zawołałem, dając jednocześnie znać Marvinowi obrotowymi ruchami palcem, by kontynuował tłumaczenie. – Stary kumplu, nie gadaliśmy ze sobą jakiś czas. Cieszę się, że cię słyszę. Możemy się porozumieć, ty i ja. Robiliśmy to już w przeszłości, by uniknąć niepotrzebnych zniszczeń po obu stronach.
– Rzeczywiście rozmawialiśmy w przeszłości. Ostrzegałem cię wtedy, że anihilacja twardych jest możliwa. To ty uruchomiłeś okręt, którym lecę, pułkowniku Kyle’u Riggsie. Spowodowałeś wydarzenia, które spadną na twoich ziomków. Wkrótce zaśpiewają swą ostatnią pieśń.
Zmarszczyłem brwi. Nie brzmiało to, jakby mówił o zniszczeniu kilku okrętów. Załoga na mostku odniosła chyba to samo wrażenie, bo rozległy się szepty, a ja poczułem na sobie wzrok wielu osób.
Przypomniałem sobie rozmowy z tym Niebieskim. Mówił coś o możliwości wymazania ludzkości z kosmosu. Wtedy traktowałem to jako brawurę pokonanego. Ale może on odnosił się do tego potwora, którego nazwaliśmy Fobosem?
– W porządku, Tolerancjo – powiedziałem. – Udało ci się skupić moją uwagę. Czego chcecie? Jak uspokoić wasz gniew?
Tym razem na odpowiedź czekaliśmy dłużej.
– Istota zwana pułkownik Kyle Riggs musi zostać zniszczona. To najważniejszy priorytet.
– Ja? Czemu jestem na czele listy?
– Ponieważ osobiście obrażałeś i krzywdziłeś nas zbyt długo.
Trudno było się z tym nie zgodzić.
– Ponadto – kontynuował worek – uznaliśmy, że zniszczenie ciebie, jako przywódcy wojskowego waszego gatunku, zapewni nam zwycięstwo.
– Mogę przyjąć to tylko jako komplement.
– To nie zostało wypowiedziane w ten sposób.
– A więc twierdzisz, że nadal się nas boicie? Nawet z tym wielkim okrętem lecącym za nami?
– Nie boimy się was.
Oczywiście, że się bali, a przynajmniej bali się mnie. To ja rozkazałem naszym okrętom zbombardowanie ich. To zaszokowało aroganckie istoty, przyzwyczajone do traktowania wszystkich z góry. Udało mi się sięgnąć w głąb tej gęstej zupy, którą nazywali domem, i pozabijać wielu z nich. To wstrząsnęło ich społecznością. Na mnie sprawiali wrażenie podobne do zapatrzonych w siebie Chińczyków z zamierzchłej przeszłości. Kultura, która mogła zapanować nad światem, zlekceważyła to i zajęła się sama sobą, nie zważając na barbarzyńców, którzy otaczali jej cywilizacyjny raj.
Dla Niebieskich byłem Mongołem u bram. Strasznym, nieznanym i niespodziewanym. Barbarzyńcą, którego nie dało się zignorować.
Pytanie, jak to najlepiej wykorzystać.
– Rozmawiałem z kilkoma waszymi o honorze i błędach. Mówili, że wypuszczenie w kosmos makrosów było błędem. Że nie mieli zamiaru pozwolić im na niszczenie świata za światem. Czy ty osobiście się z tym zgadzasz?
– Jeśli próbujesz oczyścić się z winy, nazywając ją błędem, obawiam się, że to bezcelowe. Zostałeś osądzony i uznany za winnego niezliczonych zbrodni. Uważaj mnie za przedstawiciela wymiaru sprawiedliwości.
A to mnie zainteresowało. Chyba znalazłem coś, czego można było się chwycić.
–