Spętani przeznaczeniem. Вероника РотЧитать онлайн книгу.
sięga po wyciągniętą rękę, po czym sztywnieje i otwiera szeroko oczy.
– Wręcz przeciwnie, kochałam ją bardziej niż kogokolwiek – mówi Isae i ściska mu dłoń. Wręcz zanurza w niej paznokcie. Jednocześnie jej lewa ręka podąża w stronę buta.
Jestem zbyt oszołomiona, by uświadomić sobie, co się dzieje. Tymczasem jest już za późno. Isae lewą ręką wyciąga z buta nóż. Był przywiązany do jej nogi. Prawą ręką przyciąga Ryzeka do siebie. Nóż i mężczyzna suną ku sobie. W końcu zderzają się i gulgoczący jęk przypomina mi salon w moim domu, moje dorastanie i krew, którą szlochając, zmywałam z podłogi.
Ryzek opada na ziemię. Krwawi.
Opuszczam dłoń na klamkę drzwi i wychodzę na korytarz. Łkam i płaczę, uderzam w ściany. Nie, nie robię tego. Mój dar nurtu mi na to nie pozwala.
Pozwala mi jedynie, na samym końcu, wydać pojedynczy, słaby okrzyk.
ROZDZIAŁ 3 CYRA
POBIEGŁAM NA POKŁAD, Z KTÓREGO dobiegł okrzyk Cisi Kereseth, Akos biegł tuż za mną. Nie przejmowałam się szczeblami drabinki, lecz po prostu zeskoczyłam na dół. Ruszyłam prosto do celi Ryzeka. Podejrzewałam, że to właśnie on przyczynił się do jęku, który usłyszeliśmy. Zobaczyłam Cisi przytuloną do ściany korytarza naprzeciwko otwartych drzwi magazynu. Tuż za jej plecami, zaalarmowana tym samym krzykiem, pojawiła się Teka. Isae Benesit stała w celi, a u jej stóp, w plątaninie rąk i nóg, leżał mój brat.
Było w tym odrobinę poezji – tak jak podejrzewam. Tak jak Akos widział życie opuszczające jego ojca leżącego na podłodze, tak ja widziałam mojego brata.
Śmierć trwała dłużej, niż się spodziewałam. To celowe, jak sądziłam – Isae Benesit stała nad jego ciałem przez cały czas, z zakrwawionym nożem w garści, z pustymi, lecz czujnymi oczami. Chciała delektować się tą chwilą, chwilą triumfu nad człowiekiem, który zabił jej siostrę.
Cóż, jednym z tych ludzi, którzy zabili jej siostrę. Przecież to Eijeh trzymał wówczas ostrze, a teraz znajdował się w sąsiednim pomieszczeniu.
Oczy Ryzeka napotkały moje i jakby za sprawą jego dotyku zanurzyłam się w przeszłości. To nie było wspomnienie, które mi odbierał, lecz takie, które dotąd niemalże ukrywałam przed sobą.
Stałam w przejściu za Salą Oręża, z okiem przyłożonym do szczeliny w ścianie. Przyszłam tu, by podglądać spotkanie mojego ojca z prominentnym biznesmenem-szumowiną Shotet. Często przysłuchiwałam się rozmowom ojca, zwłaszcza kiedy się nudziłam i była ciekawa tego, co dzieje się w domu. Jednak to spotkanie nie poszło dobrze. Nigdy wcześniej, kiedy tam zaglądałam, tak się nie wydarzyło. Mój ojciec uniósł dłoń i przytknął sobie dwa palce do głowy, niczym asceta zoldański udzielający błogosławieństwa. Biznesmen sięgnął po nóż. Poruszał się nerwowo, jakby walczył z własnymi mięśniami.
Przyłożył nóż do kącika swojego oka.
– Cyra! – syknął głos za mną, aż się wzdrygnęłam. Młody, dropiaty Ryzek uklęknął tuż obok mnie. Objął moją twarz rękami. Do tego momentu nie uświadamiałam sobie, że z oczu ciekną mi łzy. Kiedy w sąsiednim pokoju rozległ się krzyk, przycisnął dłonie do moich uszu i przytulił mnie do piersi.
Po jakimś czasie odsunął się i otarł łzy z moich policzków.
– Co zawsze mówi matka? – zapytał. – Ten, kto poszukuje bólu…
– Zawsze go znajduje – odpowiedziałam, kończąc zdanie.
Teka chwyciła mnie za ramiona i lekko potrząsnęła, wypowiadając moje imię. Spojrzałam na nią zaskoczona.
– Co się stało? – zapytałam.
– Twoje cienie… – Pokręciła głową. – Nieważne.
Wiedziałam, o co jej chodzi. Mój dar wyrwał się, oplatając mnie czarnymi nitkami. Cienie nurtu zmieniły mi się, odkąd Ryzek próbował zmusić mnie do torturowania Akosa w celi poniżej amfiteatru. Teraz pływały po powierzchni mojej skóry, zamiast kryć się wewnątrz niej niczym ciemne żyły. Bolało. Miałam wrażenie, że ten epizod jest gorszy niż zazwyczaj – wzrok rozmazywał mi się i czułam własne paznokcie na dłoniach.
Akos klęczał w krwi mojego brata, przykładając palec do jego szyi. Widziałam, jak jego ręka opada, jak on sam osuwa się na ziemię i obejmuje za uda.
– Stało się – powiedział. Brzmiał głęboko, jak gdyby gardło spływało mu mlekiem. – Po tym wszystkim, co Cyra zrobiła, by mi pomóc… po wszystkim…
– Nie zamierzam przepraszać – oświadczyła Isae, odrywając w końcu wzrok od Ryzeka.
Przyjrzała się naszym twarzom; Akosowi otoczonemu krwią, Tece łypiącej zza moich pleców szeroko otwartymi oczami, mnie z czarnymi smugami na dłoniach, wreszcie Cisi trzymającej się pod ścianą za brzuch. Powietrze miało cierpki, kwaśny smak.
– Zamordował moją siostrę – wyjaśniła Isae. – Był tyranem, oprawcą i mordercą. Nie zamierzam przepraszać.
– Nie chodzi o niego. Sądzisz, że nie pragnąłem jego śmierci? – Akos podniósł się na nogi. Krew ściekała po jego spodniach, z kolan na kostki. – Oczywiście, że pragnąłem! Zabrał mi więcej niż tobie! – Stał tak blisko niej, że zaczęłam podejrzewać, że się na nią rzuci, jednak tylko zamachał rękami. – Najpierw chciałem, żeby wszystko naprawił. Żeby przywrócił Eijeha. Ja…
Prawda dopiero do niego docierała. Choć Ryzek jest – był – moim bratem, to Akos pogrążał się w smutku. Przygotował i starannie zaaranżował każdy element ucieczki. Chciał uratować swojego brata, raz po raz był jednak chwytany przez ludzi znacznie od niego silniejszych. W końcu zdołał uwolnić go z rąk Shotet, ale nie ocalić. Wszystkie jego plany, wszystkie zmagania, wszystkie starania… okazały się płonne.
Akos oparł się o sąsiednią ścianę. Próbował wziąć się w garść. Zamknął oczy i zdusił jęk.
W końcu otrząsnęłam się z transu.
– Idź na górę – powiedziałam do Isae. – Zabierz ze sobą Cisi.
Spojrzała na mnie, jakby chciała zaprotestować, jednak po chwili zrezygnowała. Upuściła narzędzie zbrodni – zwykły, kuchenny nóż – w miejscu, w którym stała. Podeszła do Cisi.
– Teka – powiedziałam. – Zabierzesz Akosa na górę, dobrze?
– Czy ty… – zaczęła Teka, ale zamilkła. – W porządku.
Isae i Cisi, Teka i Akos… Zostawili mnie tu samą, przy ciele mojego brata. Zmarł obok miotły i butelki środka dezynfekującego. Jak wygodnie, pomyślałam i zdusiłam śmiech. A raczej próbowałam, gdyż nie udało mi się to. Po chwili słaniałam się już na nogach ze śmiechu. Przeczesałam dłonią włosy. Na bok, tam, gdzie widać było srebrną dermę. Chciałam przypomnieć sobie, jak ciął mnie dla rozrywki tłumu, jak osadzał okruchy siebie wewnątrz mojego umysłu, zupełnie jakbym była nagim polem bólu czekającym na zaoranie. Blizny pokrywające całe moje ciało zawdzięczałam właśnie Ryzekowi.
A teraz uwolniłam się od niego.
Kiedy się uspokoiłam, postanowiłam sprzątnąć bałagan po Isae Benesit.
Ciało Ryzeka nie odstraszało mnie, podobnie zresztą jego krew. Wyciągnęłam je za nogi na korytarz. Kiedy szarpałam się z nim, pot spływał mi po karku. Choć Ryzek przypominał szkielet, po śmierci okazał się ciężki i zapewne taki był za życia. Kiedy