Эротические рассказы

Star Force. Tom 1. Rój. B.V. LarsonЧитать онлайн книгу.

Star Force. Tom 1. Rój - B.V. Larson


Скачать книгу
do wody zabija, jakby uderzyło się w beton.

      Widziałem wpatrzoną we mnie twarz Sandry. Usta miała otwarte, ale nic nie powiedziała, nawet nie krzyknęła. Wolną ręką i palcami stóp szukała oparcia na gładkim korpusie statku.

      Na twarzy czułem podmuchy słonego morskiego wiatru. Jeszcze mogło nam się udać. Klęczałem, zapierając się z całej siły na krawędzi przepaści. Nie mogłem dać się teraz ściągnąć Sandrze do morza. Problem polegał na tym, że nie miałem się czego chwycić. Nie było tu żadnego progu, żadnej futryny drzwiowej, nawet wykładziny, po której przynajmniej bym się nie ślizgał – jedynie metal, zmieniający kształt gładko jak płyn.

      – Trzymaj się, Sandra! – krzyknąłem. – Damy sobie radę!

      Miałem plan. Naprawdę miałem plan. Położę się, złapię ją za obie ręce, a ona sama się na mnie wciągnie. Wydawała mi się wystarczająco silna, żeby dać sobie radę. Z moją pomocą. Ułożyłem się odpowiednio, a wtedy…

      Drzwi znikły. Metal zwarł się błyskawicznie, jak już kilka razy poprzednio. W jednej sekundzie były, w następnej jakby nigdy ich nie było.

      Ale nie to było najgorsze. Najgorsze nastąpiło, kiedy spojrzałem na własną garść, w której ciągle ściskałem cztery palce dziewczyny. Na jednym z nich był pierścionek ze szmaragdem. Krwawiły, ucięte równo jak nożem.

      Usiadłem. Przez chwilę gładziłem palce Sandry, a potem ułożyłem je w mały stosik na podłodze. Prawie nic nie widziałem, oczy mnie szczypały. Wydawałem z siebie dziwne, przeciągłe dźwięki, jak wycie.

      – Demonstracja zdolności przywódczych – powiedział chłodny głos. Przedtem długo nie miał nic do powiedzenia.

      Rozdział 4

      – Zdolności przywódcze?! – wrzasnąłem do ścian. – O to wam chodziło? Nazywacie to zdolnościami przywódczymi?

      Ściany milczały.

      – A co z przesłuchaniem? Nie usłyszałem nawet jednego pytania!

      Czułem się trochę jak filmowy szaleniec, wrzeszczący do pustych ścian, wymyślający Bogu i diabłu albo głosom we własnej głowie. Chyba rzeczywiście byłem wówczas szalony.

      Szalony z rozpaczy.

      A jednak, niestety, ciągle myślałem, jak rozwiązać tę zagadkę. Nic nie mogłem na to poradzić. Jestem facetem od komputerów, jak również farmerem. Oba te zawody wymagają uwielbienia dla rozwiązywania problemów. Zdałem test na zdolności przywódcze. Co to niby miało znaczyć? Wyprowadziłem Sandrę z pokoju. Zdecydowałem, gdzie idziemy. A ona poszła za mną.

      Poszła za mną, oblewając przez to egzamin. Gdyby poszła do tego drugiego pokoju, czy pozwoliliby jej żyć? Czy poddano by ją kolejnym sprawdzianom, czy też uznano, że oboje nie jesteśmy potencjalnymi przywódcami, ponieważ żadne nas nie poprowadziło tego drugiego?

      – Czego chcecie, do diabła? – spytałem milczących ścian. Byłem bliski załamania. Stało się jakoś tak, że śmierć dzieci tylko mnie wzmocniła, ale podjęcie nieświadomej decyzji prowadzącej do śmierci Sandry… to było coś zupełnie innego. Prawdopodobnie chodziło o poczucie winy. Nie miałem żadnego logicznego powodu, by winić się za los Jake’a i Kris. Zrobiłem przecież wszystko, co mogłem, żeby ich ocalić. Biorąc pod uwagę okoliczności.

      Z Sandrą było inaczej. Zawiodłem ją. Nie zrozumiałem, na czym polega próba. Powinienem zorientować się, przecież nakazywała to prosta logika, że wychodząc z pokoju, stajemy twarzą w twarz ze śmiercią. Moją uwagę odwróciła uroda dziewczyny. I jej nagość. Spotkanie innego człowieka zmieniło reguły gry. Nie myślałem o tym w ten sposób, a powinienem, bo tak właśnie było. Opuściłem gardę. Ona też. Myśleliśmy, że może pobijemy statek, działając wspólnie, że razem jesteśmy silniejsi.

      Ale statek miał inne plany. Nienawiść do tej potwornej maszyny zapłonęła we mnie jeszcze intensywniej. Miałem szczerą nadzieję, że dostanę szansę uduszenia własnymi rękami złowrogich stworzeń, które stworzyły ją i wymyśliły tak okrutne testy.

      Statek milczał, drzwi pozostawały zamknięte. Siedziałem w nagiej metalowej kostce niczym w klatce i nie obchodziło mnie, co się ze mną stanie. Czy statek pozostawił mnie na trochę sam na sam z mym żalem? Czy był zaprogramowany tak, by dawać chwilę wytchnienia obiektom po wyjątkowo ciężkim wstrząsie? Nagle uświadomiłem sobie, że przecież nie po raz pierwszy zwleka. Pozwolił mi obandażować rany. Pozwolił mi porozmawiać z Sandrą. Odczekał, aż staniemy się zespołem.

      Pomyślałem też o centaurach. Już od jakiegoś czasu podejrzewałem, że to nie one stoją za tym wszystkim, lecz jakieś inne stworzenia. Ktoś inny tak właśnie zaaranżował sprawy. Inaczej nie miałoby to żadnego sensu, przecież załoga nie wystawiałaby na niebezpieczeństwo sama siebie! Może miałem do czynienia z tresowanymi zwierzętami? Jak, powiedzmy, bojowe psy? Albo może jeńcami porwanymi ze swojego świata, tak jak ja byłem jeńcem z Ziemi? Skąd miałem wiedzieć, czy drugi centaur nie był krewnym pierwszego, czy z ich punktu widzenia nie jestem jakąś żądną krwi małpą, zabijającą okrutnie w morderczych atakach?

      Zemdliło mnie. Po raz pierwszy poczułem, że opuszcza mnie determinacja.

      – Obiekt podda się przesłuchaniu – oznajmił głos po długiej chwili milczenia. Słowa zostały wypowiedziane dokładnie takim samym tonem jak przedtem. To też dawało do myślenia. Interesujące, choć niezbyt konkretne. Idealna powtarzalność… czyż nie jest to cecha właśnie komputerów? Jako informatyk z praktyką wyczuwałem już, że mogę mieć do czynienia ze sztuczną inteligencją. Niezbyt pocieszająca myśl. Komputery nie słyną z miłosierdzia.

      Bez słowa gapiłem się w podłogę. Już zaczynała się rozgrzewać.

      – Powiedziałem już, że odpowiem na pytania, jeśli sam będę miał prawo pytać.

      Chwila ciszy i…

      – Demonstracja nieustępliwości.

      Otworzyły się drzwi. Westchnąłem, wstałem z wysiłkiem. Ile jeszcze tych testów mnie czekało?

      Poszedłem, bardzo ostrożnie. Ten pokój nie był już sześcienną kostką, tylko znacznie większym pomieszczeniem nakrytym kopułą. Każdy jego centymetr kwadratowy wydawał mi się podejrzany. Obszedłem tę moją nową klatkę, gotów uskoczyć przy najmniejszym sygnale niebezpieczeństwa.

      – Testy ukończone. Obiekt wybrany do przejścia na następny poziom.

      – Cudownie – powiedziałem.

      – Możesz wydawać nam rozkazy.

      Zamarłem. Kolejny test?

      – Mogę wydawać wam rozkazy?

      – Tak.

      Otrzymywałem odpowiedzi na pytania. Byłem w pokoju innym niż wszystkie poprzednie. Ale i przedtem dawałem się oszukiwać. Warto o tym pamiętać. Co, jeśli mogę wydać tylko jeden rozkaz? Co, jeśli to test, sprawdzenie, co zrobiłbym w takiej sytuacji? Czego chcę? Do tej pory nie gawędziłem sobie w ten sposób z potworami. Niechętnie przyznałem się do tego sam przed sobą, ale zaszła zmiana, z którą wiązałem pewne nadzieje. Chociaż w głębi duszy i tak byłem prawie pewien, że to kolejny test. Że podłoga gotowa jest lada chwila zniknąć.

      Pomyślałem, że mogę przecież rozkazać, żeby mnie wypuścili. To wydawało się proste. Tylko muszę uważać, bo kto im zabroni wywalić mnie z dwóch kilometrów wprost na jakieś skały? Albo na Antarktydę? Ilekroć miałem okazję spojrzeć w dół, widziałem całkiem inny kawałek świata.

      Musiałem zastanowić się też nad tym, jak długo mam zwlekać, żeby wyjść na beznadziejny


Скачать книгу
Яндекс.Метрика