Эротические рассказы

Star Force. Tom 1. Rój. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.

Star Force. Tom 1. Rój - B.V. Larson


Скачать книгу
To musiały być jakieś wskazówki. Dawane z pełną premedytacją. Gdyby tajemniczy testerzy zwyczajnie sprawdzali reakcje obiektu nieświadomego, że podlega obserwacji, to przecież nie informowaliby go o postępach!

      Myślałem i myślałem, a przez ten czas podłoga podgrzała się o parę ładnych stopni. Mogą mnie, cholernicy, zmusić do współpracy przez podgotowanie.

      – Zgodzę się pod warunkiem, że mogę zadać jedno pytanie na każde pytanie zadane przez ciebie.

      – Demonstracja zdolności negocjacyjnych – ozwał się głos.

      Otworzyły się kolejne drzwi. Uniosłem brwi.

      – Więc to tak? – spytałem głośno. Zdaje się, że zdałem kolejny egzamin. Zdałem go, próbując targów. Nikt mnie o nic nie zapytał, nie wymieniliśmy się informacjami. Wszystko to razem było jednym wielkim egzaminem.

      Ostrożnie dotknąłem podłogi w następnym pokoju mocno obolałą stopą. Tam gdzie stałem, zrobiła się chłodniejsza, owszem, ale i tak uznałem, że najwyższy czas ruszyć się z miejsca. Każda próba prowadziła mnie dalej, a miejsce, które opuszczałem, znikało. Kara za pozostanie wydawała się oczywista: wyrzucenie ze statku i półtorakilometrowy lot ku ziemi. Więc poszedłem dalej, spojrzałem przed siebie, na boki, w górę…

      – Kim jesteś? – rozległo się za moimi plecami.

      Odwróciłem się na pięcie, instynktownie podnosząc lufę remingtona, ale nie wymierzyłem bezpośrednio. Na szczęście. Jakaś dziewczyna mierzyła do mnie z broni, a ponieważ moja strzelba i tak była nienaładowana, wypuściłem ją z rąk.

      – Mądre posunięcie – powiedziała dziewczyna, wpatrując się we mnie nieruchomym, pełnym napięcia wzrokiem. Nawet nie mrugała. – Omal cię nie rozwaliłam.

      Na niej też przeprowadzali jakieś testy. Można to było poznać po jej oczach – pięknych, ale i przerażonych. Przyjrzałem się jej. Dzieciństwo zostawiła za sobą już jakiś czas temu. Dwadzieścia parę lat, raczej bliżej trzydziestki. Z dziesięć lat młodsza ode mnie. Wyglądała na półkrwi Latynoskę, w Kalifornii nie było to nic niezwykłego. Zgrabna dziewczyna, bardzo atrakcyjna. Za atrakcyjne uznałem nawet jej potargane, posklejane krwią włosy sięgające do połowy pleców.

      Opuściłem wzrok, nic nie mogłem na to poradzić. To, co poniżej talii, wydawało się co najmniej równie interesujące jak to, co widziałem powyżej… tylko że prezentowało się bez osłonek. Miała mały tatuaż, zdaje się zielonego motyla. Ubrana była wyłącznie w podarty biały T-shirt. W kalifornijskiej Central Valley noce bywają gorące, a ją pewnie wyciągnięto wprost z łóżka. Tak samo jak mnie.

      – Wiesz coś? – spytałem. Zmusiłem się do podniesienia wzroku, spojrzenia jej w oczy. Szybko zadane pytanie to stara profesorska sztuczka. Na konsultacje przychodzi bardzo wiele atrakcyjnych młodych dziewczyn. W ten sposób można uniknąć niezręcznej sytuacji, kiedy człowiekowi zdarza się zagapić na to, na co nie powinien się gapić.

      – O czym? – odpowiedziała pytaniem.

      Zauważyłem, że lufa czegoś, co sklasyfikowałem jako rewolwer trzydziestkęósemkę, nawet nie drgnęła. Przełknąłem z wysiłkiem. Mogłem tylko mieć nadzieję, że nie byłem elementem próby tej dziewczyny, bo jeśli miałaby mnie rozwalić, żeby wyjść na swoje…

      – O testach.

      Zamrugała. Opuściła lufę. Nieznacznie. Przeprowadziłem amatorską triangulację. Jej wynik mi się nie spodobał. Mogłem jej oczywiście powiedzieć, żeby dała sobie spokój, ale w tych okolicznościach miała wszelkie prawo mierzyć w moje czułe miejsce, o czym rzecz jasna wiedzieliśmy oboje. Tu akurat na zaufanie trzeba zarobić ciężką pracą.

      – Testach? Masz na myśli całe to gówno z robieniem, co ci statek każe, żeby przejść do kolejnego pokoju i przeżyć?

      – Dokładnie – potwierdziłem, kiwając głową.

      Lufa opadła jeszcze odrobinę. Teraz drgnięciem palca mogła rozwalić mi kolano. Miałem nadzieję, że trzydziestkaósemka w końcu okaże się dla niej za ciężka, ale dziewczyna wyglądała tak, jakby regularnie chodziła na siłownię. Rewolwer trzymała prawidłowo, podpierając prawą rękę lewą dłonią. Na strzelnicę też chodziła.

      Potrząsnęła głową.

      – Wiem tylko, że gdybym nie miała tej zabawki na stoliku przy łóżku, już bym nie żyła… jak koleżanka z pokoju.

      – Koleżanka… Jesteś studentką?

      – Tak.

      Skinąłem głową.

      – Uczę na Merced – przedstawiłem się.

      Jej oczy nagle się zwęziły. Lufa powędrowała w górę, wyżej niż poprzednio. Mierzyła mi w pierś.

      – Za długo to trwa. Jakieś drzwi powinny się już otworzyć albo coś. Masz gadane, nie, człowieku? Masz mnie opóźnić, odwrócić moją uwagę? Jeśli cię załatwię, przejdę do następnego pokoju, nie?

      Odrobinę podniosłem ręce z otwartymi dłońmi skierowanymi do góry.

      – Zaczekaj z tym. U mnie też sporo się dziś zdarzyło. Ten statek zabił mi dzieci, syna i córkę. Nie mam amunicji. Gdybym miał, być może strzelalibyśmy do siebie, i owszem, może statek tego właśnie chce, ale ja nie zabijam dziś ludzi. Tylko obcych.

      Dziewczyna patrzyła na mnie przez bardzo długą chwilę, a potem westchnęła i wymierzyła w sufit. Nadal trzymała rewolwer w obu dłoniach, ale oboje odetchnęliśmy z ulgą.

      – Jak się nazywasz, profesorze? – spytała.

      W tym momencie otworzyło się dwoje drzwi. Oboje najpierw znieruchomieliśmy, a potem odwróciliśmy się jak na komendę. Oba pokoje były puste. Z przeciwległej ściany tego po lewej biło światło, pojedynczy promień, jakby ktoś wywiercił w kadłubie dziurę na wylot, a na zewnątrz świeciło jaskrawe słońce. Nie mogło świecić, chyba że przelecieliśmy na drugą stronę naszego globu. Natychmiast zrobiłem się podejrzliwy.

      – Kolejny test – powiedziałem.

      – Tak myślisz?

      Spojrzałem na dziewczynę.

      – A skoro już spytałaś, nazywam się Kyle Riggs.

      – Profesor Kyle Riggs?

      Skinąłem głową.

      – Ja mam na imię Alessandra. Możesz mi mówić Sandra. Czego uczysz? – Wydawała się naprawdę zainteresowana.

      – Informatyki.

      Pokiwała głową i… roześmiała się. Jej śmiech zabrzmiał dziwnie. Wydawał się tutaj kompletnie nie na miejscu.

      – O co ci chodzi?

      – Zapisałam się na twoje zajęcia. Od jesieni.

      – Och! Miejmy nadzieję, że oboje wrócimy do szkoły.

      – Jasne. To w którą stronę, profesorze?

      – Powiedziałbym, że byle dalej od światła. Moim zdaniem to jakaś sztuczka. Na zewnątrz nie może być jasno. Nie pojmuję zasad tego testu, ale dokądś przecież musimy pójść.

      – Właśnie. Już podgrzewają podłogę.

      Teraz, kiedy o tym wspomniała, ja też poczułem ciepło pod stopami. Różnica nie była wielka, ale odczuwalna. Musieliśmy wybierać.

      Zrobiłem krok do pokoju po prawej, tego ciemnego. Sandra szła tuż za mną… ale niewystarczająco szybko.

      Podłoga pokoju, w którym się spotkaliśmy, uciekła jej spod stóp. Udało


Скачать книгу
Яндекс.Метрика