Spętani przeznaczeniem. Вероника РотЧитать онлайн книгу.
skórę. Czuję, że nie zdołam jej ukoić, ale zbyt się martwię jej stanem, by nie spróbować.
Posyłam jej kępy piórzycy i twarde, polerowane drewno. Dodaję ciepłą oliwę i zaokrąglony kawałek metalu. Bez skutku. Sfrustrowana ocieram się o nią. Dlaczego nic nie mogę zrobić, by jej pomóc?
Przez tyk zastanawiam się, czy poprosić kogoś o pomoc. Akos i Cyra są na pokładzie nawigacyjnym. Mama znajduje się gdzieś pod nimi. Nawet ich zbuntowaną przyjaciółkę Tekę mam na wyciągnięcie ręki. Leży na ławce z gęstwiną włosów w kolorze jasny blond rozrzuconych dookoła twarzy. Nie mogę żadnego z nich zawołać. Przede wszystkim fizycznie nie mogę – dar nurtu nie pozwala mi ich niepokoić. Poza tym instynkt podpowiada, że lepiej spróbować samodzielnie zdobyć zaufanie Isae.
Isae tymczasem sprowadza mnie na dół, na piętro z dwoma magazynkami i umywalnią. To właśnie tam jest moja mama, co poznaję po szumie przetworzonej wodzy. W jednym z pozostałych pomieszczeń – tym z oknem, tego jestem pewna – siedzi mój brat Eijeh. Na jego widok czuję ból. Tyle czasu minęło od jego porwania! W dodatku wydaje się taki drobny w porównaniu do tego bladego drągala Ryzeka Noaveka. Zawsze sądziłam, że kiedy ludzie dorastają, stają się silniejsi. Potężniejsi. Ale nie Eijeh.
Drugi magazynek – zawierający wszystkie środki czystości – skrywa właśnie Ryzeka. Wzdrygam się na samą myśl o tym, że człowiek, który kazał porwać moich braci i doprowadził do śmierci mojego ojca, znajduje się tak blisko mnie. Isae zatrzymuje się pomiędzy drzwiami i uświadamiam sobie, że zamierza wejść do jednego z pomieszczeń. Nie chcę, by odwiedziła Eijeha.
Wiem, że technicznie rzecz biorąc, to on zabił Ori. To on trzymał wtedy nóż. Znam jednak swojego brata. Jestem przekonana, że nikogo by nie zabił, a już na pewno nie swoją przyjaciółkę z dzieciństwa. Musi istnieć jakieś inne wytłumaczenie tego, co się stało. Winę za jej śmierć z pewnością ponosi Ryzek.
– Isae – mówię. – Co…
Trzema palcami dotyka swoich ust, chcąc mnie uciszyć.
Dalej stoi pomiędzy dwoma pomieszczeniami. Zastanawia się nad czymś, sądząc po cichym szumie, który ją otacza. W końcu wyciąga z kieszeni klucz. Musiała zabrać go Tece, kiedy zajrzała do niej, by upewnić się, czy zdążamy w stronę Siedziby Zgromadzenia. Wkłada go w zamek celi Ryzeka. Sięgam po jej dłoń.
– On jest niebezpieczny – mówię.
– Poradzę sobie – odpowiada, a jej oczy łagodnieją. – Nie pozwolę mu cię skrzywdzić. Obiecuję.
Puszczam ją. Jakaś część mnie pragnie go zobaczyć. Wreszcie spotkać tego potwora.
Otwiera drzwi. Ryzek siedzi pod ścianą z podwiniętymi rękawami i szeroko rozłożonymi nogami. Ma długie, chude palce u stóp i szczupłe kostki. Patrząc na niego, mrugam. Czy wszyscy sadystyczni dyktatorzy mają takie delikatne stopy?
Jeśli Isae wydaje się przestraszona, nie daje tego po sobie poznać. Staje z rękami złożonymi na piersiach. Wysoko zadziera głowę.
– Proszę, proszę – mówi Ryzek, przesuwając językiem po zębach. – Podobieństwa pomiędzy bliźniakami zawsze mnie zaskakują. Wyglądasz dokładnie tak jak Orieve Benesit. Oczywiście nie licząc blizn. Ile one mają?
– Dwie pory – odpowiada sztywno Isae.
Rozmawia z nim. Rozmawia z Ryzekiem Noavekiem, moim zaprzysięgłym wrogiem, porywaczem jej siostry, z całą serią morderstw wytatuowanych na ramieniu.
– A zatem jeszcze wyblakną – mówi. – Szkoda. Mają niezwykły kształt.
– Tak, wiem, jestem dziełem sztuki – odpowiada. – Artystą był jakiś świński włosień. Shotet, który taplał się w stercie odpadów.
Patrzę na nią. Nigdy nie słyszałam, by mówiła o Shotet z taką nienawiścią. To niepodobne do niej.
Świńskimi włosieniami nazywają ich ludzie, kiedy brakuje im obelg. W rzeczywistości są to szare, wijące się stworzenia żyjące wewnątrz organizmów. Pasożyty, które można usunąć othyrskimi lekarstwami.
– Och! – Jego uśmiech poszerza się, tworząc dołek na policzku. Kogoś mi przypomina. Być może Cyrę, choć na pierwszy rzut oka nie są do siebie podobni. – Więc uraza, którą czujesz do mojego ludu, nie jest wyłącznie kwestią rasową.
– Nie! – Isae przykuca, opierając łokcie na kolanach. Stara się wyglądać na dostojną i opanowaną, ale wciąż się o nią martwię. Choć jest szczupła i raczej wysoka, daleko jej do budowy Ryzeka, być może chudego, lecz potężnego. Jeden niewłaściwy ruch i rzuci się na nią. Co zrobię, by go powstrzymać? Zacznę krzyczeć?
– Słyszałeś o znakach? – mówi, wskazując jego ramię. – Odznaczysz sobie życie mojej siostry?
Wnętrze jego ramienia, bledsze i bardziej miękkie, nie ma żadnych blizn – pojawiają się na zewnątrz i prowadzą dookoła, rząd za rzędem. Bo ma ich więcej niż jeden.
– A co? Przyniosłaś mi nóż i odrobinę atramentu?
Isae zaciska usta. Papier ścierny, który czułam w niej, zamienił się w popękany kamień. Instynktownie opieram się plecami o drzwi i chwytam za klamkę.
– Zawsze oznaczasz sobie morderstwa, których nie popełniłeś? – pyta Isae. – Ponieważ kiedy ostatni raz cię widziałam, wcale nie stałeś z nożem na platformie.
Jego oczy błyszczą.
– Zastanawiam się, czy kiedykolwiek kogoś zabiłeś. A może wysługiwałeś się innymi ludźmi? – Przechyla głowę. – Tymi, którzy – w odróżnieniu od ciebie – mieli dostatecznie mocny żołądek.
To obelga w języku shotet. Taka, której Thuvhe nawet by nie wyłapał. Ryzek daje się schwytać w sidła. Wbija w nią wzrok.
– Panna Kereseth! – mówi, nie patrząc na mnie. – Przypominasz starszego z twoich dwóch braci – dodaje i dopiero wtedy spogląda w moją stronę, jak gdyby oceniając mnie. – Nie jesteś ciekawa, czym się stał?
Zamierzam odpowiedzieć mu chłodno, jak gdyby nic dla mnie nie znaczył. Chcę spojrzeć mu w oczy, zademonstrować siłę. Marzę o zemście na tysiąc sposobów. Rodzą się we mnie niczym szakwiaty budzące się do życia w czasie Kwitnienia.
Otwieram usta, ale nie wydaję żadnego dźwięku.
Świetnie, myślę, i wypuszczam swój dar nurtu niczym klaśnięcie w dłonie. Zrozumiałam już, że nie wszyscy potrafią kontrolować go do tego stopnia co ja. Chciałabym jednak opanować go na tyle, by móc swobodnie mówić.
Widzę, jak pod wpływem mojego daru Ryzek odpręża się. Na Isae znów nie oddziałuję – a przynajmniej nie dostrzegam tego – być może jednak zdołam rozplątać mu język. Cokolwiek Isae planuje, najpierw chce zmusić go do mówienia.
– Mój ojciec, wielki Lazmet Noavek, nauczył mnie kiedyś, że ludzie mogą być jak ostrza nurtu, o ile umiejętnie się nimi włada. Jednak najlepszą bronią jest się samemu – mówi Ryzek. – Zawsze brałem to sobie do serca. Doprowadziłem do śmierci wielu ludzi i czasami wykonywano to za mnie. Jednak zapewniam, pani kanclerz, że wszystkie te ofiary należą do mnie.
Pochylił się i opadł na kolana, wsuwając pomiędzy nie dłonie. Ich oddechy niemalże się krzyżowały.
– Odznaczę na swoim ramieniu życie twojej siostry – oświadczył. – To będzie ważne trofeum w mojej kolekcji.
Ori. Pamiętam, jaką herbatę pijała każdego poranka (korę harva, która zapewniała energię i jasność umysłu) oraz jak bardzo nie lubiła swojego ukruszonego przedniego